Dream Theater: bóg używa iPhone’a!

To był wspaniały koncert. Na dworze zimno, Bydgoszcz daleko*, w hali ścisk, butelka wody 0,5 l za pięć złotych, T-shirt za 80, dym papierosowy, kilometrowe kolejki do szatni, dwukilometrowe do WC, beznadziejne nagłośnienie zespołów suportu… Tak, to był wspaniały koncert.
Jordan Rudess, jego iPhone i trochę elektroniki, na której się nie znam;-)

Jordan Rudess, jego iPhone i trochę elektroniki, na której się nie znam;-)

Nie zapomnę niesamowitej atmosfery, wspaniałej muzyki Dream Theater**, poczucia wspólnoty, jednego oddechu, przeżycia wspólnego i tak samotnego zarazem. Ale ja nie o tym…

Kiedy po brawurowym Nightmare to remember otwierającym występ Dreamów doszedłem do siebie i znów wiedziałem, gdzie jestem i jak się nazywam, przyszła pora obejrzeć Dreamów z bliska. Obok siedzieli Przyjaciele, którzy szczęśliwie mieli ze sobą lornetkę – ja, szczęśliwie, miałem ich. Po krótkiej lustracji sceny zauważyłem zastanawiająco znajomy kształt przymocowany nad klawiaturą instrumentu Rudessa. Z trudem powstrzymałem się przed przetarciem soczewek lornetki a potem oczu ze zdumienia – to był iPhone!

Ale najlepsze miało dopiero nadejść: podczas kolejnego szalonego solo Rudess zdjął palce z klawiszy, położył je na ekranie telefonu i… zaczął grać.

Kilkanaście godzin i jedno pytanie do gógla później wiedziałem już, że “to” nazywa się Bebot, jest syntezatorem o ogromnych możliwościach i banalnie prostej obsłudze i  kupuje się toto w Appstore za 1,99 $. Nie będę się o “tym” rozpisywał – nie znam się na tworzeniu muzyki na tyle, żeby choć próbować opisać co Bebot może. Posłuchajcie sami, jak Rudess używał go w Bydgoszczy – sam początek

tego nagrania na YouTube.

Jeśli sami lubicie grać, albo po prostu chcielibyście dowiedzieć się o Bebocie więcej, posłuchajcie, jak Jordan Rudess wyjaśnia zasadę działania tej aplikacji  i pokazuje, co można z jej pomocą osiągnąć.

Na koniec mała prywata – jeszcze raz serdeczne podziękowania i pozdrowienia dla Przyjaciół.

#

* Swoją drogą, to naprawdę ładne miasto – przeszedłem się kilka kilometrów piechotą z dworca PKP do hali “Łuczniczka” podziwiając stare kamienice i malownicze uliczki (Google maps i GPS w HTC Hero pozwalały nie martwić się, że zabłądzę) i nie żałuję spaceru.

** Opeth też był super, ale…