Jak aktywować nową usługę? Po założeniu konta na Gmailu wita nas jej nachalna reklama. Jeżeli odruchowo wybraliśmy opcję przejścia do konta, ekran ten nie pojawia się już podczas drugiego logowania.
W takim przypadku należy ją aktywować. Cały Buzz mieści się pod jednym linkiem po lewej stronie menu. Gdy na niego klikniemy, ustawiamy parę dodatkowych opcji i voila – znajdziemy się w czymś, co można zdefiniować, jako multimedialne centrum wiadomości i komunikacji.
Górna ramka z polem na wpis służy do szybkiego dodawania wiadomości. Możemy więc podzielić się ze znajomymi ciekawą informacją na jakiś temat bądź tym, co robimy. Jeżeli do wiadomości dodamy linka, Buzz automatycznie pobiera wszystkie obrazy znajdujące się na podanej stronie, a następnie umieszcza je pod wpisanym tekstem. Dzięki temu możemy wybrać zdjęcia bez konieczności wpisywania ich dokładnego adresu. Możemy także zdefiniować czy będzie to wiadomość dostępna dla wszystkich czy tylko dla wybranych użytkowników. Jeżeli wybierzemy tę drugą opcję mamy możliwość stworzenia nowej grupy np. klub sportowy czy uczelnia, lub też skorzystania z gotowych profili: rodzina, współpracownicy i znajomi. Nie musimy grzebać w kontaktach, aby wpisać kogoś nowego. Buzz automatycznie importuje i organizuje kontakty z naszej książki adresowej. Jeżeli kogoś brakuje, należy skorzystać z opcji “dodaj osoby”, obok odpowiedniej grupy. Wszyscy, dla których tekst jest widoczny mogą go komentować, oceniać, a także informować o nim innych wysyłając do nich maila za pomocą gotowego formularza. Niestety tutaj pojawia się problem. W miarę pojawiania się komentarzy na naszym Buzzie bądź też na profilach innych osób powiadomienia o tym trafiają na skrzynkę odbiorczą. Jeżeli konta używamy również do pracy, wiadomości takie mogą zaśmiecić nam pocztę, a w przypadku dużej liczby znajomych, wręcz ją uniemożliwiać.
Jest też opcja obserwowania znajomych, dodając ich do specjalnej listy. Jeśli nie mamy dokładnego adresu osoby, którą chcemy “śledzić” możemy skorzystać z wyszukiwarki.
Buzz pozwala też podpiąć inne serwisy społecznościowe do naszego profilu, a raczej kanały konkretnych użytkowników. “Lista witryn pokrewnych”, bo tak się owa usługa nazywa – nie jest wielką innowacją. Prawdą jest stwierdzenie Microsoftu, że pod tym względem Google dopiero dogania konkurencję. Identyczną niemal usługę oferuje Hotmail i Yahoo!
W przeciwieństwie do konkurentów Google pozostał też ślepy na potencjał Facebooka. Zamiast tego woli lansować swoje produkty, jak Picasa czy czytnik Google. Dodatkowo dostaliśmy Twittera i Flickr. Inne usługi typu stan na czacie czy wiadomości wysłane poprzez Buzza trudno nazwać pokrewnymi witrynami.
Usługa Google jest mobilna, co oznacza, że możemy korzystać z niej za pomocą telefonu komórkowego. Jedną z ciekawszych opcji Buzza jest informowanie nas o ciekawych wydarzeniach w pobliżu miejsca w którym się znajdujemy. System odczytuje nasze współrzędne i podaje nam propozycje. Potem możemy np. zrobić zdjęcia i przesłać je za pomocą serwisu do naszych znajomych.
Opcja ciekawa. Sęk w tym, że aplikacja wykorzystuje pełnie swoich możliwości tylko na platformie iPhone OS lub Android. Na pozostałych działa szczątkowo jeżeli będzie działać w ogóle.
Dla porównania opcje oferowane np. przez Hotmail są bardziej rozbudowane i ciekawe. Microsoft oferuje nam ponad 70 różnych usług. Na ekranie “dzisiaj” pojawiającym się po każdorazowym otwarciu programu pocztowego widzimy co nowego słychać u naszych znajomych, jakich wpisów dokonali na facebooku, twitterze bądź innych portalach. Możemy też skopiować kontakty z innych programów pocztowych, a nawet z samego Gmaila.
Na premierę Buzza, która miała miejsce 9.02 najostrzej zareagowała konkurencja łącznie z Microsoftem i Yahoo! na czele. Nie ma jednak co się dziwić. Wspomniane firmy od dawna posiadają podobne usługi oferowane na swoich kontach pocztowych. Jednak sprzeciw wobec najnowszego produktu Google tylko przysporzył mu popularności. Co minutę ponad 200 osób przesyła wiadomości za pomocą serwisu. Do dnia 12 tego miesiąca wysłano ich ponad dziewięć milionów. Nie jest to nic niezwykłego. Wypróbowując nowe możliwości Buzza, użytkownicy zamiast wysyłać maile po prostu obserwują swoich znajomych. Wiadomości umieszczane na profilach pełnią rolę znanych większości użytkowników opisów w komunikatorach internetowych.
Luki w zabezpieczeniach Google Buzz czynią go niebezpiecznym narzędziem. Firma usunęła już opcję za pomocą której każdy użytkownik mógł podejrzeć książkę adresową innego. Potem załatała usterkę pozwalającą na podszycie się pod dowolnego użytkownika.
Google najwyraźniej szuka rozwiązań i czegoś, co byłoby czymś przełomowym. Buzza nie nazwałbym krokiem naprzód, nie nazwałbym też krokiem wstecz. Google od dawna drepcze w miejscu i tak jest i tym razem. To też kolejna próba zebrania poufnych danych od użytkowników i analizowania ich, by stworzyć coś interesującego.