Dlatego podpowiadamy, jak zrobić dobre wrażenie na kimś, kto w Sieci szuka danych o naszej osobie, jak dobrze zaprezentować się w serwisie społecznościowym, o czym należy pamiętać i jakie reguły stosować, udzielając się na forach czy pisząc blog.
Platformy biznesowe
Załamanie kariery w Internecie
Największy w Polsce biznesowy serwis społecznościowy Goldenline.pl ma ponad 250 tys. użytkowników. Wiele osób chce tutaj po prostu nawiązywać kontakty, ale ta platforma jest także idealnym punktem wyjścia do szukania pracy. Jeśli masz swój profil w GoldenLine, dajesz ogromnej rzeszy ludzi dostęp do informacji na temat swojej edukacji i przebiegu kariery. Poza umieszczeniem swojego curriculum vitae należy tutaj wspomnieć tylko o swoich zainteresowaniach, podać linki do prywatnych blogów oraz ewentualnie brać udział w wybranych dyskusjach na forach tematycznych, zawsze uważnie bacząc na to, co i jak pisze. Jeśli bowiem zdarzy się, że na chwil stracimy nad sobą panowanie i użyjemy zbyt ostrego języka bądź puścimy wodze fantazji, to każdy bez trudu będzie mógł sprawdzić, kto jest autorem niefortunnych słów i gdzie pracuje.
Na pierwszy rzut oka GoldenLine to spełnienie marzeń ciekawskich dyrektorów personalnych. Lecz użytkownik tego serwisu nie musi być widoczny dla każdego internauty: to ty decydujesz, które informacje na twój temat będą widoczne w profilu. Możesz także zastrzec, że nie chcesz, by twój profil był indeksowany przez Google i inne wyszukiwarki.
Jeśli traktujesz GoldenLine jako przepustkę do swojej kariery, to powinieneś robić dobre wrażenie już na pierwszy rzut oka. Musisz też mieć porządną fotografię, a nie wycięty element z wakacyjnej fotki czy zdjęcie zrobione za pomocą telefonu komórkowego. Wydaj parę złotych i zrób zdjęcie w profesjonalnym zakładzie. Pamiętaj, by zaznaczyć, że chcesz wykorzystywać tę fotografię w Internecie.
Musisz także ostrożnie dobierać osoby, które dodajesz do listy znajomych. Najwyraźniej część użytkowników GoldenLine uważa, że posiadanie wielu kontaktów jest wyznacznikiem tego, ile znaczą. To nieprawda: posiadanie 1000 albo większej liczby kontaktów wcale nie czyni cię superwpływową osobą, a pokazuje jedynie, że nie umiesz rozróżnić ważnych kontaktów od tych mniej istotnych. Dlatego też selekcja odgrywa tu istotną rolę: na przykład przyjaciele i członkowie rodziny nie powinni znajdować się na takiej liście. Zamiast tego powinieneś zbudować sieć kluczowych osób z twojej branży. Podczas szukania kandydatów na określone posady dyrektorzy personalni mniej są zainteresowani liczbą kontaktów, a dużo bardziej tym, kto może wykazać się większym dostępem do osób zajmujących ważne stanowiska w firmach. Praktyczna zasada: nie potrzebujesz więcej niż 100 dobrze ustawionych osób.
Strony domowe, blogi, fora
Wgląd do osobowości
Stronę domową albo internetowy blog zakłada się bardzo łatwo, a ty nie zastanawiasz się długo przed wpisywaniem komentarzy na forach. Tym sposobem każdy może stać się gwiazdką medialną, ale niewiele osób zdaje sobie sprawę z konsekwencji takiego kroku: jeśli na przykład na blogu opiszesz, jak beznadziejny był bufet ślubny w hotelu Hilton, prawdopodobnie otrzymasz pisemne ostrzeżenie od prawnika hotelu i będziesz musiał zapłacić odszkodowanie. Nawet umieszczenie komentarza na dowolnym popularnym forum dyskusyjnym może mieć poważne konsekwencje. Jeden z dyrektorów personalnych, z którymi rozmawialiśmy, przyznał, że zdarzyło mu się odrzucić jednego kandydata ze względu na jego polityczne komentarze zamieszczone na internetowym forum: “Odniosłem wrażenie, że był ekstremistą.” Oczywiście nie oznacza to, że twoja wolność wypowiedzi jest ograniczona. Pamiętaj jednak o tym, by – nim klikniesz “Wyślij” – upewnić się, że twojej wypowiedzi nie można opacznie zrozumieć.
