Trudne życie e-sprzedawcy

Przed założeniem sklepu internetowego, koniecznie trzeba zapoznać się z szeregiem regulacji prawnych, tak by uniknąć później ewentualnych sporów z kupującymi. Podstawy prawne dla zawierania transakcji przy użyciu środków elektronicznych zostały zapisane w Kodeksie cywilnym, którego nowelizacja z 14 lutego 2003 r. potwierdziła zasady handlu elektronicznego (patrz: Dz. U. nr 49, poz. 408). Nie wolno także zapominać o ustawie z 2 marca 2000 r. o ochronie niektórych praw konsumentów oraz o odpowiedzialności za szkodę wyrządzoną przez produkt niebezpieczny (Dz. U. nr 22, poz. 271 z późniejszymi zmianami),

A także ustawy z 18 lipca 2002 r. o świadczeniu usług drogą elektroniczną (Dz.U. nr 144, poz. 1204 z późniejszymi zmianami). Jest to o tyle istotne, że po lekturze wspomnianych wyżej przepisów powinna zapaść decyzja o tym, jak daleko chce się zautomatyzować proces transakcji elektronicznych.

Kupić, spytać, negocjować

W przypadku sprzedaży towarów i usług za pośrednictwem witryn internetowych jednym z najistotniejszych elementów jest ustalenie, czy zaprezentowanie określonego produktu w Sieci powinno być traktowane jako oferta w ścisłym sensie tego słowa. Może to być też jedynie zaproszenie do składania ofert przez potencjalnych kupujących lub oferty do negocjacji.

Dlaczego ma to znaczenie? Otóż jeśli mamy do czynienia z ofertą, to jest ona wiążąca nawet wówczas, gdy sprzedawca podał błędną cenę. Amerykański sklep firmy Dell już kilkakrotnie w okresie przedświątecznym “pomylił się”, wystawiając wybrane towary o kilkadziesiąt procent taniej niż normalnie i później wywiązywał się ze złożonych zamówień. Można podejrzewać, że mamy tu do czynienia raczej z akcją promocyjną niż pomyłką, niemniej błędne, ewidentnie zaniżone ceny w sklepach online zdarzają się także w naszym kraju. Czy sprzedawca musi wówczas honorować złożone zamówienie?

Listy do prawnika
Pytanie: Jestem użytkownikiem Neostrady. Zamawiając usługę, zgłosiłem, że chciałbym, aby faktura była wystawiona nie tylko na mnie, ale również na moich rodziców, aby mogli skorzystać z ulgi podatkowej z tytułu dostępu do Internetu (mieszkamy razem i wspólnie będziemy korzystać z Neostrady). Ku mojemu zaskoczeniu, doradca z Błękitnej Linii TP poinformował mnie, że wspólna faktura może być wystawiona jedynie na współmałżonków i tylko oni mogą wspólnie odliczyć koszty połączeń internetowych. Jeśli dobrze zrozumiałem poradę Rafała Korczyńskiego (CHIP 2/2006), to przysługuje mi prawo do rozliczenia w zeznaniu podatkowym kosztów dostępu do Internetu wspólnie ze wszystkimi osobami, z którymi mieszkam. Proszę o wyjaśnienie opisanego problemu.
Czytelnik

