Wypuszczenie Nokii 5800 Xpress Music na rynek przypomina próbę dołączenia młodej damy z dobrego domu do ostrej imprezy nieokrzesanej bananowej młodzieży – ona teoretycznie jest do nich bardzo podobna, w zasadzie potrafi to samo, a nawet więcej, ale całkiem zwyczajnie odstaje. Na pierwszy rzut oka niewiele różni ją od Diamonda HTC, iPhone’a czy G1 z Androidem: dotykowy, obsługiwany palcem ekran jest? Jest. Możliwość odtwarzania multimediów jest? Jest. Szybka i wygodna przeglądarka internetowa i klient poczty email są? Są. Jakby podobieństw było mało, do tego dochodzi jeszcze zintegrowany sklep online, obsługa nawigacji, możliwość instalowania aplikacji, wreszcie wyposażenie w liczne czujniki, takie jak akcelerometr czy czujnik oświetlenia.
Mimo to, Nokia jest wyraźnie inna – po prostu w odróżnieniu od wcześniej wymienionych przypomina telefon.
Zacznijmy od sprzętu. 5800 nie jest płaska jak deska. Nie przypomina przerośniętego odtwarzacza multimedialnego, tylko typowy, w miarę wąski i stosunkowo gruby telefon, z którego jednak ktoś usunął klawiaturę, rozciągając za to ekran na całą niemal powierzchnię frontowego boku. Dzięki takim proporcjom nowa Nokia, w przeciwieństwie do wielu konkurentów, perfekcyjnie leży w dłoni. Ten kształt nieco gorzej sprawdzi się kiedy zechcemy schować telefon do kieszeni, ale na szczęście 5800 jest bardzo lekka, więc nawet jeśli trochę wypycha materiał w spodniach czy kurtce, to tak naprawdę nie przeszkadza.
Tą tak chwaloną przeze mnie niską wagę panna Nokia osiągnęła między innymi dzięki specjalnej diecie – jej korpus nie ma w sobie tak cenionego przez co poniektórych metalu, cały jest wykonany z tworzyw sztucznych, miejscami sprawiających wrażenie dość delikatnych (na przykład cała tylna ściana telefonu, będąca pokrywą baterii). O dziwo, całość okazuje się zaskakująco solidna i budzi zaufanie.
To, co znajdziemy na obudowie można podzielić na dwie grupy: spodzianki i niespodzianki. Do tych pierwszych z pewnością można zaliczyć takie elementy jak przycisk [POWER], umieszczony jak zwykle w Nokiach na górnej krawędzi obudowy, przyciski regulacji głośności czy klawisz migawki aparatu cyfrowego. Jest też, absolutnie spodziewane wyjście audio mini-jack 3,5 mm i równie spodziewany, a wręcz oczekiwany aparat fotograficzny z “optyką” Zeissa (Swoją drogą, trzeba mieć tupet, żeby to, co montują w telefonach komórkowych nazwać “optyką”. Niemal widzę, jak mój przyjaciel, zapalony, profesjonalny fotograf mdleje po usłyszeniu takiej herezji…) i diodami doświetlającymi – dzięki niemu zdjęcia robione za pomocą 5800 plasują się powyżej komórkowej średniej. Szkoda, że – niestety, również zgodnie z tym, czego się spodziewałem – w obudowie znajdziemy też typowe nokiowe złącze zasilania. Żegnaj śnie o wygodnym i łatwym ładowaniu telefonu z mini USB, tak, jak można to robić z większością konkurentów…
A co z niespodziankami? Największą z nich jest umieszczony na prawej krawędzi obudowy suwak, który blokuje i wygasza/odblokowuje i zapala ekran. Powiedzmy od razu, że jest to niespodzianka miła – ten wynalazek jest umieszony w takim miejscu, że palce obejmujące telefon same na niego trafiają, a działa gładko, lekko i wygodnie. W moim odczuciu to zdecydowanie lepsze, niż przycisk zasilania.
Przykrą niespodziankę sprawia port ukryty pod gumową zaślepką z symbolem USB. Przykrość i zaskoczenie polega na tym, że… Nie jest to port USB. Po odsłonięciu złącza zobaczymy własne gniazdo Nokii – cóż z tego, że połączenie jest kompatybilne, skoro musimy nosić ze sobą dostarczony w zestawie (no, dobrze, że chociaż tyle!) kabel?!
