Cameron czyta Diunę, gra w Albion i delektuje się Cieplarnią

Żeby nie było wątpliwości ­– tym razem pokuszę o coś w rodzaju recenzji.

Pozwolę sobie zacząć od przydługiej dygresji. Stawiłem się w sali kinowej pewnego multipleksu punktualnie, by nie przegapić ani jednego, trójwymiarowego skrawka Avatara. W nagrodę kino poczęstowało mnie plastikowymi reklamami i prawie półgodzinną projekcją reklam. Dziękuję Ci, drogi multipleksie za to, iż za reklamy nie dość, że zapłaciłem z własnej kieszeni, to na dodatek nie dałeś mi do ręki pilota z przyciskiem “mute”, albo chociażby wyborem kanału. Żeby chociaż producenci tego reklamowego spamu pokusili się o zaprezentowanie swoich soczków, zupek, samochodzików i innych seriali, które powinienem obejrzeć w 3D, to co innego. No ale kreatywność reklamodawców albo jeszcze nie dostrzega nowych metod, albo jest zbyt zajęta namolnym powtarzaniem w kółko tych samych schematów. Jeszcze do niedawna myślałem, że najgorsze są reklamy proszków do prania i środków czyszczących. Skutecznie odwiedli mnie od tej myśli dostawcy usług telekomunikacyjnych, którzy proponują “OSZCZ” (dobrze, że nie “OBSR” – oczywiście miałem na myśli brytyjski Old Broad Street Research, Ltd.). Ale 25 000 utworów ściągniętych z Internetu z palcem w nosie urąga już nie tylko samemu konsumentowi, ale i sugeruje, że nierozgarnięty student nagminnie piraci pliki (nie zrywa z jakiegoś tajemniczego powodu połączenia z Siecią). No ale przecież rzymskie prawo wprowadziło domniemanie niewinności. Tylko, czy ów pan z palcem w nosie na pewno poradziłby sobie z wygooglaniem 100 GB dostępnych na licencji CC albo za darmo utworów muzycznych?

I tylko nieznośna myśl, że jednak nawet w multipleksach myślą o tym, żebyśmy nie zabrali do domu na pamiątkę okularów three-dee (o czym można przeczytać na dużym ekranie) przeczy domniemaniu niewinności…

Drogi multipleksie, następnym razem poproszę o droższy seans bez reklam, a okularki możecie dla bezpieczeństwa przypiąć na łańcuchu do fotela. Będzie jak u Barei w Misiu.

Avatar, zapewne tak, jaki Was, oszołomił mnie swoich rozmachem. Cameron świadomie i z pełna konsekwencją zabrał widzów na dwu-i-półgodzinną wyprawę w niezwykły świat Pandory. Na tyle oszałamiający, że mogliśmy przymknąć oko na szanse istnienia innej rasy, żyjącej właściwie w naszym zasięgu (Alfa Centauri, niecałe 5 lat świetlnych od Ziemi) i posiadającym bezcenne Unobtanium. To jasne, że Avatar odmieni oblicze kina i domowej telewizji. Bo po obejrzeniu filmu w 3D – każdy następny seans 2D nie będzie już taki sam. A pragnienie zakupu telewizora 3D wzrośnie. Jamesowi Cameronowi udało się to, czego nie osiągnął reżyser dwugodzinnej reklamy pewnego szamponu, zatytułowanej “Ewolucja” – wytworzył w widzach potrzebę zmiany w zestawie domowego AGD.

Wiecie co – mam mieszane odczucia co do Avatara. Z jednej strony wizualna forma jest tak dopracowana, że skutecznie przykrywa mankamenty i mielizny opowieści o Na’vi. Na’vich nie da się nie lubić. W końcu to miła, proekologiczna rasa, zżyta z drzewami i całym ekosystemem. Zabijająca tylko i wyłącznie z musu. Nie to, co my, technologiczni barbarzyńcy pożywiający się w fastfoodowych hurtowniach bezbronnego mięsa. To jasne, że reżyser dokonał na nas niezłego, socjologicznego zabiegu – jako że trójwymiarowa wersja jest odtwarzania głównie w multipleksach, wychodząc z kina trafiamy na tłum zakupoholików, oddających się kultowi wydawanego w pośpiechu pieniądza. Trwając w pandorowym transie, centrum handlowe w pierwszym odruchu wzbudza w nas odrazę. Ciekawe co będzie, kiedy filmowcy odkryją, że fajnie byłoby wmontować w film kilka ujęć z naszej bliskiej okolicy i tym samym zlokalizować swoje dzieła.

James Cameron wymyślił Avatara w 1995. 30 lat po Diunie Herberta, 33 lata po Cieplarni Aldissa. Przytaczam te dwie książki (kinomaniacy jedną z nich mogą obejrzeć) nie bez powodu. Gdyby w odpowiednich proporcjach zmieszać je i przyprawić szczypta Shinto – powstałby Avatar. Szalona opowieść o Ziemi(Pandorze)-matce Gaji (z uwielbienie eksploatowana przez mangę i anime), sięgająca po modną hipotezę, iż organizmy w ekosystemie współpracują ze sobą w celu zachowania optymalnych warunków do życia. Coś porywającego w tym miksie jest i świetnie się to ogląda. No a Toruk Macto to Muad’Dib naszego wieku.

Ale skupianie się i hołubienie filmów to najgorsza strona krytyki. Pozwolę sobie więc sobie na wyszukanie potencjalnych (IMHO) błędów.

Pretekstem do fabuły jest Unobtanium – cudownego nadprzewodnika o zerowej rezystancji, dla którego warto zarobić 9-letni dług czasowy, by w efekcie wyciągnąć jakieś 20 000 za gram. W sumie przy takiej odległości i wartości – może sensowniej byłoby popracować nad odtworzeniem tego cacka z atomów? Albo postarać się żyć bez tego cudeńka? No ale nie, ludzkość ma to do siebie, że jest pazerna, a pułkownik Miles Quaritch potwierdza obiegową opinię, że wojskowi to głąby i psychopaci. Hm… Trudno mi uwierzyć, że na oddaloną o blisko 4,5 roku świetlnego wysyła się kogoś bez dokładnych badań profilu psychologicznego i odporności na stres. No i że wybicie paru lampek w buldożerze jest powodem do odcięcia głównego bohatera od jego Avatara z narażeniem życia tego pierwszego… i drugiego. Amerykańskość filmu podkreśla też przepiękna flota śmigłowców, tylko jaki dureń trzyma przez znaczną cześć lotu otwarty właz, z którego ma wypaść bomba? Bo marines chcieli sobie postrzelać?. Fabuła zgrzyta też w wypadku samego pomysłu konstrukcyjnego Avatara – czy bohater gubiący w lesie swoje niebieskie alter-ego nie dałby się przypadkiem szybko namierzyć za pomocą nadajnika, ba – śledzenia transmisji pomiędzy łączem Avatara i Jakea? Czy aby na pewno upchnięcie końcówki neurotramistera w warkoczu to taki dobry pomysł? Koniec końców ten warkocz jest narażony bardziej na uszkodzenie, niż np. mózg zamknięty w czaszce, czy centralny układ nerwowy ukryty w rdzeniu kręgowym. Dlaczego nawet drapieżniki zostały wyposażone w owe łącza? I czy tego typu połączeń nie dałoby się przypadkiem wykorzystać do podstępnych ataków na Na’vi? Pytania można by mnożyć. Główny bohater też wypada na niezłego głąba, skoro nawet nie podejrzewa, że jakiś wojskowy krasnoludek grzebie w jego wideoblogu. No a co powiecie na pierwsze spotkanie Jakea w dzikiej dżungli z Neytiri, która postanowiła zabić “mutanta” bez słowa, znając angielski i utrzymując kontakt z dr Grace Augustine (nawet jeśli ochłodziły się stosunki pomiędzy miejscowymi a ludźmi niebios)?

