Od czego zacząć? Niewątpliwe podstawa amatorskiego studia audio (oprócz komputera) powinien być edytor muzyki, ja postawiłbym na tzw. trackera – maszynerię przygotowaną zarówno do nagrywania muzyki za pośrednictwem zewnętrznego kontrolera MIDI, jak i wklepywania nutek na ścieżkach z klawiatury komputera. Istnieje kilkanaście darmowych trackerów, takich jak ProTrekkr (dla Windows, Linuksa, Mac OS X i AROS-a), MilkyTracker (Windows, Linux, Mac OS X), Vortex Tracker II (udający układ do syntezu dźwięku AY/YM stosowany m.in. w ZX Spectrum) i GoatTracker (ten udaje SID-a). Wymienione aplikacje są nieodpłatne. Oczywiście mają swoje ograniczenia – większość trackerów operuje na samplach lub wbudowanych syntezatorach dźwięku. Jeśli to komukolwiek nie odpowiada, poszukuje rozwiązań obsługujących wtyczki VST, powinien sięgnąć np. po Buzza (Uwaga, klasyczna wersja tej aplikacji sprawia problemy w Windows XP/Vista/7), albo Renoise’a (za którego trzeba zapłacić ok. 250 zł, jednak ograniczenia aplikacji sprowadzają się wyłącznie do zablokowanego modułu eksportu muzyki do formatu WAVE, słowem: do pracy wciąż się nadaje, nawet bez opłat). Nic to, przy cenach profesjonalnych edytorów rozpoczynających się od 500 zł.
Uzbrojeni w solidną podstawę możemy ją uzupełnić np. wtyczką Synth1 oraz bankiem gotowych brzmień, których jest prawie 9000. Ich instalacja jest nieco upierdliwa, ale nie takie rzeczy się robiło…
W praktyce otrzymamy kompletny zestaw barw pozwalający bawić się do woli, pisząc (el-)muzykę w dowolnym gatunku (tu Synth1 w parze z edytorem FL Studio):
I na zakończenie tego przydługiego postu o muzyce dwa przykłady utworów zrealizowanych za pomocą Renoise oraz brzmień zaczerpniętych z Synth1.
Leandi – Mosaik
Loell – Mosaik