Bezsensowne aktualizacje

Każdego roku producenci wypuszczają na rynek nowe wersje aplikacji, które w założeniach mają być wydajniejsze  i bardziej przyjazne dla użytkownika niż ich poprzedniczki. Ale ten roczny cykl ma również złe strony: wiele firm zamiast dopracowanych aktualizacji tworzy bowiem bloat-ware – oprogramowanie zaśmiecone mnóstwem niepotrzebnych funkcji, mało wydajne, trudne w użyciu i coraz mniej przyjazne użytkownikowi. Z powodu manii “nadmuchanej” funkcjonalności nie tylko pogarsza się szybkość obsługi – programy potrzebują coraz większej powierzchni na dysku i coraz mocniejszych maszyn. CHIP ujawnia największych winowajców, a na płycie umieszcza odchudzoną alternatywę.
Bezsensowne aktualizacje

Otyłość: marnotrawstwo miejsca

Mnóstwo współczesnych programów zajmuje zbyt wiele miejsca na dysku. Co prawda, dzisiejsze nośniki danych pozwalają na przechowywanie ogromnych ilości informacji, ale jeśli trzymamy na dysku zdjęcia, filmy i muzykę, to 500 GB może zniknąć, nim zdążymy się obejrzeć. Jest zatem naprawdę bardzo ważne, aby aplikacje były szczupłe. Jednak producenci oprogramowania mają trochę odmienny punkt widzenia: o ile bardzo mały Acrobat Reader 2 spakowany zajmuje zaledwie 1,4 MB, to plik instalacyjny najnowszej wersji przekracza 26 MB.

Na pierwszy rzut oka nie wygląda to bardzo źle. Prawdziwe efekty zobaczymy jednak dopiero po instalacji: Reader zajmuje na dysku oszałamiające 230 MB. Chociaż może to być usprawiedliwione, jeśli uwzględnimy dostępne w nim funkcje. Tylko kto używa takich rzeczy, jak np. wielojęzyczny interfejs, dzięki któremu można przełączać się pomiędzy językami, albo podgląd kodu języka Flash. Te dodatki są oczywiście wykorzystywane, ale jedynie przez garstkę zainteresowanych osób, np. programistów. Jednak Adobe nie pozostawia nam wyboru – chcesz czy nie chcesz – podgląd kodu musi być. A przez to nowy Reader jest zbyt rozdęty dla zwykłego użytkownika, który najczęściej chce jedynie przejrzeć i wydrukować plik PDF.

Oferujący te podstawowe funkcje Foxit Reader jest o wiele mniejszy. Programik zajmuje zaledwie 3,2 MB i doskonale nadaje się do przeglądania plików PDF. Obsługuje przy tym treści multimedialne, które mogą być edytowane i usuwane. Ponadto Foxit Reader ma wtyczkę pozwalającą na otwieranie dokumentów PDF w przeglądarce internetowej. Zatem program jest dobrze wyposażony i ekstremalnie szczupły.

W kwestii nadwagi odtwarzacze multimedialne wcale nie są lepsze: np. DivX oferuje swoje kodeki jako paczkę, w której znajduje się niezależny player, ale także  odtwarzacz wbudowany w przeglądarkę oraz wersja demo programu do konwertowania multimediów. Wszystko razem zajmuje około 50 MB. A przecież większość użytkowników zainteresowana jest wyłącznie kodekami, które zajmują zaledwie 1,4 MB i integrują się z każdym odtwarzaczem multimediów. iTunes również ma czym się poszczycić: program zajmuje okrągłe 100 MB na dysku, a na dodatek zmusza użytkownika do zainstalowania QuickTime’a, który z kolei zajmuje 75 MB. Jeśli nie jesteście uzależnieni od sklepu iTunes Store (skądinąd ciągle niedostępnego w normalny sposób dla polskich użytkowników), świetnie dacie sobie radę bez tego giganta. Alternatywą może być Songbird: wygląda jak iTunes, ale jest zbudowany na bazie Firefoksa. Tak więc odtwarzacz audio posłuży nie tylko do słuchania muzyki, ale też do surfowania po Internecie. A dzięki różnym wtyczkom może być prawie dowolnie konfigurowany.