Avatar pełnymi garściami czerpie z fantastycznych archetypów i modnych w fantastyce mitów. W filmie zobaczymy coś, co może być odpowiednikiem…

elfów – przyjrzyjcie się uważnie Na’vi, ich symbiozie z otoczeniem i sposobowi życia.

smoków – to najsilniej zakorzeniony w fantasy mit – latające gady zawsze wiernie służyły swoim jeźdźcom, u Camerona nie zieją co prawda ogniem, ale analogia ze smokami jest!

latające wyspy – świetny wizualnie zabieg stosowany nagminnie w japońskich kreskówkach i komiksach. Nie ma nic piękniejszego, niż zawieszone w powietrzu, tętniące życiem skały. Jak ulał do mangowych klimatów pasuje też powietrzna flota ludzi. Oj, ktoś tu prawie zahaczył o steampunk.

telepatia, psi, itp. – to nigdy nie wyjdzie z mody, no, a na Pandorze można możemy myśleć “z kimś”, dzięki odpowiednim wtyczkom. Ciekawe, czy wierzchowce Na’vich maja symetrycznie po dwie końcówki, i co by było gdyby podpiąć dwa warkocze do jednego zwierzaka…

mit Gaji – wywodząca się ze starożytnej Grecji wiara w istnienie ducha Ziemi, zarazem symbolika specyficznej równowagi w świecie fauny i flory, jakże często wykorzystywana w japońskich komiksach i animacjach.

gigantyczne drzewa – nieoceniony wynalazek literatury fantasy i SF. Działa na wyobraźnię, równie mocno jak niegdyś zwykłe drzewa na Druidów (protoplaści dzisiejszych ekowojowników, tańczący nago z drzewami)

…zabrakło chyba tylko delfinów i UFO 🙂

No ale mamy przed sobą jeszcze z dwie części Avatara. W drugiej Ziemianie przyjadą spuścić łomot Na’vim, na co Pandora naprawdę się wkurzy, w trzeciej Na’vi postanowią nawrócić na drogę ekologii Ziemian i zabiorą ze sobą całą Pandorę na Ziemię. Tylko nieliczni, zatwardziali wojskowi nie przywdzieją niebieskiej skóry.

PS. Wszystkich potencjalnych niedociągnięć na pewno nie wychwyciłem, a film i tak (mimo niedociągnięć) był przyzwoity. Na bazie Avatara dałoby się zrealizować świetną grę cRPG, choć z drugiej strony, już nie trzeba, bo w 1996 r. Blue Byte wypuściło Albiona. Podobieństwa fabularne (nie)zamierzone?

Pudełko gry Albion z 1996 r.
Pudełko gry Albion z 1996

Zaległe odpowiedzi na komentarze (hurtem).

Sobik335 2010.01.07 13:39

Uważam że Avatar i Władca Pierścieni to dwie różne sprawy. Jest różnica czasu w produkcji. Władca Pierścieni to fenimen sam w sobie. Avatar chwali się wyśmienitą grafiką i animacją. Ruchy postaci są bardzo realistyczne. Zainteresował mnie wątek wierzeń Na’vi. Polecam

tentomasz (CHIP) 2010.01.07 12:59

“Avatar w jednym szeregu z Władcą Pierścieni?” – Pod względem “targetu” jak najbardziej;)

Gość IP:83.6.53.* 2010.01.07 14:13

Owcza mentalność i owczy pęd to polegają dzisiaj na nieoglądaniu lub nierobieniu tego, co robią inni bo to tak ładnie i intelygentnie wygląda. A o czym świadczy chwalnie się tym (=publiczne wyrażanie pogardy przez wymyślanie od owiec tym, którzy myślą inaczej) pozostawiam do oceny czytających.

Pretekstem do postu zatytułowanego “Avatar – Science Fiction Pocahontas” były wyjątkowo niepochlebne komentarze stawiające ten film zaraz obok “Władcy Pierścieni”. Od tego czasu uważnie przyglądałem się temu, jaki odcisk Władca odbił na popkulturze. I rzeczywiście, nawiązania do filmu pojawiają się nawet w gierkach pokroju “So Blonde”, mowie potocznej. Co więcej – film wypada “znać”. Bardzo mi przykro, że mało kogo skłoniło to do przeczytania książki, a jeśli już to filmowe umiłowanie do nieco zniekształconych (filmowych) bohaterów trylogii Tolkiena nie pozwoliło wielu czytelnikom (mimo długaśnych opisów) dotrzeć do końca, a nawet odkryć legend Śródziemia zgromadzonych w Silmarillionie. OK, od dziś nie wdaje się w dyskusje o “Władcy Pierścieni”, jeśli mamy mówić wyłącznie o filmie Petera Jacksona. Smutne, że “Władcę Pierścieni” można ocenić tak “Władca Pierścieni – homoseksualna wersja Gwezdnych Wojen”, oglądając nawet nie tyle film, co koszmarki reklamowe w takim stylu. Dobra, jakoś to zniosę. Władca Pierścieni (kinowy) stał się ikoną popkultury.

Gość IP:62.29.174.* 2010.01.07 14:17

Zabawne za co też redakcje gotowe są płacić swoim współpracownikom.

Chip to nadal czasopismo poświęcone komputerom? Czy może coś przeoczyłem?

Nikt mi za to nie płaci, z Cameronem włącznie. Czy Avatar 3D ma coś wspólnego z komputerami? Owszem. Czy wpłynie na sprzedaż telewizorów 3D? Owszem. Czy coś przeoczyłem?

Gość IP:81.168.228.* 2010.01.07 15:31

a ja uważam że nie powinno zabierać się głosu w sprawach o których się nie ma pojęcia. Pójść do kina, obejrzeć a później się wypowiadać – to nawet powinno być wymagane od REDAKTORA a nie czekać na dobrą wersję na torrentach.

No chyba że chcecie wersję torrentową dołączyć do swojej płytki!

Nexus 2010.01.07 18:02

Tak się składa, że przeczytałem zarówno “Hobbita” jaki i “Władcę pierścieni” i dla mnie była to nudnawa lektura. Film natomiast pomimo pewnych braków robi wrażenie swoim rozmachem. Co do Avatara to dopiero po wizycie w IMAX będę czuł się uprawniony cokolwiek na ten temat powiedzieć. Staram się nie wypowiadać na tematy o których mam nikłe pojęcie.

Gość IP:83.26.164.* 2010.01.08 21:07

Toś się człowieku pochwalił literaturą. Imponujące.

