Przy artykule w gazecie zostały zamieszczone zdjęcia oficjalnie przekazane redakcji przez prokuraturę. Żadne z przekazanych i opublikowanych zdjęć NIE zostało zakwalifikowane w trakcie śledztwa jako naruszające prawo. Wbrew hasłom “wyciek pedofilskich zdjęć z prokuratury” czy “publikacja zdjęć pedofilskich” żadne z tych zdarzeń nie miało miejsca.
– – –
Co za ścierwa! – komisarz komendy głównej policji w Madrycie Alberto Ubierna nie mógł opanować gniewu pomimo obecności swego przełożonego, nadkomisarza Luisa Tosca. Przed nim leżał raport z przesłuchania dwóch Marokańczyków i jednego Libijczyka. Dwaj pierwsi zajmowali się werbowaniem dzieci z biednych rodzin emigrantów w Europie i kręceniem z nimi filmów pornograficznych.
– Dobra, wyłącz to! – powiedział Tosca, wskazując ruchem głowy rzutnik, który odtwarzał zarekwirowane materiały. Część filmów nie była zmontowana, więc w ciągu ostatnich dwóch godzin policjanci obejrzeli także ujęcia, których klienci docelowi – pedofile z całego świata – nigdy nie zobaczyli i już nie zobaczą: na przykład takie z sześcioletnią dziewczynką o azjatyckich rysach twarzy, którą przed ujęciami karmiono pigułkami ekstazy, bo trochę się wstydziła wypinać do kamery to, na czym siada. Nie mogła też zrozumieć, dlaczego ma przy tym zdjąć majtki. Ale chemia zadziałała i po kilku minutach o nic już nie pytała.
Natasza była nieco starsza, na oko 11 lat, i nie chciała się uśmiechać. Umalowana jak dorosła kobieta i ubrana jedynie w pończochy, pomimo zabiegów “reżysera” ciągle wyglądała na przestraszoną. Dopiero po kilku kieliszkach szampana (“don’t worry kid it’s kind of juice”) powrócił jej rezon i ochota na bliższe kontakty z mężczyzną, który mógłby być jej dziadkiem. Co prawda, nie mówił po rosyjsku, ale “reżyser” powiedział, żeby się odprężyła i polegała na tym, co czuje, bo w tych sprawach “both little girls and big boys feel the same”. Dochodzący zza kamery rechot operatora niemiło kontrastował z niepewnością na twarzy dziecka.
Do klienta przez Tora
Trzeci z zatrzymanych, Libijczyk, absolwent paryskiej École Polytechnique nie pracował z dziećmi w terenie – jak tłumaczył Ubiernie kilka dni wcześniej na przesłuchaniu – był na to zbyt wrażliwy i miał opory natury religijnej. Dlatego zajmował się montażem i nagrywaniem filmów oraz sesji fotograficznych na płyty DVD. Stali klienci i ci poleceni przez nich mogli je otrzymać pocztą po dokonaniu przelewu na konto szajki.
Interes kwitł z dala od Sieci, pod osłoną pedofilskiej zmowy milczenia przez dobre dwa lata, przynosząc krociowe zyski. Filmy i galerie zdjęć na płytach nie były drogie, więc wystąpił efekt skali: informacja o Spanish good stuff szybko rozeszła się wśród zainteresowanych i wkrótce przestępcy przestali nadążać z realizacją zamówień.
– I dlatego zbudowałeś ten serwis? – zapytał Ubierna. – Chcieliście więcej tego sprzedawać? Mam rację? – Arab milczał, a komisarz podszedł bliżej i nachylił się nad nim. – Myślałeś, że jak udostępnicie to gówno przez Tora, to będziecie bezpieczni? No jasne, przecież skończyłeś polibudę. I pewnie myślisz, że w tej sieci nie można namierzyć źródła, a wolne fora są niewidzialne w Internecie. Ale źle myślisz – zgarnęliśmy was, a nasi informatycy dobierają się właśnie do głównej bazy danych.
Libijczyk nie zdawał sobie sprawy, że to był blef – hiszpańska policja nie namierzyła ich wcale przez Sieć, lecz dzięki analizie kryminalistycznej i zeznaniom pedofilów z poprzednich spraw. Znalazł się wśród nich m.in. prominentny polityk hiszpańskiej lewicy oraz były prezes madryckiej filii jednego z największych banków świata. Dlatego Arab odpowiedział bardzo logicznie: – Skoro macie wszystko, to czego pan chce? – Hasła! – Ubierna zdenerwował się nagle. – Chcę hasła do waszej bazy danych. A jak już będą je miał, mam zamiar wystawić glinom z całego świata tych wszystkich zboków, których obsługiwaliście. I wali mnie to, co się z tobą stanie, jak się wyda, że poszedłeś na współpracę. – Pochylił się nad nim, tak że Arab poczuł na twarzy jego oddech.