Odpowiedź: W tok rozumowania Czytelnika wkradł się błąd. Każdy ma prawo do skorzystania z tzw. ulgi internetowej, o ile spełni warunki, o których mowa w ustawie o podatku dochodowym od osób fizycznych (Dz. U. z 2000 r., nr 14, poz. 176 z późniejszymi zmianami). Zgodnie z art. 26 ust. 1 pkt 6a od swojego dochodu podatnik może odliczyć kwotę wydatków ponoszonych z tytułu użytkowania Internetu w lokalu (budynku) będącym jego miejscem zamieszkania. Można sobie w ten sposób odliczyć nie więcej niż 760 zł rocznie. Nic nie stoi na przeszkodzie, o ile w lokalu wydatki ponoszone są przez kilka osób, by tę ulgę “cudownie rozmnożyć”, o czym była mowa w artykule i na co wskazywano w wyjaśnieniach Ministerstwa Finansów. Jednakże poza stroną fiskalną całego przedsięwzięcia pozostaje kwestia cywilnoprawna na linii operator telekomunikacyjny – abonent. W tym wypadku operator nie ma obowiązku wystawiania faktur na kilka osób. Działanie TP SA są w tej sytuacji w pełni zasadne. Mniejsi operatorzy wprowadzają wielostronne umowy o świadczenie usług (ojcem, matką i na przykład synem). Nie jest to jednak obowiązek. W opisanej sytuacji sugerowałbym cesję umowy na któregoś z rodziców i wówczas, zgodnie z warunkami TP SA, ulga przysługiwała będzie obojgu rodzicom.
Rafał Korczyński

Jaka oferta jest wiążąca

Podczas oglądania witryny internetowej jakiegoś sklepu na pierwszy rzut oka trudno jest dokonać precyzyjnego rozróżnienia, czy w tym konkretnym przypadku mamy do czynienia z właściwą ofertą ze strony sprzedającego, czy też tylko jest to zwykła prezentacja asortymentu towarowego, która ma stanowić zaproszenie do składania ofert.

Co warto podkreślić, nawet nie będzie w tym miejscu miało znaczenia to, że na stronie WWW bardzo dokładnie opisany zostanie poszczególny artykuł, doprecyzowana jego cena, warunki gwarancji lub też dostawy. Przywołując treść przepisu art. 71 Kodeksu cywilnego można wykazać, iż taki materiał na witrynie przedsiębiorcy będzie miał tylko charakter zaproszenia do składania ofert (invitatio ad offerendum).

Za ofertę wiążącą prawnie będzie jednak uznana sytuacja, gdy sprzedawca wyraźnie i precyzyjnie określi, co chce zaoferować, za jaką cenę oraz na jakich warunkach, a zwłaszcza gdy doda opis, że “niniejsza prezentacja jest ofertą w rozumieniu Kodeksu cywilnego”. Jest to o tyle istotne, że w realnym świecie wystawienie towaru z ceną w miejscu publicznym tego rodzaju informacji dodatkowych nie wymaga. Ta subtelna różnica bywa niezauważana przez wielu kupujących, zaś na jej tle powstają niejasności.

Notebook za 300 zł

Do zawarcia umowy dochodzi dopiero wówczas, gdy osoba przeglądająca witrynę wyśle pisemne zgłoszenie o chęci zakupu i zostanie ono przyjęte przez sklep internetowy. Wynika z tego, że samo zauważenie przez potencjalnego nabywcę “okazyjnego” notebooka za 300 zł zamiast za 3000 zł nie zobowiązuje jeszcze sprzedawcy do sprzedaży w tej cenie. Jeśli jednak ktoś złoży zamówienie i otrzyma potwierdzenie jego przyjęcia, to może domagać się sprzedaży towaru w takiej właśnie kuriozalnej cenie. Sprzedawca owszem, może się tłumaczyć, że to jest pomyłka pracownika wpisującego towar do bazy danych, ale mimo wszystko musi sprzedać produkt, którego zamówienie potwierdził, w takiej cenie, jaka widniała na stronie WWW w momencie wciśnięcia przycisku “Dodaj do koszyka”.

W takim przypadku potencjalny kupujący powinien przygotować odpowiednią dokumentację, w szczególności zaś wydrukować całą korespondencję ze sprzedawcą, i w razie jego odmowy wykonania umowy, może próbować dochodzić swoich praw na drodze postępowania sądowego. Oczywiście w tym miejscu nasuwa się zrazu pytanie, czy gra warta jest zachodu. Jeśli chodzi o zakup urządzenia za kilkanaście tysięcy złotych oczywiście tak, jeśli zaś zakup dotyczy urządzenia za 200 zł, koszty związane ze sprawą mogą być wyższe, aniżeli to, co zyskamy. Nie mówiąc już o stracie czasu i nerwów.