Tylko po kiego to wszystko w kontekście Awatara? I to jeszcze nieoglądniętego. Żenada.

Jeszcze te porównywania do Pocahontas. Blee

Może i awatar ma lipną fabułę nie dla wybrednych przeintelektualistów. Ale jakże tych przeintelektualistów wynurzenia, te peany na cześć większych wartościowszych dzieł kina, s-f itp. żałosne są przy uciesze jaką daje 160 minutowy pobyt w kinie na Awatarze.

Dopiero powyżej odważyłem się (pod wpływem komentarzy) zabrać za Avatara. Jeśli niezbyt wyraźnie napisałem o tym, że to jedynie zbiór moich obaw dotyczących filmu, przepraszam. Następnym razem pogrubioną i powiększoną czcionką wskaże najważniejsze myśli.

Nawiązania do Pocahontas, niestety, są trafne i na miejscu. Jakby na to nie patrzeć krytycy literatury od wieków traktują zjawisko zwane ogólnie fantastyką, jako tandetną rozrywkę dla mas, proszę więc założyć, że ja osobiście, jako wielbiciel tego gatunku czytam i lubuje się w literaturze wyłącznie rozrywkowej, i, wedle wielu opinii bezużytecznej, niedointelektualizowanej i bezwartościowej. Lubię czytać SF, zabronisz? A może zamiast czytać moje wypociny sprawdzisz dlaczego napisałem to, co znalazło się w owym poście?

Gość IP:217.98.25.* 2010.01.08 20:46

Voyager napisał: “Avatara jeszcze nie obejrzałem”

a potem ocenił:

“Avatar w jednym szeregu z Władcą Pierścieni? Nigdy w życiu”

I to by było na tyle, jakbym słyszałam naszych polityków z samoobrony czy pis.

ps. dema też w ten sposób oceniasz bez ich obejrzenia?

W tym cytacie zabrakło końcówki wypowiedzi: “– no chyba że stawiając Władcę Pierścieni zaraz obok Terminatorów, Robocopów, Matriksów i Die Hard, tudzież Rambo i Nocy żywych trupów, mówimy wyłącznie o filmach, wyrzucając do kosza książkę.”

Drogi Gościu, zawsze tak cytujesz? Wyrywając fragment zdania (jak politycy) z kontekstu i wtłaczając w niego nowe treści?

—-

Odpowiedzi i pytań ciąg dalszy:

Gość IP:217.98.25.* 2010.02.09 13:39

“Drogi Voyagerze – zawsze tak odpowiadasz nie na temat jak politycy. Przecież moje zastrzeżenie było narawdę proste i jasne jak budowa cepa.

Ty najpierw napisałeś że Avatar nie widziałeś:

“Avatara jeszcze nie obejrzałem”

a potem oceniłeś:

“Avatar w jednym szeregu z Władcą Pierścieni? Nigdy w życiu”

Nie cytowałem dalej bo to wystarcza, aby nie kopiować całości Twojego artykułu.”

Już odpowiadam, mój Szanowny Gościu, dlaczego tak upieram się przy końcówce tego cytatu. Podkreślam bowiem w jego zakończeniu znaczenie książki – tego niewidocznego tła, które dopełnia opowieść we “Władcy Pierścieni”. Maciek Gajewski w pierwszym komentarzu przypomniał mi i zaskoczył mnie jednocześnie trafnością komentarza reżysera Clerks 2 w temacie fanbojów. “Obejrzałem »jedynkę« pięć razy, a ja »dwójkę« 4 razy!”, kolejny kwituje: “Jedyna trylogia to »Gwiezdne Wojny«”. Leci w tym wszystkim wymiana gadżetów, wojna na bzdurne argumenty… i tylko J.R.R. Tolkiena w tym wszystkim brak. Prawda – punktem wyjścia dla poprzedniego postu była przezabawna porównanie Pocahontas z Avatarem. Moim punktem zaczepienia było to, co do tej pory James Cameron zechciał mi przedstawić –  uwielbiam go za nastrój Głębi, zgrabnie przedstawioną opowieść o Terminatorze, ale już to co zrobił z kontynuacją Obcego, wykracza poza moja wymarzoną wersję “dwójki”. Za to mile mnie zaskoczył jako scenarzysta Dziwnych Dni.

Nigdy w życiu miało wyrazić jedynie moje oburzenie – dlaczego mam postawić Avatara na jednej półce obok “Władcy Pierścieni”, skoro nie mogłem sięgnąć po książkę. Jeśli przetransponowałem to na ocenę filmu, którego nie obejrzałem – kajam się, i dlatego staram się teraz zanalizować świat Avatara, w kolejnym poście, wyrażając swoją opinię. Poprzednio starałem się wypowiedzieć własne obawy na temat Avatara, nie zaś wydać bezpodstawną ocenę filmu.

Do czasów stalinowskich i postalinowskich nie mam zamiaru wracać, swoje pod koniec kariery sowieckich rządów w Polsce zdążyłem zobaczyć, dlatego też nigdy nie chciałbym oglądać tego jeszcze raz.

Nexus 2010.02.08 19:33

Zgadzam się z autorem – podstawy naukowe tego filmu są bardzo kruche i widać w nim liczne niekonsekwencje natury logicznej. Ale wszyscy przecież wiedzą, że to tylko pretekst by zabrać nas w niesamowitą podróż 3D na Pandorę. I naprawdę warto! Nawiasem mówiąc chyba jestem szczęściarzem, bo w IMAX-e w Katowicach zaserwowali tylko JEDNĄ KRÓCIUTKĄ REKLAMĘ znanego kultowego amerykańskiego napoju…

Szczęściarz! Nie znoszę i to nie dlatego, że próbują mi nachalnie wcisnąć jakiś produkt. Raczej za często ich twórcy traktują mnie jak debila, któremu częste powtarzania “kup” wywoła nagłą potrzebę posiadania np. różowej torebki.

blackjack 2010.02.08 22:53

Gdyby twórcy S-F zastanawiali się nad podstawami naukowymi, to S-F by nie istniało!

Zastanówcie się najpierw po co krytykować coś, co z założenia jest fikcją?

Ja tam lubię oglądać wytwory cudzej wyobraźni, zwłaszcza jeśli są tak świetne jak Avatar i nie wnikam w ich naukowe analizowanie, bo od tego mam Discovery.

Stanę w obronie literatury SF. Pierwszy człon tego skrótu nie jest tam bez podstaw, bowiem Science to przetworzona (czasami zmielona) przez fantastykę papka naukowa. Solidne podstawy, nawet jeśli balansują na skraju nieprawdopodobieństwa pozwalają lepiej się wczuć w klimat opowieści. Może dlatego tak lubię czwartą część Obcego, bo po raz pierwszy ktoś pokusił się o wyjaśnienie jak Obcy mogą wchodzić w krwiożerczą symbiozę z nieznanymi im wcześniej organizmami. Prawdopodobieństwo istnienia wymyślonego świata podnosi jego realizm. Dlatego prędzej uwierzę w świat Ramy Clarke’a, niż przygody agentów X-Files. Star Trek razi mnie nagromadzeniem ultragłupot, podczas gdy Event Horizon zdaje się być bliski prawdy. Oczywiście to tylko kwestia własnej percepcji, ale na moim książkowym topie SF wciąż jest Fundacja, Non-Stop, Gra Endera, Diuna, wreszcie cykl Centrum galaktyki Gregory Benforda, szalony Wurt i Pyłki, zaś z filmów niewiele jest w stanie przebić Matriksa (cz. I), Obcego, tudzież Blade Runnera. Oczywiście to  tylko rozrywka, dlatego przymknąć oko na ewidentne bzdury czasem trzeba.