A więc, panna 5800 Ekspresowa Muzyka wyróżnia się wyglądem? Nie jest taka, jak cała reszta? Tak – wyróżnia się i nie jest. Można by powiedzieć, że jej kształty są nieco staromodne, ale moim zdaniem znajdzie się wielu amatorów takiej figury. Tylko, czy Nokii uda się oczarować potencjalnych użytkowników bogatym wnętrzem i przyjazną osobowością?
Pierwsze uruchomienie i pierwsze zaskoczenie: ekran startowy jest ascetyczny, praktycznie pusty – zupełnie inaczej, niż u konkurentów. Chwila zabawy i drugie zaskoczenie: jest perfekcyjnie funkcjonalny. To niesamowite, ale do wszystkich funkcji, których używa się choćby w miarę często można dostać się za pomocą dwóch kliknięć! Wiadomości SMS i email, muzyka, przeglądarka WWW, nawigacja, interfejsy łączności bezprzewodowej, baza kontaktów… Wszystko jest pod ręką. Ktoś naprawdę odwalił kawał doskonałej roboty… Doskonałym pomysłem jest dostępny z każdego miejsca w systemie pasek skrótów (aby go uruchomić wystarczy dotknąć ikonki powyżej ekranu, przy napisie Xpress Music), zawierający linki do najważniejszych aplikacji.
Po wciśnięciu środkowego przycisku sprzętowego (to ten biały) przenosimy się do doskonale znanego (i przez wielu z nas również kochanego), tradycyjnego interfejsu Symbiana S60, w którym, dzięki jego podobieństwu do menu “zwykłych” komórek, bez problemu odnajdą się też ci, którzy do tej pory nie mieli żadnego symbianowego smartfonu w ręku.
Nie obeszło się jednak bez zaskoczenia trzeciego. Wspominałem już, że Nokia jest “odrobinkę” konserwatywna i lubi “nieco” odmienne rozwiązania? Oto dowód: przewijanie wszelkiego rodzaju list i menu palcem jest oczywiście w dotykowego Symbiana wbudowane, ale działa… Na odwrót. Już tłumaczę. Kiedy w iPhone czy palmofonie z MW albo Androidem przesuwam palec z góry ekranu na dół, to wyświetlana zawartość przesuwa się wraz z nim, z góry na dół. Tymczasem jeśli będę przesuwał palcem z góry na dół w Symbianie S60 v5, to kiedy dojdę do krawędzi ekranu to wyświetlana na nim lista będzie się przesuwała… Tak, zgadliście. Do góry! Nie ma w tym oczywiście nic złego, poza drobnostką, jaką jest pójście pod prąd przyzwyczajeń użytkowników. Zupełnie tak, jak w drugim przypadku: w niektórych miejscach nowego Symbiana do wybrania lub zaakceptowania pozycji z listy, opcji czy ikonki wystarczy jedno dotknięcie – zupełnie tak, jak u wszystkich dookoła. Niestety, w równie dużej liczbie przypadków okazuje się, że Nokia oczekuje od nas zamiast tego podwójnego kliknięcia! I weź człowieku zapamiętaj, kiedy masz klikać raz, a kiedy dwa…
Panienka Nokia weszła na scenę metalowego koncertu i odzianym w czarne skóry fanom oznajmia, że chętnie umówi się z kimś, kto słuchałby disco i ubierał na różowo. Beznadziejna próba? O nie! Sądząc po tym, jakie panienka ma walory, niejeden spróbuje, czy nie uda się zmienić przyzwyczajeń! Ale to wrednie z jej strony, że nas do tego zmusza.
