Nie wiem, czy na zasłoniętym folią z warzywniaka ekranie dawało się coś zobaczyć, nie wiem też, czy na tak opakowanych klawiaturach można było pisać – ale najwyraźniej tylko tak można było utrzymać przy życiu jedyny komputer, jaki udało się żołnierzom “zorganizować”. W idealnym świecie zamiast tego mieli by coś zupełnie innej klasy – pancerny notebook taki jak Getac B300.
Już na pierwszy rzut widać, że znacznie bliżej mu do bojowego wozu piechoty, niż do wypolerowanych sportowych bryczek – nie przypomina jednak surowego do granic prymitywizmu radzieckiego czołgu, przy projektowaniu którego nie zawracano sobie głowy takimi wymysłami zgniłego kapitalizmu jak ergonomia czy bezpieczeństwo, ale raczej na swój sposób eleganckie i przyjazne dla użytkownika wozy pancerne rodem z zachodu. Przetłoczenia na pokrywie ekranu są nie tylko potrzebne ale i estetyczne, podobnie jak pokrywy, klapy i zamknięcia.
Jak na tak pancerną konstrukcję, Getac okazuje się zadziwiająco lekki – rzeczywiście, waga pokazuje “zaledwie” 3,5 kg, a więc o kilkaset gram więcej, niż ważą typowe multimedialne notebooki z ekranami 15,4″. Tu cała zasługa przypada materiałom, z których wykonano obudowę i szkielet notebooka: nie bez przyczyny te mieszanki aluminium z magnezem i podobnymi metalami nazywa się stopami lekkimi. Tu zresztą kolejna analogia do transporterów opancerzonych – większość ich pancerza również jest wykonana z aluminium. Hmmm… Czy Getac może zatrzymać kulę? O ile nie będzie to przeciwpancerny pocisk rdzeniowy, to z pewnością tak. Przypadki, kiedy notebooki tej klasy ratowały życie żołnierzom już się zdarzały.
Ale skorupa to tylko początek – owszem, zatrzymuje uderzenia, ale żeby skutecznie chronić cenną i delikatną zawartość przed wszystkimi niebezpieczeństwami zewnętrznego świata, trzeba czegoś więcej. B300 został zbudowany tak, że energia wstrząsów jest rozpraszana przez gumowe i piankowe elementy znajdujące się na zewnątrz i wewnątrz obudowy. Oczywiście, nie da się jej pozbyć całej, dlatego wszystkie elementy elektroniczne notebooka są połączone w sposób elastyczny. Nic się nie rozłączy, ani nie złamie, bo nie ma jak.
Poważnie wyglądające i równie poważnie wykonane klapki i pokrywy zakrywają każde miejsce, w którym elektronika komputera mogłaby mieć styczność ze światem: pod podklejonymi gąbką i gumą dla uszczelnienia kawałkami aluminiowej blachy ukryte są porty wejścia-wyjścia, napęd optyczny, wnęka baterii i… czytnik odcisków palców. Dzięki tej ochronie, Getac B300 jest odporny na kurz, pył i wodę, największych zabójców elektroniki. I nie mówimy tu o jakimś chlapnięciu, czy wylanej coli – na tym komputerze można pracować pod prysznicem! To nie fanaberia – to konieczność. W terenie nie wybieramy warunków, w jakich przyjdzie nam pracować.
Jest jednak dziedzina, w której B300 bardziej przypomina zwykły samochód, miejski kompakt, niż pancerne monstrum: jest w stanie na jednym “tankowaniu” wytrzymać znacznie, znacznie dłużej, niż typowe notebooki (nawet 11 godzin!). To też konieczność: gdzieś, na bezdrożach i w dzikich ostępach próżno by szukać gniazdka sieci zasilania… Powoli dochodzimy do momentu, kiedy ofensywę równie skutecznie zatrzymać może brak amunicji, co brak baterii na wymianę.
Jak udało się uzyskać tak długi czas pracy? Dzięki połączeniu dwóch czynników – bardzo energooszczędnego procesora (L7500, 1,6 GHz) i masakrycznie pojemnej baterii. Niskonapięciowa jednostka centralna była potrzebna też z innego powodu. Komputer, który ma być w pełni odporny na wodę i kurz nie może mieć otworów wentylacyjnych, a więc musi radzić sobie z ciepłem w inny sposób. Getac-owi pomaga w tym aluminiowa obudowa działająca jak wielki radiator, ale i ona nie dałaby rady, gdyby procesor mocniej dawał do pieca.
Trzymając się porównań samochodowych: Getac jest tak drogi, że trudno mówić o jednej, ustalonej z góry konfiguracji. Każdy klient dobiera sobie to, czego potrzebuje, tworząc komputer dostosowany do swoich potrzeb. Jakie opcje oferuje B300? Cóż, można mieć GPS, modem komórkowy, ekran dotykowy, dysk SSD – dość typowo. Dla prawdziwych ninja przeznaczona jest możliwość zainstalowania ekranu czytelnego w goglach noktowizyjnych, za to nie zdradzającego pozycji żołnierza swoim światłem. Dokładnie tego potrzebuję, kiedy mam ochotę popracować nocą, a nie chciałbym przeszkadzać żonie spać!