Gość IP:193.25.2.* 2010.02.09 00:09

Jeśli chodzi o świat stworzony przez Camerona, żeby poznać go w całości trzeba: obejrzeć film, zobaczyć pełny scenariusz, zagrać w dwie gry komputerowe i przeczytać “Tajny raport o świecie Pandory”. Dodajmy do tego prężnie rozwijający się sztuczny język Na’vi i mamy dzieło niemal na miarę świata stworzonego przez Tolkiena. Pod względem fauny i flory można nawet powiedzieć, że Cameron jest górą.

Elkociak

Zdążyłem jedynie zapoznać się z filmem, sięgnąłem po tajny raport, jednak jedynie przekartkowałem go, bo chętniej przeczytałbym powieść.

Dodajmy do tego prężnie rozwijający się sztuczny język Na’vi i mamy dzieło niemal na miarę świata stworzonego przez Tolkiena. Pod względem fauny i flory można nawet powiedzieć, że Cameron jest górą.

To, że Avatar w końcu spędzi z piedestału Gwiezdne Wojny i Władcę Pierścieni jest niemal pewne. I bardzo dobrze! Język Na’vi również na pierwszy rzut ucha brzmi przyzwoicie i da się na tej bazie wykreować kolejny, zabawny sztuczny twór (jak nic klingoński również czeka zagłada). To prawda, że Tolkien za bardzo skupił się na genezie świata i ominął szerokim łukiem przyrodę, ledwie ją zarysował. Ale Cameron również przedstawia nam tylko malutki wycinek świata. Nielogicznym jest, że w świecie drapieżników, wiele z nich wyposażono w rzucające się w oczy barwy (w naszym spektrum widzenia, a to wg przekazu filmowego jest zbliżone do Na’vi), a roślinność świeci jak choinka w święta. Co gorsza Na’vi mordują i modlą się nad swoimi ofiarami. Dylemat drapieżnika rozwiązali już wegetarianie, no ale pandoryjskie rośliny też mają swój układ nerwowy. Zdaję sobie sprawę z tego, że informacje w miliardach spętanych gałęzi i korzeni da się zreplikować, ale obawiam się, iż każda złamana gałąź i każde zabite stworzenie (o ile one też noszą istotne memy) może zakłócić ten wrażliwy układ. Z resztą bogactwo fauny i flory Pandory jest tylko pozorne – wręcz bezczelnie kopiuje i odrobinę transponuje świat dinozaurów przyprawiając go zbiorem niebieskoskórych ssaków. Nie, to nie jest szczególnie bogaty świat, bo po zapewnieniach Pułkownika na briefingu poświęconym temu, jak groźna jest Pandora spodziewałem się przynajmniej Cieplarni, no może Planety Śmierci. A tu… ludzie atakując święte miejsce Na’vi łażą po lesie jak na majówce. Nie tak wyobrażam sobie śmiertelnie groźny świat.

Już teraz państwa walczą o przejęcie zasobów helu-3 na księżycu. Unobtanium jest dla świata XXII wieku o wiele ważniejszy. Bez niego nie byłoby: generatorów energii z antymaterii, podróży międzygwiezdnych, wypraw w odległe rejony kosmosu, komunikacji nadświetlnej i pociągów maglev.

W użyciu jest 10 statków ISS Venture Star. Kilka leci na Pandorę, w tym samym czasie kilka wraca z niej z ładunkiem. Między kolejnymi dostawami na Ziemię mija więc ok. rok, nie dziewięć lat.

Zgoda, niezależnie od tego, jak szalonym i nieprawdopodobnym wynalazkiem okazałoby się Unobtanium, ludzkość ma w sobie cechy kolekcjonerów zasobów i zapewne świat Pandory zaroiłby się od wojska, kompani wydobywczych i pomniejszych handlarzy, którzy za wszelką cenę chcieliby sięgnąć po ów kamień filozoficzny. Ale świat Avatara wydaje się być sterylny, binarny i nieprawdopodobnie jasny. Wręcz groteskowa jest scena, gdy załoga ludzi obserwuje powalone drzewo, pułkownik szczerzy kły, a twarze statystów wykrzywia grymas niedowierzania, zgrozy i dezaprobaty. Nie jesteśmy (my jako ludzie) jednorodni, nie jesteśmy binarni w zachowaniach. Myślimy, wyciągamy wnioski, czasem rzucamy się w szalony wir nieprawdopodobnych zdarzeń w imię miłości. I dobrze nam z tym! Szkoda, że Cameron nie wskazał nam, jak wygląda Ziemia w 2154 roku. Bardzo żałuję, że po za flotą powietrzną, paroma buldożerami i zapożyczonymi z Obcego 2 egzoszkieletami niewiele wiem o czasach, których nie dożyję. Pewnie dowiem się z wersji reżyserskiej. Albo sequela, bądź prequela. Nie fizykiem, więc zakładam, że Unobtanium rzeczywiście służy do generowania antymaterii, czy podróżowania z szybkością podświetlną.

Według książki, badacze próbowali sztucznie stworzyć nadprzewodnik o podobnych parametrach, ale okazał się niestabilny i bezużyteczny dla przemysłu, więc zaniechali prób.

Problem rozbija się o wizualny przekaz – film praktycznie nie pokazuje nam prac związanych z wydobyciem surowca. Nie wiem dlaczego ludzie upierają się przy powalaniu drzew, pod którymi znajdują się złoża Unobtanium, skoro góry Alleluja są ich pełne. A konflikt jest nieunikniony, przy zapotrzebowaniu ludzi na surowiec. Tylko, że wojskowa operacja zbioru surowca z nieco łatwiej dostępnych miejsc byłaby pewnie mniej widowiskowa.

Żyć bez tego cudeńka? Gdyby ktoś teraz nam powiedział, że mamy żyć np. bez krzemu i komputerów, nie przystalibyśmy na to zbyt chętnie 

Bo taka jest nasza natura i mówienie o tym, że ludzie wariują na punkcie ekologii po obejrzeniu Avatara jest hipokryzją! Skoro obcowanie z naturą jest takie cenna – nie tylko musimy dbać o recycling, ba wręcz powinniśmy zrezygnować z samochodów, komputerów, bzdurnych flamewarów na forach… tylko czy jeszcze potrafimy cofnąć się to tego momentu?

Wysyłanie kogoś nieodpornego na stres? Nie wiem o kogo chodzi, jeśli o pułkownika, to jest dla mnie wyjątkowo odporny, jeśli o Jake’a to wysłano go tylko dlatego, że stworzono już avatar jego zmarłego brata bliźniaka, więc mógł nim sterować. A jako marine pewną odporność z pewnością posiadał.

