wydajna, samodzielna karta graficzna potrafi wyssać prąd z baterii szybciej, niż byłbyś w stanie 100 razy powiedzieć “o-cholera-zapomniałem-zabrać-zasilacz”
nawet wtedy, kiedy jedynym, co robisz jest przeglądanie naszej-klasy albo pisanie maila. Z drugiej strony
większości użytkowników po prostu żal rezygnować z możliwości grania
w jakiekolwiek bardziej wymagające gry tylko po to, żeby raz na jakiś czas móc popracować bez martwienia się o lokalizację najbliższego gniazdka.
Właśnie po to wymyślono przełączane karty graficzne – powiecie i będziecie mieli rację, ale nie do końca. Czy zdajecie sobie sprawę, że
ogromna większość użytkowników notebooków wyposażonych w dwie przełączane karty graficzne, wydajną do grania i zintegrowaną do pracy nawet o tym nie wiedzą!? Czy wiecie, że ci, którzy wiedzą, najczęściej zapominają o przełączaniu, albo po prostu nie chce im się tego robić?
Szczerze mówiąc, nie ma w tym nic dziwnego. Zapominają? Jasne, że zapominają! W końcu komputer jest po to, żeby go używać, a nie dłubać w ustawieniach, zaś na pulpicie nie wyświetla się wielki napis “Uwaga, teraz działa karta zintegrowana – włącz samodzielną, jeśli będziesz włączał grę!”. Nie chce im się? Pewnie, że im się nie chce! Chociaż nie ma już konieczności wyłączania komputera,
żeby móc przełączyć kartę graficzną, także i dziś trzeba najpierw pozamykać wszystkie programy, a w wielu przypadkach także wylogować się
, zaś samo przełączanie często wiąże się z klkusekundowym wygaśnięciem albo migotaniem ekranu.
Niefajnie…
Optimus przełączy za ciebie
Na ratunek przybywa technologia
Optimus Nvidii
– jak transformers,
niezauważalnie, w zależności od potrzeby zmienia twój komputer w maszynę do grania albo w oszczędnego notebooka.
Nie ma żadnego sprzętowego ani programowego przełącznika, który trzeba by było włączać lub wyłączać, nie ma konieczności zamykania programów, nie mówiąc już o wylogowywaniu się z systemu, a jedyną wskazówką, że działa samodzielna lub zintegrowana karta będzie fakt, że Mass Efect wyświetla 30 fps, a baterii starcza na 6-8 godzin pracy w Wordzie lub przeglądania Internetu. Jakim cudem?
Jak wszystkie genialne wynalazki, Optimus osiąga efekt dzięki upraszaniu, a nie komplikowaniu. Nvidia wyeliminowała konieczność włączania i wyłączania karty przez użytkownika usuwając multiplekser i utrzymując w systemie aktywne sterowniku obu kart – zarówno samodzielnej jak i zintegrowanej.
Efekt jest fantastyczny:
póki pracujemy w Wordzie, przeglądamy Sieć, albo układamy pasjansa, obróbką obrazu zajmuje się energooszczędna, zintegrowana karta graficzna.
Wystarczy jednak, żebyśmy uruchomili bardziej wymagającą grę
, filmik na YouTube w rozdzielczości FullHD albo aplikację do transkodowania wideo korzystającą z akceleracji GPU
i natychmiast kontrolę nad ekranem przejmuje samodzielna karta graficzna!
To wspaniałe, że wreszcie można mieć wydajność, kiedy je potrzebujemy i dłuższy czas pracy na baterii, kiedy jest taka możliwość i nie trzeba w tym celu odprawiać żadnych czarów, o niczym pamiętać ani czegokolwiek sobie odmawiać.
Automagicznie, czyli…
Podczas testów okazało się jednak, że czasami samodzielna karta nie włącza się wtedy, kiedy byśmy tego oczekiwali. Winna nie jest jednak żadna wada technologii Optimus, ale sposób, w jaki
system decyduje o włączeniu lub wyłączeniu samodzielnej karty: posługuje się do tego przygotowywanymi przez Nvidię, centralniei dystrybuowanymi profilami.
Profile zarządzają tym, która aplikacja lub wtyczka będzie korzystać ze wspomagania samodzielnym GPU.
Jeśli efekt osiągany przy zastosowaniu grafiki zintegrowanej i samodzielnej jest taki sam, aplikacja otrzymuje profil wyłączający GPU
– jeśli efekt jest lepszy przy użyciu oddzielnej karty, zostaje ona w profilu przypisana do programu.
Oczywiście, mimo wciąż rosnącej liczby aktualizowanych w razie potrzeby profili na pewno będą zdarzać się aplikacje, dla których Optimus nie będzie miał profilu.
W takiej sytuacji możemy w dosłownie trzech kliknięciach utworzyć taki profil sami
.
A jak to wygląda w praniu?
A w praniu to wygląda tak, że w przypadku notebooka Asus UL50VF, który miałem okazję testować
czasy pracy na baterii okazały się dokładnie takie same, jak w jego starszym braciszku, modelu UL50VL z przełączaną grafiką testowanym z włączoną kartą zintegrowaną
(co swoją drogą dowodzi, że Mobile Mark praktycznie wcale nie zawiera intensywnych graficznie zadań), zaś
wyniki benchmarków 3D Mark praktycznie identycznie, jak dla UL50VL z włączoną kartą samodzielną.
Można powiedzieć, że dokładnie o to chodziło!