To nieprawda, że w naturze linie proste nie występują – jest ich całkiem sporo, jeśli się wie, gdzie szukać. Nie da się natomiast ukryć, że my, ludzie, jesteśmy zbudowani z mniej lub bardziej zaokrąglonych krzywych i to właśnie takie kształty są dla nas najlepsze. Tą lekcję odrobili projektanci Asusa. Dół i boki P565 są miękko zaokrąglone, nadając bryle palmofonu kształt doskonale układający się w dłoni. Nie chodzi o to, że np. Diamonda trzyma się niewygodnie – nie, nic z tych rzeczy. Po prostu P565 nie chce się wypuszczać z ręki. Swój udział ma w tym też – wspomniana już przeze mnie skóra, pokrywająca dół, boki oraz ok. 3/4 pleców palmofonu. Znów: tak nas matka natura stworzyła, że lubimy dotyk naturalnych tworzyw, a Asus postarał się, żeby tę naszą słabość wykorzystać.
Zresztą, skoro już mowa o tworzywach i materiałach, trzeba przyznać, że cały P565 to pod
tym względem prawdziwy ewenement. Po pierwsze, pomimo braku metalu, palmofon sprawia wrażenie wytrzymałego i szlachetnego. Po drugie, dzięki brakowi metalu, palmofon jest naprawdę zaskakująco lekki. Po trzecie, projektantom udało się zestawić elementy wykonane z co najmniej pięciu różnych materiałów w taki sposób, że sprawiają wrażenie harmonijnej kompozycji, a nie totalnego bałaganu. Wreszcie po czwarte, ostanie, ale jak mawiają anglofoni, bynajmniej nie najpośledniejsze, tylko sam przód urządzenia jest błyszczący! Kiedy to zobaczyłem, w sercu nieśmiało obudziła się nadzieja – czyżby to był z dawana oczekiwany pierwszy znak nadchodzącej jutrzenki? Długo wypatrywany kres mody na “wszystko-musi-być-błyszczące-błyszczące-i-jeszcze-raz-błyszcące”? Nie wiem – nie śmiem w to wierzyć. Ale może…
Tymczasem jednak wróćmy do P565, którego wciąż nie mogę wypuścić z ręki i w którym coś wytrwale grzechocze. Grzechocze?! Potrząsam delikatnie na próbę i faktycznie, coś słychać. Potrząsam jeszcze, tym razem mocno i szybko. Nie ma wątpliwości – albo mam tu gdzieś grzechotnika, albo w tym palmofonie coś się telepie. Mocno zaintrygowany zdejmuję klapkę baterii, zaglądam do środka – nic, wszystko trzyma się jak trzeba. Oglądam telefon ze wszystkich stron, przyciski w porządku, klapka – OK, rysik… No tak, rysik. Z dumną miną Sherlocka Holmesa, który właśnie rozwiązał kolejną zagadkę oglądam winnego: długi, cienki i w całości zrobiony z plastiku rysik siedzi w swoim gnieździe na tyle luźno, że każde potrząśnięcie palmofonem powoduje wyraźny grzechot. Potrząsam Asusem jeszcze raz, wciąż trzymając rysik w ręku i… Zamiast błogiej ciszy znów słyszę ten przypominający złośliwy chichot dźwięk! Jest co prawda znacznie, znacznie cichszy i jakby w innym tonie, ale coś wciąż się trzęsie. Holmes pali się ze wstydu, a ja jeszcze raz dokładnie oglądam palmofon. Jest! To przełącznik “Hold”, blokujący klawisze i wygaszający ekran. Jest osadzony na tyle luźno, że grzechocze pod wpływem wstrząsów… Nie wiem, kto w Asusie przepuścił takie ewidentne, denerwujące niedoróbki, ale znając skłonność Azjatów do wymyślnych tortur przypuszczam, że jego nagana była długa i bolesna. Należało mu się.
Czy ten rysik nadaje się jeszcze do czegoś, oprócz udawania grzechotnika? Cóż, może nie
jest szczególnie elegancki, ale daje radę – no i jest umieszczony dokładnie tam, gdzie każdy stary palmtopowiec będzie go szukał: u góry urządzenia, na prawo od ekranu. Nie jak w HTC na dole. Nie jak w niektórych innych konstrukcjach po lewej stronie. Po prawej na górze, jak Pan Bóg przykazał. To samo tyczy się zresztą rozmieszczenia pozostałych elementów – przycisków regulacji głośności, pięciokierunkowego D-pada, czerwonej i zielonej słuchawki, klawisza aparatu fotograficznego – są na miejscu, tam, gdzie ich oczekujemy. W dodatku wszystkie działają pewnie, z wyraźnym, ale przyjemnie miękkim kliknięciem, nie wymagając użycia dużej siły. Brawo! No, prawie brawo. “Czerwona” i “zielona” słuchawka oraz przycisk [OK] i klawisz uruchamiający menu aplikacji są zdecydowanie zbyt blisko siebie, przez co osoby o większych palcach (szczególnie działające w pewnym pośpiechu) mogą mieć problem z naciśnięciem tylko jednego, właściwego.
Doskonałe kształty, ergonomia czy materiały schodzą niestety na drugi plan, kiedy przychodzi pora, żeby schować P565 do kieszeni. Wtedy, jak Koszmar z ulicy Wiązów powraca bon mot, że rozmiar ma znaczenie. Pal sześć grubość czy długość – Asus nie jest ani grubszy, ani dłuższy niż przeciętna komórka. Niestety, nasz odziany w skórę tygrysek okazuje się być od typowego telefonu zdecydowanie szerszy, co staje się problemem, kiedy próbujemy upchnąć go w kieszeni. Po raz kolejny przyjdzie westchnąć: “zachciało się mieć palmofon, to trzeba cierpieć…”
W następnym odcinku – test prawdy. Czy odpalone w dłoni 800 Mhz ryknie i urwie mi rękę? Czy może raczej przedtem zabraknie mu prądu w baterii? Zobaczymy.
Chcecie zobaczyć więcej zdjęć? Zapraszam do galerii, czyli tu.