Nadmiar: zbędne funkcje

Niezależnie od ilości zajmowanego miejsca na dysku, istnieją aplikacje, które o mało nie eksplodują od nadmiaru niepotrzebnych modułów. Szaleństwo na punkcie funkcjonalności ma tylko jeden powód – wytwórcy oprogramowania szukają sposobów, aby sprzedać nową wersję swego produktu.

Typowym przykładem jest Nero: choć wersja 3 zawierała tylko najważniejsze składniki, czyli moduł wypalania płyt i niewiele więcej, to ta z numerem 6 epatuje już mnóstwem niepotrzebnych funkcji (np. monitor systemu), które zwiększają objętość instalacji aż 30-krotnie. Jednak obydwie wydają się niewielkie w porównaniu z wersją najnowszą – 9.0. Obecnie Nero Suite zawiera bowiem ponad 20 niezależnych aplikacji oraz niezliczoną ilość opcji, z których istnienia przeciętny użytkownik nie zdaje sobie nawet sprawy. No bo kto używa Nero w domowej sieci albo edytuje za jego pomocą filmy? A czytnik kanałów RSS? Nie dość, że źle wygląda w interfejsie StartSmart, to jeszcze przy standardowych ustawieniach pokazuje informacje wyłącznie na temat producenta. Dlaczego program do wypalania płyt zawiera wszystkie te rzeczy – pozostaje zagadką.

Co więc stało się z dawnym, zwartym i wydajnym Nero? Zmienił się w rozbudowany kombajn zajmujący 1,5 GB na dysku twardym, który więcej problemów stwarza, niż rozwiązuje. Jeśli chcecie po prostu wypalić płytę, spokojnie poradzicie sobie bez dodatkowego oprogramowania. Windows XP i Vista umożliwią wam zrobienie tego z poziomu menu kontekstowego. Z kolei narzędzie CDBurnerXP Pro doskonale nadaje się do bardziej złożonych zadań: świetnie radzi sobie z typowymi sytuacjami, jakie pojawiają się podczas wypalania płyt, a także obsługuje nośniki Blu-ray oraz HD-DVD. I przy tym wszystkim zajmuje jedynie 3 MB!

Nawet programy do odtwarzania próbują zwabić klienta natłokiem zbędnych opcji. PowerDVD i WinDVD są w gruncie rzeczy łatwe w obsłudze, lecz upakowano w nich mnóstwo niepotrzebnych funkcji. Przykładowo używając modułu Movie Remix z pakietu PowerDVD, możemy edytować i wysyłać na zdalne serwery sceny filmowe. Te sztuczki to wiele radości dla… kilku użytkowników, więc dlaczego nie są oferowane jako opcjonalna nakładka?

Jeśli zatem nie potrzebujecie w odtwarzaczu efektownego interfejsu i wodotrysków wizualnych, warto wziąć pod uwagę VLC media player. Szczupły i wszechstronnie uzdolniony z łatwością zastąpi wszystkie narzędzia do odtwarzania, nie obsługuje jednak na razie dysków Blu-ray i HD-DVD.

Nawet w komunikatorach upycha się różne nieprzydatne rzeczy. Gadu-Gadu, Skype, Tlen,  ICQ czy MSN – na nerwy działają  zawarte w nich reklamy czy nikomu niepotrzebne funkcje, takie jak minigry albo wbudowane radia. W przypadku Gadu-Gadu rozwiązaniem może być pakiet nakładek StrongGG (do pobrania ze strong-gg.info) lub wtyczka Banner Killer 2 (bk2.prv.pl), która blokuje reklamy również w Tlenie. Pozostałe komunikatory z powodzeniem zastąpi program Pidgin, który znacznie lepiej niż oryginały obchodzi się z miejscem na dysku i jest bardzo intuicyjny.

Nienasycenie: apetyt na zasoby

Wiadomo, że nowe wersje programów wymagają od maszyn coraz więcej. Prym wiodą tu gry, które dosłownie wysysają z peceta wszystkie soki. Jednak w wypadku narzędzi biurowych czy innych powszechnie używanych aplikacji też podnoszone są wymagania, jeśli chodzi o sprzęt, i to zupełnie bezzasadnie.

