Aliens vs Predator, czyli jak nie zrobić nic, by odnieść sukces
Na tę grę długo czekałem. Filmy z tej serii były beznadziejne (mowa o Obcy kontra Predator, a nie o genialnych Obcych czy Predatorach), ale gry zawsze trzymały wysoki poziom. Teraz jest nie inaczej. Gra jest super. Sęk w tym, że nie dzięki jej twórcom. Tej gry wystarczyło nie spierniczyć, by była fajna. I nie spierniczono.
Grając człowiekiem ponownie zimny pot cieknie po policzku – ta gra naprawdę przeraża. Klimat potęguje tradycyjnie już czujnik ruchu, który pika równo z twoim sercem. Gwarantuję, że osoby wrażliwe na to, co się dzieje na ekranie (np. ja), będą miały równo zsynchronizowane z nim bicie serca. Im bliżej są Obcy, tym szybsze tętno. Z kolei Obcy tradycyjnie jest już brutalnym i prymitywnym mordercą. Ponownie, zupełnie jak w poprzednich częściach, Xenomorph potrafi chodzić nie tylko po podłodze, ale i po ścianach, co pozwala graczowi na taktyczne rozplanowanie swoich mordów. Predator z kolei… jest nudny. Nic się nie zmieniło w porównaniu do poprzednich części. Zarówno wątek fabularny, jak i sama gra tą postacią zwyczajnie nie wciąga. Nie szkodzi – kampania dla człowieka i dla Obcego to jakieś 15 godzin zabawy. Konsolowy, dobry standard.
Klimat, jak już wspomniałem, jest genialny. Tyle że w 40 procentach to zasługa samej franczyzy, kolejne 40 procent to zerżnięcie wszystkiego z poprzednich części (to nie jest wada), a raptem 20 procent pozostaje dla samej gry. A gra jest wręcz archaiczna. Grafika jest poprawna i nic więcej nie da się napisać. Sterowanie łatwe do opanowania, ale również nieco sztywne. Podobno bardzo fajnie gra się po Xbox LIVE. Nie wiem, nie sprawdzałem.
Podsumowując: jeżeli jesteś fanem Obcego i Predatora – kup. Gra trzyma klimat. Jeżeli masz sporo kasy na koncie – kup. Będziesz się dobrze bawił. Natomiast jeżeli masz mało kasy i zastanawiasz się co kupić i musisz wybrać między tą grą a inną – odpuść sobie. Aliens vs Predator jest “fajne” i nic poza tym. Osobiście czekałbym na jakieś przeceny.
Bioshock 2 – czyli jak dwa razy sprzedać to samo i być fair wobec gracza
Bioshock 2 jest absolutnym ewenementem na rynku gier. W porównaniu do poprzedniej części nie zmieniło się… nic. OK., przesadzam, jest masa usprawnień, ale na poziomie dodatku DLC, a nie zupełnie nowego produktu. Nie zmienia to faktu, że gra jest równie świetna i w ogóle się nie nudzi!
Siłą napędową Bioshocka była fabuła i oryginalność. Prawdę powiedziawszy sam gameplay podobał mi się średnio. Ale znakomicie opowiedziana historia, jej oryginalność, nieco groteskowy, steampunkowy klimat, śliczna grafika, błyskotliwa narracja powodowały, że nie mogłem się oderwać. Bioshock 2 już nie zaskakuje niczym – poprawiono troszkę grafikę i właściwie, to tyle. Ale to jak drugi tom znakomitej powieści. Co z tego, że to ten sam papier, ten sam druk i tak samo się czyta, skoro czyta się znakomicie.
Podsumowując: jeżeli podobał ci się pierwszy Bioshock i nie nasycił cię do końca – pędź do sklepu. To świetny sequel w którym nic nie spierniczono, bo nic właściwie nie zmieniono. Natomiast jeżeli pierwszy Bioshock był dla ciebie co najwyżej średni, nie licz na to, że druga część nadrobiła braki. Chyba, że wystarczy ci ładniejsza grafika. W samej grze, poza detalami, nie zmieniło się nic. Siła napędowa Bioshocka to opowieść, grafika i klimat. Niestety, w moim przypadku, nie sam gameplay, aczkolwiek powyższe zalety są do tego stopnia mocne, że i tak gram z olbrzymią przyjemnością.
Mass Effect 2 – Firewalker
Tu krótko, na jeden akapit wręcz. Dodatek jest bardzo średni. Co z tego, że mamy czołg i gamę nowych misji, skoro i tak jest to nudne. Jeszcze nie przeszedłem, może się rozkręci, ale widząc wykonanie tego, co już widziałem, to nie mam wysokich oczekiwań. Misje nie rozwijają w żaden sposób GENIALNEGO uniwersum Mass Effekta, nie sądzę też, by były jakimkolwiek łącznikiem fabularnym. Nuda. Aczkolwiek, tu wielkie plusy dla Electronic Arts i BioWare: jest za darmochę. Dlatego też fanom Mass Effect 2, do których sam należę, i tak polecę się nim zainteresować. Jak za darmo, to czemu nie? Zwłaszcza, że nie jest beznadziejny. Ot, po prostu, można sobie pograć z ciekawości. Niestety, Xbox LIVE w Polsce dostępny będzie dopiero pod koniec roku. O samym Mass Effect 2 już pisałem – grę polecam bardzo, bardzo, bardzo gorąco!
