w ekranie, na którym pojawiały się kolejne adresy IP. Nie chodziło o to, że było ich tak dużo ani że pojawiały się tak szybko. Problem polegał na tym, że tak wiele z nich wskazywało na polskich internautów. Ta hipoteza wymagała jeszcze potwierdzenia, ale technik pracował w dziale IT wystarczająco długo, aby bez sprawdzania w bazie danych wypatrzyć adresy należące do puli TP czy Netii.
Za plecami mężczyzny znajdowało się okno, przez które widać było parking Komendy Wojewódzkiej Policji (KWP) w Katowicach. Hulający za szybą, niezwykły o tej porze roku (początek czerwca bieżącego roku), zimny wiatr przegonił dorodnego cumulusa i czerwcowe słońce wdarło się do sali, rzucając na ekran snop światła. Technik zrobił daszek z dłoni, żeby cokolwiek widzieć na monitorze, ale na niewiele się to zdało.
Podniósł się, żeby opuścić rolety, po drodze sięgając po leżący na skraju biurka wydruk z zaznaczonymi na czerwono wierszami. Przy oknie wyciągnął komórkę
i wybrał numer. – Hej, Jarek, nie zgadniesz, ile tego jest – odezwał się, omiatając wzrokiem wyróżnione linijki. Zanim jednak dowiemy się, do kogo dzwonił i co powiedział, słów kilka o technologii.
A Monitor mieli i mieli…
Program, którego działanie nadzorował technik z katowickiej KWP, jest prezentem dla polskiej policji od firmy produkującej oprogramowanie do informatyki śledczej. Aplikacja nazywa się Monitor i funkcjonuje non stop – nawet w trakcie powstawania tego artykułu – a jej podstawowym zadaniem jest monitorowanie sieci P2P.
Monitor robi to na dwa sposoby. Pierwszy polega na tym, że aplikacja szuka adresów IP osób pobierających konkretne treści. Pliki rozpoznawane są na podstawie skojarzonych z nimi haszów, czyli długich, wyliczanych za pomocą specjalnego algorytmu liczb, które jednoznacznie identyfikują określone zbiory binarne. Mając próbkę danej treści, taką jak empetrójka, film czy skompresowany folder z obrazkami, policyjny technik wylicza jej hasz i pyta Monitor, kto ją w tej chwili pobiera.
Monitor umie również namierzać użytkowników poszukujących określonych treści. Wszystkie pliki podróżujące przez sieci P2P są opisane za pomocą nazwy lub tagów. Użytkownik, który szuka określonych zasobów, wpisuje słowo kluczowe w wyszukiwarkę. Zapytanie przechwytuje Monitor. Jeśli program stwierdzi, że dana osoba użyła zwrotu z listy objętych nadzorem, odnotowuje jej adres IP.
1000 numerów IP na tydzień
Monitor to świetnie narzędzie do ścigania piratów. Działa szybko, po cichu i nie trzeba mu płacić pensji. Jednak tamtego czerwcowego popołudnia technika z KWP w Katowicach nie interesowały prawa autorskie wielkich wytwórni, lecz pedofile rozpowszechniający i pobierający zabronione treści przez sieci P2P.
Dlatego tydzień wcześniej wprowadził do Monitora hasze popularnych w środowisku pedofilskim filmów i skompresowanych galerii. Monitor miał również listę zwrotów, za pomocą których pedofile z całego opisują swoje materiały (patrz ramka). W efekcie technik stał teraz z wydrukiem w dłoni i komórką przy uchu.
Na drugiej linii miał podinspektora z Komendy Głównej Policji w Warszawie, który w Zespole do walki z Handlem Ludźmi, Pornografią Dziecięcą i Pedofilią odpowiadał za koordynowanie dużych akcji. – Co się dzieje? – zapytał podinspektor.
– Monitor wymielił już z tysiąc IP-ików – odparł technik. – Większość to Stany i Kanada. Ale sporo jest też z Europy. Dużo w Niemczech i u Angoli. Trzeba im tylko wysłać IP i daty pobrań. Najgorzej jest u nas. Na razie namierzyłem 20 delikwentów. Głównie Warszawa, ale też Poznań i Opole. Sprawdziłem niektóre lokalizacje. Jeden ślad prowadzi do gościa z rady nadzorczej banku. Po prostu szok! A to dopiero pierwszy tydzień Monitora na komendzie.
– Niech mieli dalej – zadecydował podinspektor. – Damy mu jeszcze z miesiąc, dwa. IP-ki zagraniczne podeślij mi już.
A dla każdego IP z Polski ustal adres w realu. Jak będzie powyżej 100, zrobimy dużą akcję. Będziemy w kontakcie – powiedział na koniec i rozłączył się.