Żeby nie być gołosłownym: znany program do obróbki zdjęć firmy Adobe – Photoshop CS4 – zgodnie z opisem zawartym w instrukcji, do poprawnego działania potrzebuje komputera wyposażonego w procesor 1,8 GHz i 512 MB pamięci RAM. Jednak aplikacja pracuje przy takiej konfiguracji zdecydowanie za wolno – aby działać wydajnie, potrzebuje co najmniej 1 GB RAM-u (choć wskazane jest jeszcze więcej). Za to wersja CS2, trzy lata starsza, całkiem dobrze radzi sobie, mając do dyspozycji raptem 320 MB RAM-u: ledwie angażuje procesor, a mimo to spełnia wymagania profesjonalistów.

Ponieważ rozmiary zdjęć z aparatów cyfrowych również się zwiększają, narzędzia do ich edycji powinny być jak najbardziej odchudzone i nie powinny stwarzać niepotrzebnych problemów. Bardzo dobrym rozwiązaniem dla fotografów hobbystów, którzy nie mogą sobie pozwolić na najnowszy sprzęt, będą programy oferujące rozsądną funkcjonalność i niezamulające przy tym peceta. Zadanie to doskonale wypełniają dwa darmowe narzędzia: Paint.NET i GIMP (obydwa na naszej płycie), które zawierają wszystkie standardowe funkcje aplikacji graficznych, a jednocześnie nie mają wilczego apetytu, jeśli chodzi o zasoby peceta.

Programy do obróbki wideo są bardziej wymagające. Firma Adobe i w tej dziedzinie jest liderem: Adobe Premiere potrzebuje do działania procesora o częstotliwości 3,4 GHz i co najmniej 2 GB RAM-u. Jednak nieposkromionego apetytu na moc obliczeniową komputera możemy uniknąć, używając tego programu jedynie w minimalnym zakresie funkcjonalnym. Z kolei do obróbki filmów z wakacji czy zripowanych płyt DVD świetnie nadaje się oszczędzający zasoby VirtualDub. Jeśli zabraknie nam w tej spartańskiej aplikacji jakiejś opcji, znajdziecie w Sieci mnóstwo wtyczek.

Niestabilność: użytkownik testuje

Każdy update zawiera nie do końca sprawdzone fragmenty kodu, które mogą spowodować, że aktualizowany program stanie się niestabilny, i złamać zabezpieczenia systemu. Zbyt mało czasu poświęca się bowiem na testowanie i eliminację ewentualnych błędów. Skutek? Na rynek trafiają programy, które tak naprawdę są zaledwie wersjami beta. Tyle że o tym się głośno nie mówi.

To nie tylko denerwujące, ale również niebezpieczne, jeśli wadliwy kod zacznie stwarzać problemy w systemie. Przykładowo Vista tuż po premierze zawierała tak wiele błędów, że na forach internetowych pod adresem Microsoftu padały wyłącznie słowa krytyki. Wiele urządzeń nie działało poprawnie, a ogromna liczba dziur w zabezpieczeniach pozwalała na ominięcie zasad bezpieczeństwa. Taka sytuacja trwała do marca ubiegłego roku, kiedy to Microsoft poprawił większość usterek, wypuszczając Service Pack 1.

Mimo wszystko Vista działała i tak dość stabilnie w porównaniu z innymi rekordzistami. Dla przykładu firma Acronis wypuściła najeżoną błędami wersję 10 True Image Home – skądinąd całkiem dobrego programu do archiwizacji i backupu danych – która nieustannie się zawieszała. Pinnacle również potraktował swoich klientów jak betatesterów: firma odświeżyła wypuszczone w 2005 roku Studio 10, program do obróbki wideo, ale przeoczyła fakt, że co najmniej kilka funkcji działało nieprawidłowo. Aplikacja zawieszała się i, co gorsza, zamrażała system. W wersji 12. programiści naprawili wiele błędów – ale poprawki wciąż są niezbędne do stabilnego działania tej aplikacji.