Bad Company 2, czyli Modern Warfare 2 wannabe
Wszyscy recenzenci i gracze, z którymi gadałem, wyśmiewają Modern Warfare 2, mówiąc, że nowy Battlefield zjada go na śniadanie. A ja mam zupełnie inne zdanie. Bad Company 2 to gra rewelacyjna, a w multiplayerze (aczkolwiek tu opinia nierzetelna, mało gram po Xbox LIVE) jest chyba najlepszym shooterem w historii. Jednak ja traktuję gry jak filmy i najbardziej jednak jara mnie single player. A tu Bad Company 2 ma nieco, moim zdaniem, to pozazdroszczenia do superprodukcji Activision Blizzard nieco ma.
Gra od początku wyraźnie bardzo chce być jak ostatnie Call of Duty. Co z tego, że twórcy co rusz się nabijają z Modern Warfare, skoro tak na serio widać, że bardzo chcieli być tacy, jak oni. Mamy masę oskryptowanych wydarzeń, które jednak wyglądają nędznie (ale i tak znakomicie) w porównaniu do Modern Warfare 2. Grafika jest również gorsza, jest mniejsza różnorodność misji i lokacji. Ale jest jedna rzecz, która czyni tę grę genialną.
Engine Frostbite! Co prawda nie jest w stanie wygenerować tak ładnych i dopracowanych lokacji, jak Call of Duty, ale za to to, co się dzieje przed oczyma gracza, robi naprawdę wielkie wrażenie. Wszystko dzięki dwóm czynnikom, które nie mają swojego odpowiednika w Call of Duty, a są niesamowicie istotne w shooterach i trzecim mniej istotnym, ale równie fajnym.
Po pierwsze
, fizyka i balistyka. Nie wiem, czy da się zrobić lepszą symulację toru pocisków. Chyba nie. W tej grze każdy pocisk ma swoją prędkość, gęstość, masę, pęd, i tak dalej. Oznacza to, że podczas wichury, stojąc sto metrów od celu i celując z karabinu snajperskiego, musimy wziąć poprawkę na wszystkie czynniki naokoło. Ale to nie wszystko. W Bad Company 2 wprowadzono coś po prostu genialnego: wytrzymałość materiałów. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile satysfakcji może dać wycięcie lasu minigunem czy zniszczenie budynku, w którym siedzi snajper, za pomocą wyrzutni rakiet. Fizyka w tej grze powala. Każdy element na planszy ma swoje parametry, nie ma niezniszczalnych ścian. Bomba!
Po drugie
: strzelanie. Jestem konsolowcem, więc nie wiem jak się gra na myszce, ale na padzie, jak to ujmuje Tomek, się po prostu “RZEZA!”. Nie wiem jak to się udało twórcom, ale z każdej broni strzela się i celuje bardzo miodnie. A że w shooterach się strzela… :).
Po trzecie (na dokładkę):
dźwięk. To najlepiej udźwiękowiona gra wszech czasów. Kropka. DICE i EA pokonali niezrównanego Half-Life 2 i opracowali jeszcze lepszy engine do dźwięku i dodali do tego najlepsze możliwe sample. Czapka z głów.
Czy to oznacza, że gra jedzie tylko na świetnym engine’ie? Nie. Gra się w nią super, gracz nie nudzi się ani trochę i generalnie polecam zakup wszystkim fanom strzelanek. Polski dubbing jest niestety kiepski, aczkolwiek Pazura dał sobie radę bardzo dobrze. Niestety, jako jedyny. Bad Company 2 to bardzo solidny shooter i jedna z fajniejszych gier na Xboksa 360. Ja jednak wolę dopieszczone do maksimum Modern Warfare 2, które owszem: jest nieco infantylne i mocno epickie. Ale ja takie gry po prostu lubię:). Lubię ratować świat w epickiej, poważnej opowieści. Lubię słuchać do tego pompatycznej muzyki Hansa Zimmera i widzieć wielkie wybuchy. Bad Company 2 jest o wiele luźniejszą grą, gdzie po prostu liczy się dobry fun. I twórcom się to udało: warto, warto kupić.
P.S.: jutro mój portal (inny niż CHIP.pl), który mam przyjemność współprowadzić, organizuje imprezę z okazji X-lecia swojego istnienia. Chodzi o Overkill.pl – jeden z największych na świecie fanklubów zespołu Metallica. Więc kto chce się zmierzyć w Guitar Hero z redaktorem Gajewskim – zapraszam:). Oczywiście, to tylko jedna, drobna atrakcja z wielu. Więcej info: tutaj.