Ważna rada:
jeśli tylko jest to możliwe, wypowiadając się w Sieci, korzystaj z pseudonimu albo nicka – najlepiej używać przynajmniej kilku różnych. Dyrektorzy personalni na ogół wpisują do wyszukiwarki Google tylko prawdziwe imię i nazwisko kandydata. Będziesz bezpieczny tak długo, dopóki twoje prawdziwe dane i pseudonimy nie zostaną ze sobą skojarzone. Na przykład cały kamuflaż na nic się nie zda, jeśli w swoim profilu w GoldenLine podałeś link do bloga, który prowadzisz pod pseudonimem. Nowe usługi służące do wyszukiwania danych na temat konkretnych osób już teraz potrafią skojarzyć takie połączenia.
Powinieneś być także naprawdę ostrożny w postępowaniu z materiałami, które znajdujesz w Internecie. Wolno ci publikować teksty, zdjęcia i filmy wyłącznie za pisemną zgodą autora. W przeciwnym razie będziesz musiał za to zapłacić.
Niedawno operator forum internetowego z przepisami kulinarnymi pozwał blogera. Bloger skopiował niewielką ikonkę chleba z forum i wykorzystał ją na stronie swojego pamiętnika. Ostatecznie kosztowało go to 1500 złotych.
Portale foto i wideo
Niesamowite archiwum upokorzeń
Miliony zdjęć i filmów dziennie są wgrywane na Flickr, YouTube i inne tego typu serwisy. Później linki do klipów lub zdjęć są przesyłane przyjaciołom i krewnym. To, co zostało opublikowane, może zostać obejrzane i skomentowane przez każdego przypadkowego internautę. Za sprawą tych komentarzy konkretne zdjęcie można później odszukać nawet za pomocą wyszukiwarki, zwłaszcza kiedy imię i nazwisko pojawiającej się na nim osoby jest z fotografią powiązane poprzez komentarz bądź tag. Często tak właśnie bywa. Portale społecznościowe praktycznie zawsze dają możliwość opisania bądź otagowania zdjęcia. W Facebooku możemy nawet oznaczyć jego konkretny fragment oraz wpisać imię i nazwisko osoby, która się na nim znajduje. Dlatego musisz dobrze się zastanowić, które zdjęcia i filmy naprawdę chcesz pokazać światu. Lepiej jest trzymać kompromitujące fotki z imprez albo nagrania swoich przyjaciół w bikini na dysku twardym niż na YouTube. Radzimy też nie pchać się przed obiektyw, kiedy zdjęcia pstryka osoba, którą znasz przelotnie albo której nie znasz wcale. Jeśli ktoś wrzuci do Internetu kompromitujące cię zdjęcie, wówczas jedyne, co będziesz mógł w tej sprawie zrobić, to uprzejmie poprosić jego autora, by je usunął.
Prywatne sieciowe społeczności:
Ulubione źródło danych personalnych
Społeczności, takie jak Facebook, Grono albo Nasza-Klasa, cieszą się obecnie niesłychaną wręcz popularnością. Ich oferta jest skierowana przeważnie do młodszych użytkowników Internetu. Zbyt wielu członków Grona myśli, że tylko grupka ich znajomych ze szkoły odwiedzi ich profil. Wyluzowany i okazjonalnie wyjątkowo otwarty typ użytkowników trudno inaczej zdefiniować niż poprzez cytat z jednego z profili: “chcę zagrać na nerwach wszystkim tępakom w klubie i moim szefom”. Pracownik banku opisał siebie jako “akrobatę z biurowego fotela”, który “podgląda, co masz na koncie”. Nieważne, czy napisał tak dla żartu, czy na serio, na pewno nie rozbawi to jego przełożonego.
W rzeczywistości zdarza się, że nawet działy personalne regularnie przeczesują takie portale. W końcu rejestracja nie jest zastrzeżona wyłącznie dla studentów. A zatem powinieneś pilnować się w Sieci i ostrożnie wypowiadać się nawet w serwisach społecznościowych takich jak Facebook. Dlatego nie rozpowiadaj szczegółowo o libacjach alkoholowych albo o pływaniu nago w nieczynnym basenie. Również opis własnej osoby w profilu nie powinien zbyt wiele ujawniać.