Drożyzna: dorobek na wersjach

Jeżeli użytkownik chce zaktualizować swoje programy, niektórzy producenci każą mu za to płacić. Mechanizm funkcjonuje w ten sposób, że najpierw poprzez różnego rodzaju działania promocyjne użytkownik jest utwierdzany w przekonaniu, że koniecznie powinien mieć najnowszą wersję danego programu. Po aktualizacji aplikacja ma działać szybciej, wydajniej, a użytkownik ma mieć dostęp do nowych funkcji, których nie ma w wersji poprzedniej itd. Aby to wszystko mieć, trzeba oczywiście zapłacić. W przypadku aplikacji narzędziowych służących do kompresji danych, porządkowania Rejestru czy archiwizacji danych najczęściej zamkniemy się w kwocie do 50 zł. Tymczasem nowa wersja często zawiera tylko kosmetyczne poprawki interfejsu i nic więcej. Czy naprawdę warto na to wydawać pieniądze?

Sporo pieniędzy na aktualizacjach próbują zarobić także producenci programów antywirusowych. Choć trzeba zabezpieczać się przed nowymi zagrożeniami, warto wczytać się w warunki aktualizacji. W polskojęzycznym e-sklepie firmy Symantec wita nas ogłoszenie: “Zaoszczędź do 40%, uaktualniając produkt”. Tymczasem aktualizacja wersji Norton Internet Security 2008 jest o 10 zł droższa niż zakup pełnej wersji 2009.

Nie pozwólcie więc, by ogarnęła was totalna mania aktualizacji! Jeśli nie są one obowiązkowe (to narzucają niektóre licencje), a wy jesteście zadowoleni z oprogramowania w jego obecnej wersji, możecie spokojnie ignorować coroczne wariactwo dotyczące poprawiania.

W drugą stronę

Wielu producentów walczy z szaleństwem dotyczącym rozdymania aplikacji i stawiania sprzętowi wygórowanych wymagań. A przodują w tym producenci antywirusów.

Więcej szczegółów

G-Data stworzyła interfejs, który nie wymaga prawie żadnych ustawień. Jednak doświadczeni użytkownicy wciąż mają możliwość skonfigurowania wielu szczegółowych parametrów.

Mniej zasobów

Nowy pakiet Nortona zawiera zoptymalizowany kod programu: o ile starsze wersje powodują, że system działa wolniej, nowe narzędzia tylko w niewielkim stopniu obciążają peceta.

Przydatne poprawki

Nie wszystkie nowe wersje mają niekorzystny wpływ na wydajność. Na poniższe uaktualnienia warto zwrócić uwagę, ponieważ chronią one system i sprawiają, że zawsze jest on na czasie.

Oczyszczanie z błędów

Każdy program zawiera błędy, które stanowią potencjalne zagrożenie dla komputera. Więc bardzo ważne jest regularne aplikowanie poprawek. Wiele programów oferuje automatyczne aktualizacje. Warto je aktywować, aby na bieżąco łatać dziury w systemie. Proponujemy również skorzystanie z narzędzia UpdateStar, które automatycznie nadzoruje instalację najnowszych poprawek do większości aplikacji w systemie.

Oprogramowanie zabezpieczające

Aby programy antywirusowe mogły poprawnie funkcjonować, należy codziennie aktualizować bazę sygnatur – przestarzały zbiór definicji to proszenie się o infekcję. Włączenie ochrony nie jest trudne, ponieważ narzędzia antywirusowe zwykle oferują opcję automatycznej aktualizacji. Update samych antywirusów również może być przydatny: co jakiś czas pojawia się nowa wersja silnika skanującego.

Zmiana systemu operacyjnego

Nowy system operacyjny również wymaga aktualizacji – chociażby wtedy, kiedy przesiadamy się z XP na Vistę. Powód? Stare sterowniki i programy nie muszą być kompatybilne z obecnym jądrem lub systemem plików. Nierzadko konieczna jest też wymiana podzespołów komputera, ponieważ stare komponenty są mało wydajne.

Nowe technologie

Płyty Blu-ray potrzebują nowego sprzętu. Oczywiście napędów, ale również kart graficznych i monitorów, ponieważ tym starym brak kompatybilnych interfejsów. To samo dotyczy oprogramowania – nowe kodeki często nie mogą zostać zintegrowane ze starszymi odtwarzaczami.

Oprogramowanie komercyjne

Programy do prowadzenia firm oraz księgowe powinny być aktualizowane raz do roku lub nawet częściej, aby zawsze odzwierciedlały aktualny stan prawny.