Jake mógł nie wiedzieć, że do jego videobloga ma dostęp ktoś spoza ekipy naukowej. Być może dopiero po zdradzie Jake’a Quaritch poprosił Selfridge’a o nagrania. Wiadomo z pełnej wersji scenariusza, że doszło między nimi do ostrej kłótni.

Zdecydowanie pana Pułkownika. Zrobił na mnie odpychające wrażenie od początku do końca filmu (wiem, hollywoodzki pan zły). Nie znoszę postaci jednowymiarowych, które zupełnie nie pasują do zimnokrwistych, taktycznych przywódców wojskowych, albo też pomysłowych, porywających idoli, którzy pociągną w wir walki nawet żółwia. 100% plastiku i głupoty, i order za doskonały skok z walącej się maszyny bojowej wprost przed kontener z Awatarem. Gdzie jest scenarzysta? No a Jake był marine, znał wojskowe realia, stąd i moje zaskoczenie, iż dał się podejść jak nastolatka ukrywająca pamiętnik pod materacem.

Te parę lampek spowodowało pewnie powrót całej ekipy do bazy i wielkie straty finansowe… Jak zareagowałby dowódca wojskowy na Ziemi, gdyby jego podwładny zdradził i działał na rzecz wroga? Quaritch miał za zadanie zapewnić misji bezpieczeństwo i nie mógł sobie pozwolić na pobłażliwość.

…oraz potencjalną stratę Avatara warta parę milionów. Dowódca musiałby błyskawicznie skonsultować decyzję z generałem. Skomunikować się z krnąbrnym Avatarem. Unieruchomić zdalnie sterowaną kukiełkę mechanizmem albo prostackim (siatka, obezwładniacz), albo wyrafinowanym (Avatar powinien mieć ostatecznie jakiś immobilizer). Koniec końców taktyka to rachunek zysków i strat.

Właz otworzyli na minutę-trzy przed dotarciem do celu, nie była to znaczna część lotu. A Walkiria to nie stricte bombowiec, tylko wahadłowiec. Prawdopodobnie pierwszy raz wykonywali taką operację, musieli się do niej przygotować te parę minut wcześniej.

Wciąż uważam, że otwarty właz był zabiegiem podkreślającym dynamikę pojedynku. Do wypchnięcia ładunku przydałby się egzoszkielet, a całą operację wojsko powinno przeprowadzić w kilkanaście sekund. Otworzyć nad celem, zrzucić ładunek, wysadzić. Ratunku! Gdzie tu jest mapa taktyczna terenu? Wsparcie satelitów. Nawet jeśli vortex zakłóca transmisje, to i w trudnych sytuacjach akcja wojskowa ma kilka planów awaryjnych i bardzo dokładne dane telemetryczne środowiska w którym walczy.

Co do innej rasy – mogłaby żyć np. 50 lat świetlnych od nas, w takiej odległości jest już kilkaset innych gwiazd. Pozasłoneczne planety zaczęliśmy odkrywać kilka lat temu i jest ich zaskakująco dużo. Umieszczenie ich na Alfa Centauri nie zmusza mnie do przymykania oka – Na’vi nie wysyłają fal radiowych, nie jest łatwo ich usłyszeć w kosmosie.

Rzeczywistość jest bardziej podła niż bajania fantastów. W okolicy 50 lat świetlnych planet jest na tyle mało, a prawdopodobieństwo pojawienia się na nich życia – znikome. No i ewolucja. Dlaczego ma przebiegać w tak zbliżony do ziemskiego modelu sposób?

Czy upchnięcie neurotransmitera w warkoczu to dobry pomysł? Wąsy czuciowe kota czy psa, podobnie służące do odbierania sygnałów, też są podatne na uszkodzenia. Nawet krytyczne dla zdolności przeżycia człowieka oczy bardzo łatwo uszkodzić – wystarczy ostra gałąź.

Dlaczego drapieżniki też mają łącza? A dlaczego nie? Człowiek też potrafi udomowić lwa czy tygrysa, czy porozumieć się z delfinem (także drapieżnikiem).

Wibrysy owszem są unerwione, ale u swojej podstawy. Żaden ssak nie naraża centralnego układu nerwowego na uszkodzenie. Zakładając jednak, że neuronowe transmitery są dobrze chronione, a znaczna część fauny i flory dysponuje odpowiednimi “złączami” dlaczego podła i drapieżna matka natura nie wykształciła jeszcze pasożytów zmuszających np. Na’vi do posłuszeństwa? Tak jak cieplarniany smardz. A co z symetrią organizmów ssaków? Dlaczego widzimy tylko połączenia po lewej stronie. Czy prawe złącze nie jest wykształcone? A może istnieje metoda wielokrotnych połączeń? No i dlaczego Na’vi nie splatają wspólnie warkoczy?

Dlaczego Neytiri postanowiła zabić “mutanta”? Wpływ na to mogło mieć to, że kilka lat wcześniej jej siostra Sylwanin zginęła z rąk ludzi (wraz z wieloma innymi Na’vi, patrz gra na iPhone’a) i stosunki między Na’vi a RDA uległy znacznemu pogorszeniu, np. zamknięto szkołę Grace.

Na’vi sprawiją wrażenie symbiozy z otoczeniem. Śmierć oczywiście tłumaczy nienawiść Neytri, ale zabicie Avatara miałoby jeszcze gorsze konsekwencje (natychmiastowy rewanż ze strony ludzi). Nawet neurotoksyny w truciźnie pozwoliłyby chyba Jakeowi dostrzec grot strzały przed “rozłączeniem”.

Poproszę o więcej pytań o rzekomą nielogiczność czy bezsensowność fabuły Avatara, odpowiem na 99%  

Część z pytań, które zadałem sobie po filmie już wymieniłem. Zastanawia mnie jeszcze:

Dlaczego wojsko nie wyposażyło w odpowiednie blokady narażonych na kradzież pojazdów?

Jak zasilany był kontener zawierający sprzęt do połączeń z Avatarem?

Dlaczego Avatar nie miał choćby prostego GPS-a?

Skąd niebieski kolor skóry Na’vi?

Dlaczego ewolucja stworzyła w odległości 4,4 roku świetlnego dwie humanoidalne, inteligentne rasy? Zabieg z krzyżowaniem dna ludzkiego i Na’vi podpowiada, że oba gatunki mają wspólne korzenie.

Skąd pomysł, że dr Grace jest na tyle twardogłowa, że nie da się podpiąć do drzewa?

Jakim cudem Drzewo Dusz umożliwia transfer duszy człowieka do sztucznego ciała Avatara?

———

Odpowiedzi na komentarze cd.

 sumieGość IP:217.98.25.* 2010.02.09 13:39

Drogi Voyagerze – zawsze tak odpowiadasz nie na temat jak politycy. Przecież moje zastrzeżenie było narawdę proste i jasne jak budowa cepa.

