Toshiba dołożyła starań, żeby jej notebooki były postrzegane jako “cool”
. Długi czas pracy na bateriach, niska waga, wygodna klawiatura, niezłe wyposażenie czy wreszcie dość przystępna cena są niewątpliwie “cool”,
ale konkurenci oferują to samo
– czasem trochę lepiej, czasem trochę gorzej, ale jednak.
Co zostanie, jeśli usuniemy z naszych rozważań parametry techniczne? Oczywiście wygląd. I tu Toshiba rzeczywiście odstaje od innych. Nie wiem tylko, czy warto się z tego cieszyć, bo tym, co ją wyróżnia jest zastosowanie błyszczącego wykończenia praktycznie wszędzie, oprócz dolnej części obudowy. I pisząc “wszędzie” mam na myśli “wszędzie jak cholera” – włącznie z klawiszami. Czy to jest “cool”? Dla mnie nie, ale może wy macie inne zdanie.
Nowe Tosie, dokładnie tak, jak ich kuzyni tej klasy sprzedawani przez innych producentów,
nie mają wbudowanego napędu optycznego
. Toshiba podaje, że w T110 i T130 stosowane będą procesory CULV
zarówno z jednym, jak i z dwoma rdzeniami, ale
wszystkie
egzemplarze, które udało mi się złapać w ręce (a było tego z pięć sztuk)
miały
na pokładzie “jednojądrowe” CPU. Zgaduję, że w naszym kraju sprzedawane będą takie właśnie, słabsze, ale i tańsze maszyny. Właśnie, a skoro już o cenach – cytując informację od producenta “Sprzęt będzie dostępny w trzech wersjach kolorystycznych –
czarnej, czerwonej oraz białej
(tylko T130). Orientacyjna cena modelu T110 wyniesie ok. 2600 złotych, natomiast model T130 będzie dostępny już od 2999 złotych .”
Tymczasem zapraszam na krótką prezentację Toshiby T130, prosto z Mediolanu. Przepraszam za dźwięk – jak zwykle warunki były trudne.
Czymś, co moim zdaniem zdecydowanie jest “cool” i zasługuje na uwagę j est oprogramowanie dołączane do nowych notebooków Toshiby. Mam na myśli aplikacje
Lifespaces i Reel Time
– pierwsza jest bardzo prostym w obsłudze agregatorem treści, czyli programem pozwalającym zebrać w jednym miejscu potrzebne informacje niezależnie od tego, w jakiej formie je mamy.
Lifespaces
pozwala stworzyć kilka wirtualnych pulpitów czy tablic. Na każdej z nich możemy umieszczać po pierwsze treść, czyli pliki graficzne, skróty do stron WWW, dokumenty itp. (a wszystko to w postaci skalowalnych miniaturek pokazujących zawartość), po drugie gadżety, czyli mini-programy takiej jak zegar, kalendarz, żółte karteczki post-it czy listę zadań do zrobienia, a po trzecie, możemy na tym wszystkim rysować kolorowe strzałki, zakreślenia, podkreślenia i dymki. Ja osobiście wolę w tej roli niezrównanego OneNote’a, ale
Lifespaces jest zdecydowanie atrakcyjniejszy wizualnie i prostszy w obsłudze
(choć oczywiście oferuje znacznie mniejsze możliwości). Naprawdę,
to aplikacja, która
moim zdaniem okaże się hitem wśród użytkowników domowych. Brawa, wielkie brawa!
Drugi program nazywa się Reel Time i
pomaga
w bardzo przyjemny dla oka i niesamowicie intuicyjny sposób wyszukiwać dokumenty, nad którymi pracowaliśmy.
A przy okazji – DJ na imprezie używał Macbooka z niestarannie zaklejonym logo. Każdy ma swoje poczucie tego, co jest “cool”.