Ten sprzęcik łatwo trafia do serca. Nie klasyczną drogą, przez żołądek, tylko przez oczy. Projektanci Samsunga choć wzięli pod uwagę nowoczesne trendy (czytaj: paskudne, lśniące pokrycie na wszystko co się da), pamiętali też o tradycyjnej elegancji (czyli aluminium i matowych powierzchniach). Błyszczący jest dół obudowy, wraz z otoczeniem klawiatury i oparciem dla nadgarstków, ale kluczowe elementy, czyli ramka ekranu i klawiatura pozostały przyjemnie matowe. Przeszkadza mi za to lśniący plastik przed klawiaturą – skóra dłoni w kontakcie z tworzywem wilgotnieje i zaczyna nieprzyjemnie przyklejać się do powierzchni. Ciekawie prezentuje się klapa, która w 2/3 jest pokryta szczotkowanym aluminium, a w 1/3 lśniącym tworzywem. Aż wstydzę się to przyznać, ale tym razem wyjątkowo zastosowanie wykończenia “na wysoki połysk” uważam za uzasadnione – efekt naprawdę robi wrażenie.
Wrażenie robi też grubość, czy raczej cienkość obudowy – X360 nasuwa na myśl ostry
przecinak. Takie skojarzenie wspiera fakt, że notebook jest wyraźnie grubszy z tyłu niż z przodu, dzięki czemu całość ma kształt klina. Taka forma sprawia, że cieniutki Samsung lekko pochyla klawiaturę w naszą stronę, jakby podstawiając ją pod palce. Ja osobiście wolałbym obudowę nawet trochę grubszą, ale równą, ale cóż – o gustach się nie dyskutuje.
Pomijając gusty, klinowaty kształt X360 ma też wymiar praktyczny. Przód notebooka jest bardzo lekki, praktycznie pusty, podczas gdy w tłuściutkim tyłeczku siedzą ciężkie ogniwa akumulatora. Skutkiem tego, złapany za przednią część Samsung próbuje wykonać salto w tył – ani to wygodne, ani bezpieczne – trzeba nauczyć się chwytać go tylko od strony baterii.
X360 zaskakuje nie tylko lekkością i szczupłą obudową. Zadziwia też bogatym wyposażeniem, jakie udało się upchnąć w tak małej przestrzeni: trzy porty USB, wyjście D-sub, HDMI, czytnik kart SD/MMC/MS/xD, Ethernet, złącze ExpressCard, złącze stacji dokującej… wiele “pełnowymiarowych” notebooków nie może się pochwalić takim zestawem interfejsów! (Nie, nie powiem nic o Macbooku Air). Do tego opcjonalnie możemy dostać czytnik odcisków palców uzupełniony chipem TPM! No, to już zapachniało biznesem. Jak widać, cieniutki Samsung to nie tylko ładna buzia, ale i bogate wnętrze.
A skoro już o wnętrzu mowa – sercem X360 jest energooszczędny procesor Core2 Duo U9300 taktowany zegarem 1,2 GHz. Że zegar niski? Niższy niż w Atomach? Nie dajcie się zwieść liczbom – ten CPU nie jest może demonem szybkości, ale dzięki dwóm rdzeniom oraz wsparciu ze strony dużej ilości pamięci operacyjnej (4 GB) i nowoczesnego chipsetu z grafiką X4500 bez problemu daje sobie radę ze wszystkimi tymi zadaniami o których atomowym netbookom nawet się nie śniło.
Zaraz po włączeniu oczarowała mnie cisza towarzysząca działaniu tego laptopa. Niestety radość nie trwała długo – wiatrak systemu chłodzenia włącza się bardzo często nawet przy mało wymagających zadaniach, a choć nie można o nim powiedzieć, żeby hałasował, to w cichym otoczeniu jego szum może przeszkadzać.
Uwaga, teraz będzie wielka pochwała. Ten leciutki (1,3 kg!), świetnie wyposażony i dający sobie radę z większością zadań notebook jest w stanie pracować na standardowej baterii ponad pięć godzin! I nie mówię tu o wydumanych testach, podczas których jasność ekranu jest zmniejszona do minimum, Wi-Fi pozostaje wyłączone a jedyną pracą komputera jest wprowadzenie kilkunastu znaków w Notatniku. Mówię o rzeczywistej pracy, z działającym bezprzewodowym połączeniem z Internetem, otwartymi wieloma stronami WWW, pracującym komunikatorem i odtwarzaczem MP3 no i rzecz jasna otwartym Wordem. Pięć godzin. Wreszcie komputer, który nie stresuje mnie szybkim opadaniem wskaźnika prądu w baterii – wreszcie notebook, na którym mogę pisać pół nocy bez konieczności szukania po ciemku, gdzie zostawiłem zasilacz. Drogie korporacje! Tak to właśnie powinno działać!
Teraz druga pochwała: klawiatura jest naprawdę świetna. Klawisze “wyspowego” typu, czyli oddzielone od siebie wolną przestrzenią, mają idealny skok, doskonałą twardość, perfekcyjną chropowatość powierzchni i wygodny układ. Jedno, co naprawdę mi dokuczyło, to brak oddzielnych przycisków “Home” i “End” – trzeba je uzyskiwać przez kombinację klawiszy, a to zdecydowanie utrudnia życie podczas pracy z tekstem.
No dobra, to jeśli przeszliśmy już do tych mniej fajnych rzeczy, to pora wspomnieć o innym denerwującym drobiazgu, który choć jest drobiazgiem, jest… no, denerwujący. Chodzi o diody sygnalizujące stan pracy komputera – usytuowane na przedniej krawędzi po lewej stronie niebieskie diodki mrugają tak mocno, że nijak nie można się skupić na pracy! Moje oczy przed tym niebieskim paskudztwem a Samsunga przed możliwym zniszczeniem uratował kawałek czarnej taśm izolacyjnej…
Przecinak Samsunga nie ma wbudowanego napędu optycznego. Szczerze mówiąc, nie ma go wcale – trzeba go dokupić oddzielnie. W pudełku znajdziemy natomiast rzecz unikatową: kabel USB służący do łączenia komputerów. Wystarczy wpiąć go z jednej strony w naszego Samsunga, a z drugiej w komputer, z którym chcemy wymienić dane i poświęcić dosłownie 8-10 sekund na zainstalowanie sterownika na tym drugim (sterownik jest zapisany w pamięci flash zainstalowanej w jednej z wtyczek kabla) i już możemy przenosić pliki! Muszę przyznać, że to zrobiło na mnie wrażenie – mała niby rzecz, nic nowatorskiego, a jak cieszy i ułatwia życie!