Konsekwencją przejścia na w pełni dotykowy interfejs była konieczność wprowadzenia dotykowej klawiatury. A dokładniej, trzech klawiatur i systemu rozpoznawania pisma. Pierwsza z nich to klawiatura dziewięcioprzyciskowa, z trzema znakami na każdym klawiszu – zupełnie jak w zwykłych telefonach. Doskonale nadaje się do pisania krótkich SMS-ów i wprowadzania numerów telefonów itp. Druga to mała klawiatura QWERTY, bardzo przypominająca tą znaną z palmofonów z Windows Mobile. Każdy kto używał wspomnianego systemu wie, że to nie jest komplement… Na małej klawiaturze palcami da się pisać tylko przy ogromnej dozie samozaparcia – znacznie lepiej po prostu wyciągnąć rysik. Na szczęście jest jeszcze trzecia – duża klawiatura QWERTY, zajmująca całą szerokość ekranu w trybie landscape – koncepcyjnie bliźniak SPB Fulscreen Keyboard. Na tej klawiaturze da się pisać szybko i wygodnie za pomocą dwóch kciuków i moim zdaniem to najlepsza opcja, jeśli chcemy napisać e-mail, notatkę lub dłuższego SMS-a. Niestety, Nokia zawiodła mnie bardzo pod względem obsługi polskich znaków. Nie zrozumcie mnie źle: można uzyskać wszystkie polskie ogonki, ale wymaga to stanowczo zbyt wielu kliknięć – musimy znaleźć nasz znaczek, na przykład “ą” wśród wielu innych znaków akcentowanych zbudowanych na “a ” (których potrafi być naprawdę sporo) i przeklikać do niego. Czy to naprawdę aż tak boli – zrobić odpowiednik prawego klawisza [ALT] i klawiaturę programisty?
Acha, zapomniałem – panna Nokia jest piśmienna i oferuje również rozpoznawanie literek kreślonych rysikiem na specjalnym polu wprowadzania. Rozpoznawanie działa nadspodziewanie dobrze, trafnie identyfikując około 9/10 wprowadzonych znaków, w tym polskie znaki diakrytyczne (no, w ich przypadku skuteczność spada do ok. 5/10…)! Ekran Nokii jest jednak bardzo wąski i pisanie na nim rysikiem nie należy do wygodnych, a i szybkość takiego wprowadzania znaków ustępuje temu, co można uzyskać na dobrej klawiaturze.
Acha, wypadałoby powiedzieć jeszcze parę słów o przeglądarce internetowej. Wśród palmofonowej bananowej młodzieży to jak odpowiednik odpowiednio “wypasionej” bryki: nie warto się pokazywać bez browsera, który dobrze obsługuje się palcami, radzi sobie z większością sieciowych standardów budowy stron, jest szybki i ma dynamiczne powiększanie. Nie ma obawy, nasza bohaterka nie podjedzie na imprezę rowerem – jej zmodyfikowany S60 Browser ma ten sam engine, co Safari oraz przeglądarka z G1 i wyświetla strony naprawdę szybko i naprawdę wiernie. Niestety, silnik to nie wszystko. Przeglądarce Nokii brakuje możliwości otwierania stron na wielu kartach, oraz, co chyba najdotkliwsze, inteligentnego dopasowywania szerokości kolumny tekstu do powiększenia… Doskonale działa za to znany z niedotykowych smartfonów MiniMap, czyli podgląd całej strony, na którym można wybrać interesujący nas fragment do zbliżenia.
W odróżnieniu od zabawowych ziomali takich jak iPhone albo G1, panna Nokia wie, że czasem trzeba też popracować. Bez problemu i za darmo ściągniemy z odpowiednika AppStore lub Android Market aplikację QuickOffice, która pozwoli nam otwierać pliki Worda czy Excela. Jeśli się na to zdecydujemy, jedno kliknięcie (i jedno obciążenie karty kredytowej) później możemy mieć też możliwość pełnej edycji tychże plików, wykupując licencję na “Quick Office Pro” .
A jeśli zastanawiacie się, czy warto myśleć o związku z Ekspresową Muzyczką 5800 poważnie, to może przekona was zestaw dodatków, jakie na dziewczyna wnosi w posagu: podstawka do wygodnego oglądania filmów, kabel do transmisji danych, dwa różne rysiki, wygodny i estetyczny pokrowiec, doskonały, wysokiej jakości zestaw słuchawkowy stereo, karta pamięci o pojemności 8 GB i wreszcie, jako wisienka do tortu, kabel TV umożliwiający wyświetlanie obrazu z Nokii na telewizorze! Robi wrażenie? Mówiłem, że ona pochodzi z dobrego domu…