Powyższe uwagi dotyczą także dyskusji na “gronach” portalu Grono.net: bądź ostrożny z personalnymi atakami! Nie powinno być tu miejsca na krytyczne komentarze czy obelgi, bowiem wszystko, co napiszesz na takich forach, pozostaje widoczne i można to przeczytać przez rok. Mogą to zrobić nawet dyrektorzy personalni.
Usuwanie danych z Internetu
Za pomocą zaledwie jednego kliknięcia myszy dane z twojego komputera przenosisz do Kosza. Aby usunąć je z Sieci, musisz znać parę trików albo umiejętnie manipulować swoją tożsamością online.
Jeśli dopuściłeś się słownej agresji na forum dyskusyjnym, napotkasz niemałe trudności, próbując pozbyć się komentarza. Nie masz uprawnień pozwalających na usunięcie wypowiedzi, możesz jedynie zwrócić się do moderatora, by zrobił to za ciebie. To zadanie będzie szczególnie trudne, jeśli uczestniczyłeś w dyskusji, która krążyła po sieci komputerowej. Takie dyskusje można dzisiaj przeczytać, nawet jeśli odbyły się dziesięć lat temu w Usenecie.
Google Cache jest kolejnym tego typu źródłem. Mechanizm wyszukiwawczy przechowuje tutaj wszystkie archiwalne materiały stron internetowych. Możesz jednak poinstruować wyszukiwawczego robota Google’a, by usunął twoje pliki cache podczas następnego wyszukiwania. Zrobisz to za pomocą komendy w kodzie HTML strony (http://www.google.pl/intl/pl/remove.html).
Potrzeba na to jednak od sześciu do ośmiu tygodni. Poza tym tylko administrator strony może zaimplementować odpowiedni kod. Jeśli chcesz pozbyć się tego szybciej, musisz zwrócić się o usunięcie danych, wypełniając odpowiedni formularz. Naturalnie pliki cache zostaną usunięte, pod warunkiem że uprzednio skasowane zostały oryginalne dane. Jeśli utkniesz, najlepiej będzie zwrócić się o profesjonalną pomoc: usługa sieciowa my-On-ID nie pozwala, by wyszukiwarka pokazała strony, które w jakikolwiek sposób łączą się z twoim nazwiskiem.
Sieciowe faux pas
Aleksey Vayner, absolwent prestiżowego amerykańskiego uniwersytetu Yale, chciał wysoko zajść. W tym celu do podania o pracę dołączył krótki film o sobie, w którym pokazywał, jak osiągnąć sukces. Ujęcia z podnoszenia ciężarów, wyczynowej jazdy na nartach, gry w tenisa, tańca czy rozbijania siedmiu cegieł gołą dłonią miały przekonać dyrektora personalnego jednego z banków, że Vayner nadaje się na kierownicze stanowisko. Nie przekonały. Za to film szybko trafił do Internetu, a sam kandydat znalazł się w Wikipedii.
Uwaga, naruszenie bezpieczeństwa przez metadane!
W 2003 roku amerykańska blogerka i prowadząca program telewizyjny umieściła dwa zdjęcia na swojej stronie. Były to dwa elementy jednego większego obrazu. Niestety, jako dodatek do parametrów obrazu, ich informacja EXIF zawierała także niewielkie miniaturki zdjęć. Miniaturki nie zostały zaktualizowane po tym, jak obraz został przetworzony za pomocą programów graficznych. Okazało się, iż na miniaturkach wyraźnie widać, że prezenterka pierwotnie została sfotografowana toples. Podobne wpadki mogą zdarzyć się, gdy używamy plików Worda. Ten zapisuje bowiem wszystkie zmiany dokonywane na poszczególnych etapach tworzenia tekstu. W przypadku edytowania dokumentów wewnątrz przedsiębiorstw możliwe jest także dodawanie komentarzy, które będa mogli przeczytać inni pracownicy zaangażowani w dany projekt. Wszystko to jest na ogół niewidoczne, ale może zostać wywołane za pomocą funkcji rewizyjnych. Dlatego też lepiej będzie, jeśli skonwertujemy teksty do innego formatu, na przykład RTF albo TXT, przed wgraniem ich na stronę internetową. To samo dotyczy plików MP3: chociaż metadane nie zawierają w tym przypadku informacji personalnych, można z nich wyciągnąć interesujące wnioski, na przykład dowiedzieć się, jakim narzędziem posłużono się, aby stworzyć plik.