Po co zatem kupować płyty CD, skoro każdy albo prawie każdy kawałek można pobrać za darmo z Sieci? Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się w porządku – przestępstwem jest jedynie udostępnianie, a tego nie musimy przecież robić. Jednak istnieje coś takiego jak odpowiedzialność deliktowa: właściciel praw autorskich albo reprezentująca go instytucja, taka jak ZPAV, ma prawo za pośrednictwem prokuratury wystąpić do serwisu o logi, z których dowie się, kto i w jakich ilościach ściągał dany utwór. A wtedy może temu komuś wytoczyć proces cywilny.
Sprawa wygląda gorzej, jeśli coś wrzuciłeś. – Jeśli widzimy, że użytkownik udostępnia dużo muzyki, zgłaszamy sprawę do prokuratury – mówi Jan Bałdyga, szef grupy antypirackiej ZPAV-u. Nielegalne rozpowszechnianie utworów jest bowiem przestępstwem ściganym z kodeksu karnego, a to oznacza, że sprawą ma obowiązek zająć się policja, aż do jej wyjaśnienia lub umorzenia. Ale do umorzeń dochodzi rzadko, bo z ustaleniem winnych nie ma problemu – wszystkie informacje są zapisane w logach.
Co chroni zwykłego Kowalskiego? Instytucja dozwolonego użytku. Jeśli zakupię płytę CD, to mam prawo zripować ją na dysk, ale również udostępnić ten zapis najbliższym znajomym. Jednak dozwolony użytek to zawsze kwestia decyzji sądu, a ten w sprawach karnych wcale nie musi być pobłażliwy.
Ale co chroni takie witryny jak wrzuta.pl, na których serwerach leżą empetrójki? Dariusz Kołtko, przedstawiciel serwisu, odmawia komentarza w tej sprawie, odsyłając nas do regulaminu usługi, z którego wynika, że wrzuta.pl udostępnia tylko miejsce. Odpowiedzialność za nielegalne rozpowszechnianie utworów spada na tych, którzy je tam umieszczają. Podobnymi argumentami posługuje się Mariusz Truszkowski z portalu chomikuj.pl.
Prawnik zajmujący się problematyką IT, Marcin Maruta, wyjaśnia, że taka argumentacja jest na miejscu, jeśli tylko witryna udostępniająca spełnia dwa warunki: po pierwsze nie jest świadoma, że ktoś za jej pośrednictwem rozpowszechnia nielegalne pliki, po drugie usuwa je natychmiast, gdy naruszenie praw autorskich zgłosi ich prawowity właściciel. Ale co ma zrobić Kowalski, który te pliki już pobrał albo udostępnił znajomym, a teraz czeka go proces: albo cywilny za to, że słuchał i nie zapłacił, albo – gdy na Wrzutę wrzucił – wręcz proces karny.
Masz prawo ściągać, ile dusza zapragnie
Nie zgadzam się z opinią, że osoby pobierające przez Internet utwory z omawianych serwisów są narażone na ponoszenie jakiejkolwiek odpowiedzialności karnej lub cywilnej (majątkowej). Ponieważ ich zachowanie nie nosi znamion łamania prawa. Zgodnie bowiem z wolą ustawodawcy, wyrażoną w ustawie o prawie autorskim, bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego.
Oznacza to, że jeśli znajdziemy opublikowany w Internecie utwór, który nam się podoba, możemy go dla potrzeb własnych i osób nam najbliższych ściągnąć i słuchać. Natomiast bez zgody twórcy nie możemy utworu dalej rozpowszechniać czy wykorzystywać w innych celach niż osobiste – to może już być przestępstwo, za które grozi kara grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Podzielam natomiast pogląd dotyczący kwestii legalności działania samych serwisów. Zgodnie z ustawą o świadczeniu usług drogą elektroniczną, można serwisom przypisać łamanie praw autorskich dopiero po wykazaniu, że wiedziały o umieszczeniu w swoich zasobach nielegalnych materiałów i ich niezwłocznie nie usunęły.