Ty najpierw napisałeś że Avatar nie widziałeś:

“Avatara jeszcze nie obejrzałem”

a potem oceniłeś:

“Avatar w jednym szeregu z Władcą Pierścieni? Nigdy w życiu”

Nie cytowałem dalej bo to wystarcza, aby nie kopiować całości Twojego artykułu. Jak Ci mało to ok zacytuje dalej:

“”– no chyba że stawiając Władcę Pierścieni zaraz obok Terminatorów, Robocopów, Matriksów i Die Hard, tudzież Rambo i Nocy żywych trupów, mówimy wyłącznie o filmach, wyrzucając do kosza książkę.”

To cały czas, nadal jest OCENĄ filmu bez jego obejrzenia. Tak więc wykazujesz kolejną ceche polityków niskich lotów, boisz się opowiedzieć na zarzut i wytykając jak widzisz nieistotny szczegół aby uniknąć odpowiedzi. Aby ocenić jakiś film trzeba go obejrzeć gdyż tylko wtedy będzie można go porównać do Władcy Pierścieni, Robocopa, Die Hard, Zezowate Szczęście itd nawet do właśnie nagranego filmiku z komórki sąsiada spod siódemki. Bo tylko wtedy wyrobisz sobie o nim swoje własne zdanie i tylko wtedy będziesz mógł go sprawiedliwie porównać do innych filmów. Przeczytałem obecną Twoją recenzję i choć ja mam inny osąd to jednak szanuje Twoje zdanie – bo to kwestia wielu czynników np gustu, upodobań, itd. Ale nie mogę uszanować ocen PRZED oglądnięciem bo to przypomina czasy stalinowskie kiedy to często z góry przed rozprawą wiadomy był wyrok.

Bywam uparty jak osioł, ale bije się w pierś, rzeczywiście recenzja przed jest żadną recenzją. Proszę, zauważ jednak że kładę nacisk na genezę dwóch filmów – Władcy Pierścieni oraz Avatara. I jedynie (wyrażając, może nazbyt emocjonalne, swoje obawy) zadaje sobie pytanie – czy wizja która przez ponad dekadę pielęgnował James Cameron w głowie nie powinna zamiast na karty scenariusza najpierw trafić na papier? Czy pieczołowite przelewanie myśli na kartki powieści nie wpływa na doskonalenie wizji i całego świata? Zadałem pewnej osobie (z którą próbuje obecnie przeprowadzić wywiad) pytanie dotyczące tego, czy ma w planach napisanie powieści. Odpowiedział: “[…] to trudniejsze niż myślałem. Czasami aby napisać dwa zdania trzeba godzinami siedzieć w bibliotece.”. Nie będę więc bez sensu upierał się – jeśli to co napisałem odebrałeś jako recenzję – nie taki był mój zamiar.

Gość IP:217.98.25.* 2010.02.09 13:59

Ok, może trochę przecholowałem z tym porównywaniem Cię do polityków – tak więc z mojej strony wielkie sorry za to.

Ale nadal moje zdanie w kwestii oceniania czegokolwiek z sufitu;-) uważam za nie fair wobec twórców.

Owszem, politykiem być nie zamierzam. Swój wkład w postaci podatków no i nieco wcześniejszych działań w ten kraj mam, a polityków traktuje jak zło konieczne. Ok, zgadzam się z tezą iż nie należy oceniać niczego na bazie niekompletnych przesłanek. Dema oglądam z pasji i rzadko wydaje ocenę. Wynika to raczej z faktu mojej niewiedzy. Trudno czasem zrozumieć to, co naprawdę dzieje się na ekranie, bez wsparcia wiedzy kodera, grafika, muzyka.

Gość IP:83.5.195.* 2010.02.09 16:36

Na’vi – Nali. Rasa niebieskoskórych humanoidów lubiąca naturę – rasa czterołapych humanoidów lubiących naturę. Zostali zaatakowani przez ludzi z kosmosu – zostali zaatakowani przez gady z kosmosu. Cameron chyba zagrywał się w unreala…

Unreal porywa poetyką opowieści. Zawsze żałowałem, że autorzy świata Na Pali nie zbudowali w tym jakże bogatym świecie choćby przygodówki (ok, zadowoliłem się wpisami w logach). Oryginalną płyte z Unrealem do dziś trzymam w swoich zbiorach. A niesmak po dodatku Return to Na Pali pozostał do dziś. Jednak odniesienie do Unerala jest nieco na wyrost. Nali żyją na płaskowyżach i w górach, budują domy. Z resztą uniwersum Unreala niestety zostało naszkicowane zbyt grubą kreską. Są za to tacy, którzy wykazują podobieństwa Avatara do filmu Delgo. Oby efektem ubocznym avatarowego zamieszania było wyświetlenie Delgo w kinach. Podobnie, jak ubocznym efektem Matrixa było stworzenie doskonałych nowelek filmowych zebranych pod wspólnym tytułem Animatrix! No to ja z rękawa wyciągnę jeszcze jeden screenshot z gry Albion.

Gra Albion - powitanie Ziemian w świecie magii i kolorowej roślinności.
Gra Albion – powitanie Ziemian w świecie magii i kolorowej roślinności.

Gość IP:89.228.156.* 2010.02.09 17:57

Moje 5 groszy, jakie zepsuło mi smak w filmie jest takie, że obca istota z innej planety zamierzała zabić naszego bohatera (w świecie z tak odmiennymi gatunkami od naszych) posługując się łukiem identycznym z tym ziemskim. W Walce o ogień można było sobie popatrzeć, jak rasa ludzka przed wynalezieniem łuku miała już inne zabawki do rażenia na odległość (i nie mówię tu o włóczni) .

Rdzeniem Avatara jest płytka fabuła z płytkimi postaciami pokryta grubą niebiesko-zieloną skórką spazmatycznych scen walk, które wyrównują szale na wadze jakość – cena.

Ach… jeszcze to przesłanie…. W końcu o nie chodziło, prawda? Nie od dziś wiemy, dlaczego jesteśmy dominującym gatunkiem na Ziemi, a Cameron nie pozwolił mi długo nad nim (przesłaniem) główkować…

Ale to pewnie z powodu tego pułapu wiekowego na film. Jeśli mieszkasz w USA i masz 14 lat – intelektualizm Avatara nie powinien spędzić ci snu z powiek.

Film był na jedno oglądnięcie.

Za odjechaną stronę wizualną – na dwa, raz w multipleksie, drugi raz w IMAX-ie. Ale zgodzę z tym nieszczęsnym wyrównywaniem poziomu filmów do 14 lat. Straszliwie to burzy postrzeganie świata przez dorosłych. No ale czeka nas przecież wysyp wersji limitowanych/reżyserskich…

Gość IP:193.25.2.* 2010.02.09 19:12

@Nexus

Nie znam się na broniach.

Oddziały na Pandorze to było prywatne wojsko firmy RDA, nie państwowe, mogło nie mieć dostępu do najnowszych technologii wojskowych. Tak jak dzisiaj np. Google wysłałoby prywatną misję wydobywczą na księżyc. To tylko 150 lat w przyszłość, rozwój broni nie musiał przebiegać tak szybko, jak napędów kosmicznych i biotechnologii. My dalej używamy ulepszonej broni palnej w naszym wojsku, chociaż ta idea ma już z 800 lat.

