Najczęściej dziennikarze skupiają swoją uwagę na potężnych Chinach rozkwitających pod szyldem marksistowskich sloganów. Chinach, w których z jednej strony wszyscy chętnie inwestują (forsa!), ale też przy każdej okazji krytykują brak podstawowych swobód obywatelskich. Logika rządząca umysłami wielu dziennikarzy nakazuje im więc "jeździć" do woli po chińskiej komunie.
Nie mam racji? No to zwróćcie np. uwagę na otoczkę informacji o wprowadzeniu kontroli SMS-ów przez chińskie władze. Nasze media nie uwierzyły w zapewnienia, że rząd w Pekinie będzie je czytał tylko wtedy, gdy w grę wchodzić będzie ściganie pospolitych przestępców, sugerując, że jest to furtka do prześladowań przeciwników reżimu. Być może. Ale idźmy dalej: przy okazji podawania informacji o planie otwarcia nowych kafejek internetowych natychmiast przypomniano, że niedawno je zamykano. I że tamtejsze władze ostrzegały, iż Internet może doprowadzić nawet do… śmierci. A fakt, że najwięcej na świecie linii DSL jest właśnie w Państwie Środka, musiał zostać okraszony czujnym przypomnieniem, że w Chinach Sieć jest cenzurowana. Naprawdę nie można o Chinach napisać nic bez przypominania, że rząd w Pekinie kieruje się wrogą ideologią?
Ale nie to jest najistotniejsze. Zamiast przejmować się problemami Chińczyków, może lepiej zająć się naszymi własnymi sprawami? Dlaczego na przykład tych wszystkich obrońców praw człowieka w Chinach nie niepokoi bardziej to, że nasi operatorzy telekomunikacyjni mają ustawowy obowiązek nagrywania wszystkich rozmów i SMS-ów w celu ich ew. wykorzystania przez organa ścigania?! Dlaczego nie robi się rwetesu z powodu ZUS-u, który zmusza polskie firmy do płacenia haraczu Microsoftowi (patrz:$(LC116228: ZUS nasz powszedni)$)? Dlaczego nikt nie odpowiedział za doprowadzenie do ruiny JTT ($(LC76921:Nie ma to jak w domu)$)?
A to tylko trzy pytania. Problem w tym, że jest ich niestety znacznie więcej…