Człowiek Pająk nie zostanie nietoperzem
Batman: Arkham Asylum okazał się grą wybitną i został doceniony również przez graczy. Nie dziwne więc, że inne studia chcą powtórzyć sukces Rocksteady, twórców tej gry. Spider-Man to pierwsze dość udane podejście i trzeba przyznać, że widać, że w grę włożono dużo serca.
Shattered Dimensions na skutek zakrzywienia czasoprzestrzeni pozwoli nam się wcielić we wszystkie “odmiany” Spider-manów, jakie pojawiły się w komiksach. Jest to nawet całkiem zgrabnie uzasadnione fabularnie. Oznacza to, że poza “klasycznym” Człowiekiem-Pająkiem, pogramy sobie również w Czarnym Stroju, w dawnych klimatach noir oraz w przyszłości.
Grafika jest całkiem OK. Zrezygnowano tu z realizmu na rzecz komiksowej kreski i udało się to całkiem nieźle. Muzyka nie jest za specjalna, ale nie przeszkadza. A dźwięki i głosy bohaterów są bardzo fajnie nagrane. Plus dla autorów.
Ale jak już oswoimy się z lekkością, humorem i dynamiką tego tytułu (a gra jest bardzo płynna i dynamiczna) to zaczyna tu wiać nudą. Tutorial – fajnie zrobiony. Pierwszy poziom: ekstra. Drugi poziom: ekstra, ale to samo co w pierwszym. Trzeci poziom: ekstra, ale to samo co w pierwszym. Czwarty poziom: ekstra, ale… no właśnie. Każdy poziom wygląda mniej więcej tak, że widzimy głównego bossa, który zaczyna nam zwiewać. My go gonimy, używając swoich zdolności pajęczych, jak zwinność, miotanie siecią, itd., po drodze rozprawiając się z różnymi drobniejszymi rzezimieszkami. Walka z nimi to taki nieco uboższy Arkham Asylum, a walki z bossami również idą po tym schemacie.
Podsumowując: po super pomysłach na oprawę, fabułę i konstrukcję pierwszego levelu nie pojawiły się już żadne kolejne. Zagrawszy w wersję demonstracyjną tej gry na pewno zapragniesz koniecznie ją kupić, jak najszybciej. A jak kupisz pełną, to po jakimś czasie będziesz żałował…
Nie jest to zła gra. Ale też nie jest świetna. Gdyby była na Xbox Live Arcade, dostałaby ode mnie najlepszą ocenę. Ale 200 zł to bym żałował.
Inwazja zombie czeka na załadowanie się poziomu
Ta gra powinna się nazywać Dead Loading 2. Zacznę od tego recenzję, bo ilość ekranów z ładowaniem się gry to jakieś kuriozum. Wejdziesz do pokoju: loading. Pogadasz z osobą w pokoju: przed dialogiem loading. Po dialogu też. Wyjdziesz z pokoju: loading. I nie są to tak przyjemne loadingi, jak z Half-Life, gdzie zdążysz się przeciągnąć a tu już dalej gra. Każdy taki ekran to dobre 20 sekund czekania. Po prostu krew człowieka zalewa. Po dłuższym pograniu jest nieco lepiej. Nieco.
No, skoro już wylałem żółć, to wróćmy do recenzowania. Dead Rising 2 to sequel w pełnym tego słowa znaczeniu. To taka “jedynka”, w której jest więcej, lepiej i ładniej. Sęk w tym, że trafiła w ręce kogoś, kto zupełnie nie rozumie fenomenu tej gry i zombie w ogóle. Droga Cenego: wybacz:)
Epidemia zombich została opanowana. Nieumarli nie rozprzestrzeniają się już, a ich niedobitki są wykorzystywane jako źródło rozrywki (dosłownie): w krwawych programach telewizyjnych, gdzie grupy śmiałków muszą natłuc ich jak najwięcej, jako żywe eksponaty w muzeach, i tak dalej. Osoby ukąszone przez zombie mogą się leczyć: serum co prawda nie likwiduje wirusa zamieniającego człowieka w nieumarłego, ale powstrzymuje jego rozwój. Oczywiście, coś musiało pójść nie tak i nasz bohater, wraz z ukąszoną niegdyś córeczką, znajduje się w samym centrum zarazy.
Gra jest bardzo pomysłowym sandboksem. Masz 72 godziny zanim wojsko przybędzie z odsieczą. Radź sobie. Fabuła jakaś jest. A nawet całkiem fajna i niezależna od skryptów. Trzeba przyznać, że Dead Rising 2, gdyby nie wyżej wymienione loadingi, byłby wzorcową “otwartą” grą. Zombich możesz siekać wszystkim, czym popadnie. Każdy element otoczenia jest aktywny. Chcesz wziąć wielką donicę i zacząć nią walić po głowach nieumarłych? Proszę bardzo. A może weźmiesz wózek inwalidzki i zaczniesz je nim taranować? Nie ma problemu. A potem jeszcze ów wózek możesz podnieść i używać go jako broń białą. Możesz robić wszystko: jeździć samochodami, motorami, używać broni palnej, ubrać się w co popadnie, po prostu super. To, co kuleje, to sterowanie. Sztywne, wolne, przez co gra traci na dynamice.
Po czasie jednak to wszystko zaczyna się nudzić. Mi przynajmniej. Jak już oswoimy się z perspektywą, że możemy robić wszystko, to trochę zaczyna być to wszystko bez sensu:). Gra po prostu polega na mordowaniu zombie na 234 593 292 304 różnych sposobów. I jeżeli tego szukacie (a wiem, że są tacy ludzie, mam nawet znajomych o takim hobby), to Dead Rising 2 to, nie licząc kiepskiego sterowania i ciągłych loadingów, perełka. Multum zabawnych rodzajów pozbywania się nieumarłych na pewno zapewni wam długie godziny zabawy. Ja tej rozrywki po prostu nie kumam:)