Tyle że nie bez konsekwencji. Wytwórnie płytowe wpadły w panikę. Zaczęły przebudowywać swoje strategie marketingowe, stawiając na pewny zysk. Młode zespoły, liczące na kontrakt, były odprawiane z kwitkiem. Wymiana plików kwitła i wydawało się, że nie da się tego powstrzymać. W pewnym momencie jednak czara goryczy się przelała. Lars Ulrich, perkusista Metalliki, usłyszał w radio piosenkę I Disappear swojego zespołu. Piosenki źle zmiksowanej, w wersji demo, która nigdy miała nie opuścić studia w tej formie, bo jeszcze nawet nie była ukończona. DJ radiowy oczywiście o tym nie wiedział, pochwalił się tylko, że znalazł ją na Napsterze i nie oszczędził krytyki “słabemu kawałkowi”. Kilka tygodni później Metallica uruchomiła historyczną krucjatę przeciwko Napsterowi. Jak obecnie zespół sam przyznaje, dość nieudolną i nietrafioną, ale odniosła ona spodziewany skutek. Napster przestał istnieć.
Jak twierdzi Ulrich, błędem było wskazanie Napstera jako głównego winnego. Po zamknięciu serwisu pojawiły się sieci edonkey2000, KaZaA czy BitTorrent. Technologia nie ma znaczenia, która zresztą sama w sobie nie jest niczym złym. – Równie dobrze moglibyśmy pozwać Xeroksa za to, że produkuje kserokopiarki, którymi można kopiować nasze okładki – komentuje po latach ze śmiechem Ulrich, ale po chwili dodaje: – Nam na pieniądzach nie zależy. My i nasze dzieci, dzięki naszej ciężkiej pracy, jesteśmy już ustawieni na całe nasze życia, niezależnie od tego, co się stanie. Ale wkurzyło mnie to, że nikt mnie nie pytał o zdanie, radio grało nasz numer bez naszej zgody a ludzie nas krytykowali, bo w tej formie to faktycznie był słaby. Na dodatek nasze zyski to jedno, ale możliwość grania za pieniądze młodych kapel, to co innego. Napster im to mocno utrudnił – opowiada perkusista.
Metallica zapłaciła dużą cenę za swoją krucjatę. Zespół jeszcze przed całą aferą postanowił trochę poeksperymentować. Wydał dwie (moim zdaniem znakomite) płyty Load i Re-Load, które z metalem miały niewiele wspólnego. To oczywiście musiało oburzyć hardokorowych fanów, którzy stwierdzili, że “Metallica się sprzedała”. Osobiście nie rozumiem jak można wydać płyty o eksperymentalnych brzmieniach, które z oczywistych przyczyn nie spodobają się części fanom, za komercję, ale tak to zostało odebrane. Afera z Napsterem dołożyła oliwy do ognia, bo co tu dużo ukrywać – poszło o pieniądze. Metallica była zapewniania przez środowisko artystyczne o pełnym poparciu. Tymczasem jak przyszło co do czego, po stronie zespołu stanęli Madonna, Dr. Dre i Sheryl Crow. Reszta “entuzjastów” nabrała wody w usta.
Dziś to zupełnie inna bajka. O Metallice teraz mówi się z szacunkiem. Zespół ten niewątpliwie nie zlikwidował problemu piractwa ale zahamował jego szaloną ekspansję. W Polsce to nie jest jeszcze tak widoczne, ale w Stanach pirackie pliki to “siara”. Trendy jest kupowanie muzyki na iTunes (które, gdyby nie powstrzymać napsterowego szału, nigdy by nie powstało).
No dobra, ale teraz przyznam się do czegoś. To wyżej to tylko wstęp, który usprawiedliwia tę notkę na portalu CHIP.pl i ten akapit. W środę na jednej scenie, w ramach Sonisphere Festival, będzie Behemoth, Anthrax. Megadeth, a także, co mnie szczególnie interesuje,
Slayer
i
Metallica
. Mnie w redakcji nie będzie cały dzień, będziecie czytać newsy Marcina, który będzie mnie dzielnie zastępował, a następnego dnia słyszeć będę niewiele, a mówić, ze względu na zdarte gardło, jeszcze mniej. SLAYER! METALLICA! YEAH! 😀 Po prostu kawał dobrej muzy, którą uwielbiam. Kto jeszcze nie ma biletu, ten niech się niezwłocznie zaopatrzy. Widzimy się na Golden Circle! Więcej świeżych informacji o koncercie, Metallice i nie tylko znajdziecie na portalu, który mam przyjemność współtworzyć, czyli na Overkill.pl. A jak będzie? Tak będzie:
Kontynuujemy nasz nowy zwyczaj – jeżeli jakieś komentarze przykują moją uwagę, będę je publikował w następnej notce. Ważna uwaga: komentarze do komentarzy (sic!) umieszczamy pod odpowiednią notką (czyli tam, skąd one pochodzą). Mam nadzieję, że dzięki temu trochę postymuluję jeszcze dyskusję, zwłaszcza, że niejednokrotnie komentujący mają więcej ciekawych rzeczy do powiedzenia, niż ja sam;)
Z notki pt. RAM-u do komórki kupię…wybrałem komentarz anonimowy (Gość IP:85.222.67.* 2010.06.09 14:50):
Twórcy współcześnie sprzedawanej elektroniki użytkowej (a za taką uważam komputery czy telefony komórkowe) w większości przyzwyczaili się do tego, że można zmusić użytkownika do regularnego inwestowania w coraz to nowszy sprzęt nie tylko po to, by móc korzystać z nowych funkcji, ale wręcz by zachować dotychczasową funkcjonalność. Praktycznie każdy nowy system operacyjny czy kolejna wersja aplikacji to większe wymagania sprzętowe – pamięć, szybkość procesora… I nie ma tu większego znaczenia, czy mówimy o wszystkim znanych Windows (w wersji mobilnej, jak i stacjonarnej), czy też o Symbianie.
Biorąc pod uwagę ceny kości pamięci, nic nie uzasadnia oszczędności producentów w tym zakresie. Z resztą powiedzmy sobie szczerze, że i tak koszt użycia wydajniejszych komponentów bez problemu można by przerzucić na kupującego, który nie odczułby praktycznie różnicy w cenie. Ale… No właśnie – kto by kupił kolejne “jeszcze lepsze i jeszcze szybsze” modele komórek, laptopów, nawigacji, skoro poprzednie doskonale by działały nie przez dwa lata, ale cztery czy pięć?
Biznes rządzi światem, a producenci w nosie mają użytkownika – on i tak kupi wszystko, co się odpowiednio zareklamuje jako niezbędne do życia.
Tu nie mogę nie nawiązać do tak krytykowanego Apple. Cóż bowiem z tego, że za Mac Book’a trzeba zapłacić dwa razy więcej, niż za innego laptopa, skoro za to bez problemów działa na nim nie tylko obecny system, ale i kolejny, a po nim jeszcze jeden… To samo dotyczy też aplikacji, które w jabłkowym świecie w kolejnych wersjach nie żądają od użytkownika wymiany procesora (z resztą – i tak nie byłoby jak) czy kupna nowego komputera.
I tutaj dochodzimy do sedna sprawy – szacunku wobec konsumenta, a raczej braku szacunku. Bo jak inaczej nazwać sprzedawanie produktów, które na dobrą sprawę są funkcjonującymi w trochę dłuższej perspektywie czasowej… jednorazówkami?