Uczestniczyłem podczas nich w zamkniętym pokazie w trakcie którego pewien zastrachany młodzieniec prezentował dzieło którego był koordynatorem. Brak dźwięku, tekstury w niskiej rozdzielczości, mały – góra 32 calowy – monitor, wszystkie te elementy sprawiły, że gra nie robiła większego wrażenia. Premiera miała nastąpić na dniach i nic nie wskazywało na to, żeby chłopcy zdążyli uzupełnić braki do jej daty. Tymczasem po włożeniu krążka do Xboxa okazało się, że nie dość że się wyrobili to efekt ich pracy przerósł moje oczekiwania.
Do czynienia mamy z cudnej urody grą. Dialogi skrzą się dowcipem, a postacie swoim wyglądem potrafią nieźle rozbawić. Sama gra to trójwymiarowa platforówka. Zbieramy w niej nutki i elementy puzzli. Nie jest to jednak klasyka gatunku. O ile same nutki po prostu zaliczamy przebiegając przez nie to puzzelki zdobyć możemy li wyłącznie wykonując określone zadania. Do ich wykonania niezbędne są odpowiednie pojazdy które sami konstruujemy. Części do nich dostajemy w ramach bonusów, bądź znajdujemy podczas podróży po lokacjach. Te ostatnie są tak mocno bajkowe, kolorowe i ogromne, że miło jest spędzić czas na odkrywaniu wszystkich zakamarków. W zależności od potrzeby stworzyć możemy czołgi, taksówki, samoloty i co nam tylko podpowie wyobraźnia. Niestety, sam proces konstruowania pojazdów jest mało przejrzysty i może zniechęcić co mniej technicznie uzdolnionych graczy.
Zabawa jest jednak przednia i trudno się od niej oderwać. Jak słusznie zauważyła wczoraj wieczorem moja żona, całość przypomina bardzo Little Big Planet i daje równie wiele radości. Z tym jednak, że hit Sony operuje jedynie w dwóch wymiarach i jest o niebo prostszy. Dzięki temu zagrać mogą w niego zarówno młodzi jak i starzy, uzdolnieni i ci mniej zdolni technicznie.
Banjo Kazooie to rozrywka dla wielbicieli Adama Słodowego i serii Lego. Podobna do LBP, ale całkiem odmienna gra. Na bank nie zachwycą się nią niedzielni gracze.