Narodziny Simone
Sierpniowe słońce wpadało przez uchylone okno do jednej z sal Komendy Głównej Policji w Warszawie. Podinspektor Jarosław stał przed tablicą, do której magnesami przymocowano plan akcji. Oprócz niego
w naradzie brał udział szef zespołu i kilku doświadczonych funkcjonariuszy z oddziałów operacyjnych.
– Do wczoraj Monitor odnalazł już 157 adresów IP z Polski – powiedział podinspektor. – Do każdego z nich udało się dopasować lokalizację w realu. W samej Warszawie mamy 40 adresów. Reszta porozrzucana jest po całym kraju. Głównie wokół większych miast: Wrocław, Gdynia, Opole. Musimy uderzyć jednocześnie, żeby pedofile nie zaczęli się ostrzegać. Proponuję 3 września.
– No to datę mamy – powiedział szef zespołu, który od dłuższego czasu studiował plan akcji. Otrzymał go kwadrans wcześniej, tak jak wszyscy pozostali uczestnicy spotkania. – Wypadałoby dograć szczegóły.
– Szczegóły ustalą w terenie – odparł podinspektor. – Podzieliłem adresy podejrzanych na rejony i przekazałem do komend wojewódzkich. Na 3 września muszą zmontować ekipy i uderzyć. My będziemy to tylko koordynować. Najwięcej roboty mają w Warszawie, więc tu zatrzymania będą w trzech turach. Ale mówią, że dadzą radę.
Szef zespołu pokiwał głową, podszedł do kalendarza. Odszukał datę 3 września. Jednym z solenizantów w tym dniu był Szymon. – Hm… – mruknął szef i odwrócił się do reszty. – Proponuję nazwać tę operację “Simone”. Są sprzeciwy?
Epilog
Sprzeciwów nie było, a operację “Simone” przeprowadzono perfekcyjnie. 3 września policjanci w całej Polsce weszli do 120 mieszkań z nakazem przeszukania. Zatrzymano 138 osób. U jednego z podejrzanych
z Wielkopolski znaleziono 400 GB pornografii dziecięcej. Inny rekordzista pochodził z Dolnego Śląska. Na jego płytach DVD
i dyskach doliczono się ponad 150 tys. pedofilskich plików. Kolejny z zatrzymanych chował w szafie plastikową lalkę do uprawiania seksu, a najbardziej kuriozalny przedmiot znaleziono u 23 latka z Opola. Był to zeszyt ze zdjęciami kilkuletnich dzieci. W miejsce ich główek zboczeniec przyklejał twarze znanych aktorek i modelek. Zatrzymanym za posiadanie treści pedofilskich grozi kara do 5 lat więzienia.
Zakazane słowa: Nie używaj ich, bo cię zatrzymają
Szukając pornografii dziecięcej, pedofile wpisują w wyszukiwarki określone zwroty i słowa. W czasie rozmów z policją ustaliliśmy ich brzmienie i pisownię. Mamy również zgodę na publikację. Jednak po burzliwej dyskusji w redakcji zdecydowaliśmy się je wydrukować jedynie w okrojonej formie, wstawiając gwiazdki w miejsce wszystkich liter poza pierwszą i ostatnią.
Oczywiście cenimy inteligencję naszych czytelników i wiemy, że niektórzy
z nich będą w stanie odtworzyć oryginalną pisownię na podstawie wzorca
i opisu. Radzimy jednak tego nie robić! Konsekwencje mogą być nieodwracalne – opisany w artykule policyjny bot działa na okrągło, a policja ma obowiązek wyjaśnić wszystkie podejrzane przypadki. Skutek: przeszukanie domu o 6 rano i inne kłopoty bardzo prawdopodobne.* H******n – pisany łącznie zlepek dwóch angielskich słów. Pierwsze to, zależnie od kontekstu, slangowe określenie kobiety łatwej albo głupiej. Drugie oznacza radość albo przyjemność.
* P**C – akronim, w skład którego wchodzą dwa wyrazy. Każdy z nich wnosi do skrótu dwie litery. Pierwszy opisuje osobę młodszą niż nastolatka, drugi to przymotnik opisujący silne, intensywne doznania.
* R*****d – zlepek dwóch popularnych angielskich słów. Zwrot w całości może oznaczać – metaforycznie – źródło cennego pierwiastka.Pedofile dodatkowo ograniczają poszukiwania, stosując dookreślnik. Ma on
postać “Xyo”, gdzie “X” jest liczbą. Na przykład zapytanie “P**C 6yo” oznacza, że pedofil poszukuje ostrej pornografii dziecięcej, w której biorą udział dzieci 6-letnie albo młodsze.