Dodał też, że Google zawsze udostępnia link do źródła wraz z krótkim opisem. – Oskarżenia, że kradniemy czyjąś pracę, są bezpodstawne. Traktujcie nas raczej jak wirtualny salonik prasowy. Odwiedzając Google News widzisz tylko nagłówki artykułów. Jak chcesz czytać dalej, to klikasz w hiperłącze i przenosisz się na witrynę autora. Generujemy około 100 000 klików na minutę do dostawców treści. Zapewniamy łącza i dystrybucję. Gazety płacą kolporterowi za dystrybucję, my robimy to za darmo – mówi Brittin.
– Zarzuca się nam, że zarabiamy przy okazji mnóstwo pieniędzy. Nie sądzę, by ktoś wpisując zapytanie “bomba w Bagdadzie” był klientem chętnym, by coś kupić. Oczywiście, można to interpretować inaczej. Ludzie czytający o śmierci Michaela Jacksona być może będą chcieli kupić jego płytę, ale to nie są za duże dla nas przychody – dodaje Brittin. Zaznaczył również, że każdy, kto nie chce być indeksowany w wyszukiwarce, może się wypisać w łatwy sposób. Z jakichś powodów prasa jednak tego nie robi.
Szef brytyjskiego Google’a odniósł się również do kryzysu, który jego zdaniem nie ogranicza się tylko do mediów, ale i jego firmy. Koncern co prawda nie odnotował spadów przychodów, jednak przestały one również rosnąć.
Brittin nie podziela też opinii większości, że prasa drukowana umrze i przeniesie się do Sieci. – Gazety są formatem, który przetrwa. Online w pewnych aspektach nigdy mu nie dorówna. Wygodne kartkowanie gazety czy łatwe wyszukiwanie wzrokiem to coś, nad czym twórcy portali mają jeszcze dekady pracy. Nawet redakcja w druku jest lepsza i żaden kryzys tego nie zmienił. Eksperymenty z płatną zawartością na witrynach również uważam za konieczne. Udostępniliśmy nawet do tego specjalne narzędzie – podsumował szef Google’a.