Własność prywatna to chyba największe bóstwo współczesności. Dochód i zysk zostały wyniesione na odrapany ze złota piedestał. A więc RDA powinno tym bardziej bronić jak oka w głowie zarówno buldożerów, avatarów, jak i zasobów broni. W wypadku prywatnej armii pułkownik zapewne odpowiadał nie tylko za ekipę, ale i za ochronę całego tego bałaganu. Finansowo.

Gość IP:193.25.2.* 2010.02.09 19:33

Musiało być jakieś podobieństwo Na’vi do ludzi (w tym przypadku prostych ludzkich plemion), bo jak wyglądał by film, gdyby byli oni np. myślącymi dżdżownicami o długości 10 m żyjącymi pod ziemią, porozumiewającymi się poprzez wydzielanie śluzu z odpowiednim stężeniem kwasu siarkowego?

Masz rację, nie wyglądałby, stąd antropomorfizacja i animizacja całego świata Pandory.

Gość IP:193.25.2.* 2010.02.09 20:42

Są rośliny bardzo wrażliwe na ruch, absorbujące unobtanium z gleby, absorbujące toksyny rozpuszczane w butli-łodydze wyrzucające co jakiś czas toksyczną strugę, wydające dźwięki, świecące w ciemności, dzbaneczniki mogące rozpuścić człowieka, wystrzeliwujące kolce, grzyby radiotropiczne, rośliny neutralizujące promieniowanie radioaktywne, eksplodujące.

Jeśli chodzi o zwierzęta, to najdziwniejszy i najniebezpieczniejszy jest Procak – wystrzeliwuje w kierunku ofiary swoją głowę, która później wydaje piski i jest odszukiwana przez ciało. Głowa może się odłączyć od ciała matki i utworzyć nowego procaka.

W tym momencie powinienem wysłać reżyserowi kartkę z wielkim napisem “James, WHY???”. Przy tak rozbudowanym świecie na ekranie zobaczyłem tylko malutki wycinek przebogatego świata. Jak dla mnie za skromny, na tętniącą życiem Pandorę. Do diaska! Poproszę (wzorcem Tytanica) o film dokumentalny, koniecznie z komentarzem pani Krystyny Czóbówny.

“Ludzie atakując święte miejsce Na’vi łażą po lesie jak na majówce.”

To, że miejsce było święte dla Na’vi, nie znaczy, że było szczególnie niebezpieczne dla ludzi w porównaniu z resztą dżungli.

“Szkoda, że Cameron nie wskazał nam, jak wygląda Ziemia w 2154 roku.”

W pierwszej wersji scenariusza jest parę scen z Ziemi przed wyruszeniem Jake’a na Pandorę.

I znów wychodzi na wierzch tendencja do skracania i upraszczania tego co najlepsze. Skoro od kilku lat obecności Ziemian na Pandorze wojskowi wciąż mówią o tym jak piekielnie groźna jest planeta, je chcę widzieć te zagrożenia. A brak obrazu Ziemi przyszłości mocno zubaża kontrast pomiędzy Pandorą a ludzkością.

“Nie wiem dlaczego ludzie upierają się przy powalaniu drzew, pod którymi znajdują się złoża Unobtanium, skoro góry Alleluja są ich pełne.”

Łatwiej, mając buldożery i koparki poruszające się po ziemi, wydobywać unobtanium odkrywkowo, a nie to będące sto metrów nad powierzchnią. Poza tym był przypadek, że wzięli trochę surowca spod góry, delikatna równowaga została zakłócona i skała spadła na ziemię, zabijając robotników.

Wciąż jest to odkrywkowa metoda. Nawet mimo potencjalnych zagrożeń, dysponując ciężkim, ale mobilnym sprzętem rozbieranie na części dryfujących gór wydaje się być sensowniejszym rozwiązaniem, niż kilkuletnie starania o przeniesienie pojedynczej wioski.

“Order za doskonały skok z walącej się maszyny bojowej wprost przed kontener z Awatarem.”

Umieścili swój kontener w pobliżu Drzewa Dusz, bo tam był najsilniejszy vortex. Kiedy pułkownik wyskakiwał ze statku, ten był już bardzo blisko Drzewa Dusz, więc prawdopodobnym jest, że spadł niedaleko kontenera. 

Vortex zakłóca pracę urządzeń i nawigacji, jednak pozwala Avatarom egzystować w tym środowisku. Wyjaśnienie lokalizacji kontenera nabiera prawdopodobnych cech, ok, przyjmuje ze przypadek był nieco mniej przypadkowy.

Gość IP:193.25.2.* 2010.02.09 20:44

“No i dlaczego Na’vi nie splatają wspólnie warkoczy?”

Łączą się warkoczami ze swoim partnerem, co jest przeżyciem wysoce erotycznym i głęboko duchowym. Rozmnażają się zaś podobnie jak inne ssaki.

Hm… coś jak mikstura hełmu do transmisji uczuć z “Demoliton man” połączona ze zwyczajnym aktem płciowym. Fajne! No ale zastosowań takich splotów może być więcej – wykrywanie kłamstw, totalne połączenie podczas medytacji, itd…

“A co z symetrią organizmów ssaków? Dlaczego widzimy tylko połączenia po lewej stronie. Czy prawe złącze nie jest wykształcone? A może istnieje metoda wielokrotnych połączeń?”

Nie przyglądałem się, czy tylko lewa strona jest używana do połączeń, być może.

Tak – w filmie połączenia dokonywane są po lewej stronie.

“Śmierć oczywiście tłumaczy nienawiść Neytri, ale zabicie Avatara miałoby jeszcze gorsze konsekwencje.”

Przecież widzimy, że w tamtym czasie Na’vi prowadzą z ludźmi wojnę – strzały w kołach buldożerów na początku. Być może ze względu na sentyment nie zabiliby avatara Grace, ale Jake był obcy.

Wojna musiałaby zgodnie z zebranymi informacjami trwać od trzech lat. Sam proces wydobycia – co najmniej kilkanaście lat. Skoro Na’vi już narazili się ludziom, nie widzę powodów, dla których najazd na ich wioskę nie został wykonany wcześniej.

“Skąd niebieski kolor skóry Na’vi?”

Na’vi mają niebieski kolor skóry (choć w książce wspominają o dodatku zielonego) prawdopodobnie dla lepszego maskowania się w dżungli – na większości zdjęć i scen nocnych, dominującym kolorem w lasach Pandory jest niebieski (w dzień zielony).

Tu widzę kolejny problem – Na’vi potrafią wyciszać i odganiać niektóre z gatunków zwierząt. Stanowią “naczelnego” drapieżnika, który raczej dyktuje warunki, nie zaś kryje się pod szatą maskującą. Z jednej strony uciekający Jake wyraża niezrozumienie świata poprzez bieganie z pochodnia w buszu, z drugiej, w kolejnej scenie wraz z księżniczką podróżują po dżungli, zostawiając świecący ślad w podłożu.

“Dlaczego ewolucja stworzyła w odległości 4,4 roku świetlnego dwie humanoidalne, inteligentne rasy? ”

Można przywołać książkę Lema “Głos Pana”, gdzie jeszcze wyższa inteligencja wysyła w kosmos sygnał zawierający informacje na temat powstania życia. Jeśli trafi on na odpowiednią planetę – np. Ziemię i Pandorę – uaktywnia się i życie rozpoczyna ewolucję.

