Jest ładna i zgrabna – cieniutka i lekka. Pracuje na bateriach maksymalnie 4 lub 8 godzin, w zależności od tego, czy użyjemy baterii 3 komorowej, czy dwa razy pojemniejszej, 6 komorowej (wtedy oczywiście masa netbooka rośnie o kilkaset gramów). Ma trzy złącza USB, slot kart SD, wyjście D-sub, kamerę 1,3 Mpx, procesor Atom N280 (1,66 GHz), 1 GB RAM, 160 GB HDD i ekran 10″ o rozdzielczości 1024×600. Fajnie? Fajnie. Tyle, że wszystko co wymieniłem widzieliśmy już 101 razy u konkurencji – jak w hamburgerach: musi być bułka, mięcho, sałatka, majonez i kethup. A więc, czy jest cokolwiek, co wyróżnia ją z tłumu? Jakie są te jej “little differences”? Zapytałem o to jej rodziców, inżynierów Toshiby, a oni odpowiedzieli mi, że takim wyróżnikiem może być wbudowany akcelerometr, dzięki informacjom z którego dysk
twardy może zaparkować głowice jeśli nasz komputer niespodziewanie znajdzie się w drodze ku ziemi. To ratujące dane rozwiązanie znamy z wielu konstrukcji przeznaczonych na rynek korporacyjny. Jest na pewno przydatne, ale dla mnie jednak znacznie ważniejszy wydaje się fakt, że NB200 jako jeden z niewielu netbooków na rynku naprawdę dobrze nadaje się do pisania. Na “wyspowych” klawiszach Tosi niemal natychmiast udało mi się osiągnąć tempo odpowiadające szybkości pisania na moim własnym notebooku. Jak do tej pory tylko netbooki HP pozwoliły mi na taką swobodę – pozostałe wymagały w najlepszym przypadku długiego przyzwyczajania, a w najgorszym nie dało się na nich pisać wcale. Nie wiem, czy zrobiono to specjalnie, czy to tylko szczęśliwy przypadek, ale zaokrąglona przednia krawędź obudowy pozwala ułożyć dłonie wygodnie i pisać długo bez bólu, który pojawia się w przypadku niektórych kanciasto wykończonych netbooków (i notebooków).
Ale uwaga! Mała Tosia cierpi na rozdwojenie jaźni – oprócz różnych konfiguracji (do czego jesteśmy przyzwyczajeni) oraz kilku kolorów (co jest zawsze mile widziane) występują również dwie wersje obudowy netbooka, różniące się rodzajem i klawiatury i sposobem wykończenia pokrywy ekranu. I tak czarna odmiana NB200 ma klapę pokrytą lśniącym tworzywem, które po dwóch dotknięciach wygląda jakby tuzin ludzi macał je przez tydzień oraz klasyczną klawiaturę o dość dziwnym układzie (klawisz [⁄] znajduje się tuż przy prawym [ALT]), podczas gdy pozostałe wersje kolorystyczne są wyposażone w klawisze “wyspowe” (chicklet) poukładane jak w każdym normalnym notebooku, a ich pokrywa ma żłobkowaną fakturę
Jak się okazało, czarna wersja obudowy ma wyróżniać najtańsze konfiguracje NB200, w których zamiast procesora Atom N280 znajdziemy starszy N270. Szkoda trochę, że nawet wyższe i droższe konfiguracje będą wyposażone w ten sam co zwykle, znany i (nie) lubiany, energożerny chipset i945.
A właśnie – droższe, tańsze – co to znaczy? Jak na razie nie znam szczegółów, ale przedstawiciele Toshiby mówią o cenie “poniżej 500 euro” ale “raczej powyżej 300 euro”. Według najnowszych doniesień – ok. 350 euro 🙂
Toshiba nie wspomina o tym na razie, ale pod baterią NB200 znajduje się slot na kartę SIM – w jednym z udostępnionych dziennikarzom netbooków był nawet zajęty przez kartę niemieckiego operatora komórkowego. Oznacza to, że nowy netbook Toshiby będzie miał w opcji również modem 3G, co powoli staje się kolejnym oczekiwanym dodatkiem do każdego szanującego się hamburgera… Znaczy, netbooka.
A tutaj dodatkowy zestaw fotek najnowszej Tosi NB200 – zapraszam do galerii!
Wszystkie opublikowane tu zdjęcia z premiery NB200 powstały dzięki Małgorzacie Mincie, prowadzącej dział Techno Dziennika, która użyczyła swoich umiejętności fotograficznych (to te lepsze zdjęcia) oraz aparatu (to te… hmmm… pozostałe:-). Jeszcze raz wielkie dzięki!