Przepisem o ogromnym znaczeniu w tej sytuacji jest regulacja art. 66(1) §1 Kodeksu cywilnego, która stanowi, że oferta złożona w postaci elektronicznej wiąże składającego, jeżeli druga ze stron niezwłocznie potwierdzi jej otrzymanie. W tym miejscu widać od razu, że potencjalny przedsiębiorca, chcący otworzyć swój wirtualny punkt sprzedaży, powinien podjąć decyzję, czy wszystkie oferty składane przez kupujących będą potwierdzane w sposób automatyczny, czy też będzie tego dokonywał pracownik. To drugie rozwiązanie jest bardziej pracochłonne i w wielu wypadkach będzie wiązać się z zatrudnieniem osoby, której zadaniem będzie weryfikacja ofert. Pozwoli ono jednak wyeliminować pomyłki w cennikach zamieszczonych na stronach WWW, a w konsekwencji zmniejszyć ryzyko plajty początkujących przedsiębiorców.

Sprzedać, nie sprzedać?

Sprzedawca w celu uniknięcia problemów i niejasności związanych z transakcją przeprowadzaną na odległość, powinien pomyśleć nad stworzeniem regulaminu sprzedaży, w którym dokładnie opisze, na jakich zasadach dochodzi do zawarcia umowy sprzedaży. Wówczas ewentualnych sporów z kupującymi będzie znacznie mniej. Może się jednak zdarzyć, że pomimo potwierdzenia złożenia oferty realizacja umowy sprzedaży nie będzie możliwa. Chodzi w tym miejscu o te przepisy, które w określonych przypadkach dają sprzedawcy prawo odstąpienia od zawartej umowy. Z taką sytuacją możemy mieć do czynienia, gdy spełnienie świadczenia, z wielu powodów, nie będzie możliwe.

Zwrócić jednak należy uwagę, że do uwolnienia się od skutków zawartej umowy konieczne jest dopełnienie przez przedsiębiorcę aktu staranności w postaci zawiadomienia konsumenta o niedostępności przedmiotu świadczenia najpóźniej w terminie 30 dni od zawarcia umowy. W przypadku uchybienia temu terminowi liczyć się należy z tym, że kupujący ma prawo dochodzić roszczeń odszkodowawczych na podstawie przepisów ogólnych.

10 dni dla niezdecydowanych

Osoba zakładająca sklep internetowy powinna też brać pod uwagę, że zgodnie z prawem klient może odesłać towar w ciągu 10 dni od zakupu. Nie są przy tym wymagane żadne wyjaśnienia ze strony klienta: nie musi on wykazać wady towaru, jego uszkodzenia bądź jakiegokolwiek niedopełnienia ze strony sprzedawcy. Sprzedawca musi wówczas przyjąć z powrotem towar, zwracając pełną, zapłaconą przez kupującego kwotę. Niedopuszczalne są potrącenia kosztów manipulacyjnych czy zwrot tylko części pieniędzy.

Ta zasada nie dotyczy programów komputerowych, nagrań muzycznych ani wideo. Nie dotyczy także świadczeń o właściwościach określonych przez konsumenta w złożonym przez niego zamówieniu. Chodzi tu o usługi, które zostały wykonane na konkretnie określone zamówienie i w razie zwrotu nie mogą zostać sprzedane innej osobie. Przykładem może być zlecenie wykonania odbitek w labie. Tutaj nie ma mowy o zwrotach nieuzasadnionych wadliwością towaru. W tym kontekście próba rezygnacji z odbitek już wykonanych w cyfrowym laboratorium skazana jest na niepowodzenie, zaś odesłanie tychże i żądanie zwrotu pieniędzy tylko na tej podstawie, że się rozmyśliliśmy, jest bezzasadne.

Klienci sklepów internetowych mają pewne przywileje, jakimi nie dysponują osoby kupujące w tradycyjnych placówkach handlowych. Handlowcy oferujący swoje towary online muszą te prawa respektować.