Celny strzał. Choć wybiegliśmy już chyba daleko poza scenariusz i okolice naukowe dowody w stylu – potrafimy wytłumaczyć dlaczego małpy mają chwytny kciuk, ale nie wiemy dlaczego pozostałe gatunki nie korzystają z tej opcji, mogą zaprzeczyć również teorii przypadkowej genezy życia we wszechświecie. Możliwość rekombinacji DNA wręcz podpowiada, że obie rasy mają więcej ze sobą wspólnego, niż “obcego”.

Gość IP:193.25.2.* 2010.02.09 20:46

“Jakim cudem Drzewo Dusz umożliwia transfer duszy człowieka do sztucznego ciała Avatara?”

Jeśli Eywa miała więcej połączeń niż ludzki mózg, bardzo prawdopodobne, że wytworzyła sztuczną inteligencję na wyższym poziomie niż inteligencja człowieka. A więc ciężko nam będzie zrozumieć jak ona przeprowadza ten transfer, tak jak mrówkom ciężko zrozumieć zasadę działania streamingu video 

Właśnie przedzieram się przez dywagacje na temat metod tworzenia wyższych intelektów w Hyperionie. Owszem, niewiedza i niezrozumienie niższych gatunków to najprostsze wytłumaczenie.

“Jak zasilany był kontener zawierający sprzęt do połączeń z Avatarem?”

Przypuszczam, że mogły to być radioizotopowe generatory termoelektryczne, takie jak np. w sondach Voyager. Ewentualnie jakieś wykorzystanie reakcji materii z antymaterią, używanej na większą skalę do podróży na Pandorę.

W antymaterię raczej nie uwierzę, ale w gruncie rzeczy nie o to chodzi. Wciąż rozważam jedynie zarówno nakład energetyczny, jak i metodę komunikacji z awatarem.

“Dlaczego wojsko nie wyposażyło w odpowiednie blokady narażonych na kradzież pojazdów?”

Chodzi o śmigłowiec? Na’vi nie umieli ich pilotować, żadnych wrogich wojsk ludzkich nie było na planecie. Można było czuć się w tej kwestii bezpiecznie. Nikt nie przypuszczał, że ludzie (w tym pilot tego śmigłowca) zdradzą i sprzymierzą się z Na’vi.

Ok, prywatna armia pokpiła sprawę.

“Dlaczego Avatar nie miał choćby prostego GPS-a?”

Na to wpływ też mogą mieć zakłócenia wytwarzane przez pole magnetyczne. Może i mieli gps, ale nie działał głęboko w dżungli, tam gdzie zaginął Jake.

I znów nachodzi mnie myśl – czy aby vortex i inne zjawiska nie zakłócają również “myślowego” łącza Jakea z avatarem.

“Skąd pomysł, że dr Grace jest na tyle twardogłowa, że nie da się podpiąć do drzewa?”

Tutaj nie wiem, o co Ci chodzi w tym pytaniu, możesz jaśniej?

Dr Grace porusza się na planecie od co najmniej kilku lat. W jednej z pierwszych wizyt w lesie widzimy jej odkrycie, wskazujące nam, iż informacja o zetknięciu drzew z jakąś substancją chemiczną jest replikowana, pozostałe drzewa powielają informację. Dlaczego posluguje się tak topornymi metodami, podczas gdy u korzeniu kultury Na’vi jest roślinny wszechświat przechowujący wspomnienia przodków. Przecież to odkrycie wymagało jedynie połączenia z Drzewem Dusz. Zaskakuje mnie również nie tylko “twardogłowość” dr. Grace, jak i konstrukcja społeczeństwa Na’vi. Struktura stworzeń, które mogą porozumiewać się bezpośrednio, za pomocą złączy neuronowych utrudnia mi zrozumienie tego, po cóż oni tak często korzystają z języka mówionego.

Gość IP:193.25.2.* 2010.02.09 21:25

@Gość IP:89.228.156.* 2010.02.09 17:57

Proszę, jakie dyskusje wywołał Avatar – według Ciebie film dla 14-letnich Amerykanów:

“Ten film to nowa wersja mitu o białym mesjaszu, którego bohater wchodzi między lud i prowadzi go do wyzwolenia”; “Promuje nienawiść do amerykańskich instytucji”; “Spirytualizm jest tu łączony z kultem natury”; “To niezwykle głęboki obraz przeciwstawienia się kapitalizmowi” – oto wypowiedzi kolejno: szanowanego prawicowego publicysty “New York Timesa” Davida Brooksa, neokonserwatywnego publicysty Johna Podhoretza, krytyka z watykańskiego “L’Osservatore Romano” Gaetana Valliniego i prezydenta socjalistycznej Boliwii Evo Moralesa. Swoje opinie na temat “Avatara” wyrazili też wyznawcy hinduizmu (nie podoba im się, że nadużywa ważnej w ich religii figury avatara), ekolodzy (że jest słusznym apelem o ratowanie ginącej planety) i wielu, wielu innych.

Co ciekawe, “Avatar” nie tylko zaktywizował różne środowiska, ale także sprowokował je do – niekiedy skrajnie odmiennych – konkluzji. Zarówno biali, jak i czarni uważają, że film jest rasistowski. Biali twierdzą jednak, że rasizm skierowany jest przeciwko nim, bo to biali przybysze z Ziemi są sprawcami zniszczenia pięknej planety Pandory.

Afroamerykanom z kolei nie podoba się, że niebieskich Na’vian ku zwycięstwu musiał poprowadzić biały. Konserwatyści cieszą się, że to dzielny amerykański marine przynosi mieszkańcom Pandory wolność, podczas gdy komuniści zacierają ręce, wieszcząc, iż film uderza w paskudny kapitalizm. Nic więc dziwnego, że zrezygnowany dziennikarz “New York Timesa” ironicznie stwierdził przed kilkoma dniami: “Po co te wszystkie dywagacje? Przecież wiadomo, że ten film jest o ludziach, którym chce się zabrać ich domy, a więc o sytuacji na rynku banków i kredytów hipotecznych”.

O co chodzi w tym szaleństwie? Jak to się stało, że film, który – wydawałoby się – powinien trafić w gusta wyłącznie widowni filmów komercyjnych, poruszył dosłownie wszystkich?

Przyznaje że wykręciłem podwójnego ROTFL-a, na myśl o konotacjach z sytuacją banków i rynku kredytów hipotecznych. Niezmiernie cieszy mnie to, że jest to film, który skłonił ludzi nie tylko do biernego wchłaniania obrazu, ale rozważenia i przesłania i analizy świata Pandory. Wciąż największe podobieństwa awatara dostrzegam w Albione, no ale to też wynik osobistej percepcji. Cameron niemal idealnie się wstrzelił, gdyby Avatar trafił do kin kilka miesięcy wcześniej to zapewne w kinach zobaczylibyśmy tłumy ocierających krawatem łzy doradców finansowych. Wielbicielom modnych obecnie proekologicznych treści bardzo polecam “Księżniczkę Mononoke” oraz serial “Ariuna – córka Ziemi”. Obie te opowieści dają mi znacznie więcej do myślenia niż Avatar.