– Nie masz wyboru. Jak nie powiesz, to wyślę cię tu – powiedział, podsuwając mu pod nos kartkę, na której było tylko jedno słowo: “Patrie”. Arab popatrzył na nie i zbladł.
Na cały świat
Komisarz wiedział, że Libijczyk biegle włada francuskim. A w tym języku słowo “patrie” znaczy ojczyzna. Ubierne groził więc, że Arab zostanie odesłany do Libii, w której rządzi szariat. A tam będzie sądzony według prawa kanonicznego i trafi do libijskiego więzienia z etykietą pedofila. To z kolei oznaczało – mówiąc bez owijania w bawełnę – bolesną śmierć rozłożoną na kilka tygodni katowania i brutalnych gwałtów.
Libijczyk zgodził się współpracować. Oto jak działał pedofilski biznes: utworzona w sieci Tor pedofilska witryna była widoczna tylko dla tych, którzy znali adres tajnego forum. W serwisie wystawiano materiały z pornografią dziecięcą wraz cenami. Aby dokonać zakupu, należało się zarejestrować, podając email, a potem dokonać przelewu. Zamówione materiały przychodziły jako załącznik. Pliki były szyfrowane i nazywane tak, żeby nie budzić podejrzeń, lecz wysyłano je normalną pocztą elektroniczną.
Jak się okazało, to właśnie transport przez serwery pocztowe był najsłabszym ogniwem systemu. Podane przez Araba hasło pozwoliło bowiem na odkodowanie bazy z kilkoma tysiącami adresów elektronicznych pedofilów z całego świata wraz z numerami IP ich skrzynek pocztowych. Madrycka sekcja komputerowa podzieliła te informacje według krajów, a nadkomisarz Tosca zlecił rozesłanie listy do odpowiednich jednostek państwowych. I tak sprawa zawędrowała do Warszawy, a z niej do prokuratur okręgowych na terenie całej Polski.
Trzeciorzędne cechy płciowe
– A co Pani sądzi o tym fragmencie? – prokurator Emil Melka z Prokuratury Okręgowej w Katowicach zerknął na monitor, przed którym siedziała szczupła kobieta w wieku około 40 lat, seksuolog pediatra z gliwickiej przychodni dziecięcej.
– Chłopiec nie przeszedł jeszcze mutacji – zaczęła – więc może mieć mniej niż 15 lat. Z drugiej strony stosunek długości przedramienia do tułowia wskazywałby na wiek około 17 lat. Potwierdza to również kształt nosa. Myślę, że ma pomiędzy 16 i pół a 18 lat, ale na pewno więcej niż piętnaście.
Melka westchnął. Był już zmęczony, a przed nim leżało jeszcze kilkanaście płyt DVD z materiałami, co do których nie był przekonany, czy na pewno zawierają treści pedofilskie. Kodeks karny jest bowiem precyzyjny – według polskiego prawa karalne jest posiadanie pornografii z udziałem osób poniżej 15. roku życia.
Problem polegał na tym, że tożsamości większości wykorzystywanych dzieci nie udało się ustalić w śledztwie. Jeśli miały poniżej 10, 11 lat, nie trzeba było eksperta, by ocenić, że osoba posiadająca filmy i zdjęcia pornograficzne z ich udziałem popełniła przestępstwo. Powyżej tej granicy, szczególnie jeśli chodzi o dziewczynki, rzecz nie była taka pewna: odpowiednio ucharakteryzowana 19-letnia kobieta może grać w filmie pornograficznym rolę 14-letniego dziecka. A to nie jest przestępstwem, co skwapliwie wykorzysta adwokat oskarżonego.
Ale pewnych rzeczy nie ukryje nawet charakteryzacja. Dlatego ostatnich kilka wieczorów Melka spędził w prokuratorze w towarzystwie pediatry seksuologa. Jej zadaniem było kwalifikowanie materiałów pedofilskich na podstawie trzeciorzędnych cech płciowych, takich jak stosunek długości kończyn do tułowia, stopień rozwoju kości policzkowych, kształt nosa, brwi czy sklepienia czaszki nad czołem.
