Apple In-Ear Headphones są elegancko zapakowane w niewielkie przezroczyste pudełko, w którym widać tylko dwa mniejsze obiekty: trójkątne opakowanie ze słuchawkami i coś, co jedna z kolegów określił mianem “pojemnika na jakieś wkładki”. Nie wiem co miał na myśli ale wcale się nie pomylił…
Ergonomia na piątkę, jakość na 4+
Wydawałoby się, że słuchawki jak to słuchawki, nic specjalnego. Jednak nie w przypadku Apple’a. Tutaj w każdej słuchawce zamiast klasycznej głośnikowej membrany zastosowano dwa niezależne drivery: nisko- i wysokotonowy. W założeniu ma to dać duuużo basu i muzykę pełną detali.
Osobiście nieco się rozczarowałem.. Ale to może być już sprawa bardzo indywidualna, bo zależna o typu muzyki jakiej się słucha. W każdym razie w serii testowych nagrań, In-Eary wypadły gorzej niż jedne z pierwszych słuchawek o podobnej konstrukcji jakim są Creative Aurvana. Jak dla mnie “apple’om” zabrakło detaliczności i separacji sceny, ale (raz jeszcze) dla wielu osób może to być zaleta! Aurvany potrafią bowiem zdyskwalifikować niektóre płyty, obnażając ich złą jakość nagrania.
Trzeba jednak oddać palmę pierwszeństwa Apple’owi, gdy pod uwagę weźmiemy ergonomię wykonania. Trójkątne pudełko to nie tylko efektowne opakowanie, ale też poręczny pojemnik do transportowania słuchawek, gdy ich nie używamy. Jest na tyle mały, że mieści się w kieszeni, a jego obłe kształty sprawiają, że nie przeszkadza.
Drugie pudełko, ów “pojemnik na jakieś wkładki”, to bardzo sprytny pomysł na to jak schować dodatkowe wkładki douszne w rozmiarach S i L (standardowo na słuchawkach znajdziemy nakładki w wielkości M). Warto także wsomnieć, że materiał z jakiego są one wykonane, to bardzo miły w dotyku silikon, który świetnie przylega na ucha i bardzo skutecznie tłumi odgłosy zewnętrzne.
UWAGA!
Nie słuchajcie muzyki na przystanku tyłem do ulicy – na pewno nie usłyszycie tramwaju lub autobusu!
Na koniec słowo o kablu… I znów wydawałoby się, że to nic takiego. Ale ten w kolorze białym jest miękki i nie twardnieje na zimnie, a na mrozie minimalnie tylko sztywnieje. W efekcie po pierwsze nie wyrywa słuchawek z uszu podczas chodzenia czy biegania, a po drugie nie przenosi do słuchawek “szurania” kabla o ubranie. Tu Aurvanie należałaby się co najwyżej trója…
Całości wyposażenia smaczku dodaje jeszcze dodatkowa para stalowych “sitek”… Z początku nie wiedziałem co to jest, ale okazuje się, że ich zadaniem jest ochrona kanału prowadzącego do driverów przed woskowiną i kurzem.
Pilot i mikrofon
Zestaw bardzo przydatny w urządzeniach, które mogą z niego skorzystać (czyli iPhone 3GS; iPod: Touch 2nd; nano 4th, 5th; shuffle 3rd). Zupełnie niezbędny w najmniejszym iPodzie… Nie można mu nic zarzucić. Po prostu działa, a mikrofon jak na swoją wielkość, dość dobrze zbiera.
Cena jednak przeraża
Rozumiem, że za piękno i luksus trzeba płacić. Jednak prawie 340 zł to bardzo dużo. Wspominany tutaj konkurent (owszem bez mikrofonu i pilota) kosztuje ok. 170 zł, mimo że w USA jest od In-Earów o 10-20 USD droższy.
Cena przerażą także z innego powodu. Słuchawki po prostu szybko się niszczą. Moje Aurvany straciły przewodzenie w kablu po dwóch latach (ach ten sztywny kabel!), standardowe słuchawki Apple’a dodawane do nano po pół roku już nie miały gumek zapobiegających wysuwaniu się z uszu (a nie słuchałem go codziennie). Ile zatem przetrwają słuchawki za 340 zł?
PODSUMOWANIE
Stać Cię? Lubisz słuchawki douszne? Masz iPoda lub iPhona i potrzebujesz pilota? Cóż… płacz (jeśli Cię nie stać) i kupuj. Jeśłi jesteś melomanem, audiofilem najpierw porównaj z innymi słuchawkami, bo małe wcale nie znaczy kiepskie, ale za te pieniądze można znaleźć lepsze.