Fragmenty ustawy przeciekły jednak do Sieci. Wynika z nich, że główny ciężar walki z naruszaniem praw autorskich będzie spoczywał na providerach internetowych. To oni będą odpowiedzialni za dane wysyłane przez swoich klientów. Przykładowo, każdy wpis na blogu, wgrane zdjęcie czy film musiałyby zostać przeczytane lub obejrzane i ocenione pod kątem zgodności z obowiązującym prawem. Nietrudno sobie wyobrazić, że zatrudnienie sztabu cenzorów będzie zwyczajnie dla dostawców nieopłacalne. Osoby podejrzane o naruszanie praw autorskich mają być, podobnie jak w Europie, odcinane od Sieci. Bez procesu sądowego ani prawomocnego wyroku. Usuwanie blokady DRM miałoby być również nielegalne (nawet jeśli nie jest to wykonywane w celu nielegalnego udostępniania plików).
Administracja Obamy uważa, ze odtajnienie ustawy zagrażałoby bezpieczeństwu narodowemu.