Akcje w biurze i w terenie
Polski wątek tej sprawy pojawił się wcześniej – po sporządzeniu na szczeblu centralnym spisu adresów elektronicznych i śladów IP powstałego na podstawie hiszpańskiego raportu. Przypadki dotyczące Katowic, Częstochowy, Bielska-Białej i Gliwic przydzielono katowickiej prokuraturze okręgowej.
Prokurator Melka zaczął od ustalenia właścicieli domen numerów IP wymienionych w raporcie z Warszawy. Z uwagi na to, że przesyłki szły pocztą elektroniczną, zadanie nie było trudne. Prokurator skontaktował się z dostawcami Internetu, którzy wyłonili się w śledztwie, i nakazał im podanie fizycznej lokalizacji maszyn, których właściciele podejrzewani byli o ściąganie materiałów pedofilskich z hiszpańskiego serwera.
Wszystkie odpowiedzi spłynęły po mniej więcej tygodniu. Melka miał więc w ręku dane personalne osób, na komputery których trafiały pedofilskie przesyłki. W okręgu katowickim było 70 takich przypadków. Ale to dopiero początek – przecież jednego peceta w domu może używać kilka osób. A zarzuty stawia się nie maszynom, lecz osobom. Trzeba więc ustalić, kto konkretnie kryje się za określonymi komputerami.
Aby to uczynić, Melka przygotowywał stosowne nakazy i zlecił przeszukania terenowym jednostkom policji. W jednej skoordynowanej akcji wkroczono do 70 śląskich mieszkań, zabezpieczając około 100 komputerów. Wszystkie trafiły do Mediarecovery, katowickiej firmy zajmującej się informatyką śledczą, by wyodrębniła z nich materiały pornograficzne i nagrała je na płyty DVD – szczegóły procesu na infografice.
Od nagrań do skazań
Płyty DVD z kolekcją pornografii wyodrębnione w Mediarecovery trafiły do prokuratury, gdzie szybko wychwycono rekordzistę – jeden z podejrzanych miał na dysku ponad 60 tys. plików z pornografią dziecięcą. Ciekawy przypadek pojawił się też w Bielsku-Białej: wezwany na przesłuchanie właściciel łącza – mężczyzna lat około 50 – sprawiał wrażenie człowieka, który nie potrafiłby nawet włączyć komputera. W czasie rozmowy okazało się jednak, że ma dwóch nastoletnich synów: Arkadiusza i Andrzeja*. To się zgadzało – pedofilskie przesyłki szły na konto a.kowalski – ale pojawił się też problem: który z nich to zrobił.
Oczywiście Melka mógł obydwu wezwać na przesłuchanie i żmudnie dochodzić prawdy, ale przebłysk intuicji podsunął mu lepsze rozwiązanie. Gdy do bogobojnego ojca dotarło w końcu, o co oskarża się jednego z jego synów, o mało co nie eksplodował z oburzenia. Melka postanowił to wykorzystać i zaproponował mu, żeby sam porozmawiał z synami i ustalił, który jest winny. Zgodził się i już następnego dnia pojawił się w prokuraturze wraz z nimi. 17-letni Arkadiusz był zdenerwowany tylko trochę. Za to o rok starszy Andrzej po prostu dygotał z przerażenia. Prawda była widoczna – nie trzeba było nawet zadawać pytań.
Epilog
W sumie w sprawie o kryptonimie “Dudidu” – od loginu jednego z podejrzanych – skazano prawomocnym wyrokiem 10 osób. Kary nie były wysokie – od roku do dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć. Powód? Nikt z oskarżonych nie dystrybuował pornografii dziecięcej, a jedynie ją posiadał.
Okoliczności łagodzące pomogły też osobom bardzo młodym, które miały na dyskach po najwyżej kilka pedofilskich plików – prokurator odstępował wtedy od oskarżenia, nie chcąc rujnować im życia. Skazanie nawet w zawieszeniu skutkuje bowiem wpisem do Krajowego Rejestru Karnego, który rutynowo sprawdzają pracodawcy przed podjęciem decyzji o zatrudnieniu. W takich wypadkach Melka uzyskał wobec oskarżonych w sądzie karę grzywny na tyle wysoką, by zniechęcić ich przyszłości do podobnych czynów.
* Oba imiona i nazwisko w adresie elektronicznym zmieniono