Użytkownicy domowi, czy to z wygody, czy z potrzeby, coraz częściej decydują się na podłączenie pamięci masowej bezpośrednio do sieci. Nowoczesne urządzenia NAS udostępniają dane nie tylko lokalnie, ale, w bezpieczny sposób, także przez Internet. Jeśli spojrzymy na modele z wyższej półki, to oferują one jeszcze więcej. Są w stanie zastąpić serwer WWW czy stację monitoringu. Potrafią też strumieniowo przesyłać multimedia np. do telewizora zgodnego ze standardem DLNA. Co, jeśli do tego wszystkiego dodamy szerokopasmowy router WiFi pracujący jednocześnie w częstotliwościach 2,4 oraz 5 GHz wyposażony w gigabitowe porty LAN? Brzmi jak smakowity kąsek, choć w przypadku Apple’a bardziej jak pyszna szarlotka? Nie spodziewałem się rewolucji, bo to nie pierwsza edycja urządzenia Time Capsule, ale po testach okazało się, że hybryda okazała się zakalcem.
Na początek zapomnijmy o wszystkim do czego jesteśmy przyzwyczajeni jeśli idzie o “tradycyjne” routery i NASy. Na próżno nam szukać na przepełnionym pulpicie skrótu do ulubionej przeglądarki, by po jej uruchomieniu wpisać magiczne cyfry adresu IP i zanurzyć się w czeluście konfiguracji urządzenia Apple’a. Na próżno, gdyż interfejsu webowego brak. Aby dostać się do ustawień sprzętu trzeba skorzystać z narzędzia AirPort. Dobra wiadomość – jest ono dostępne nie tylko pod Mac OS, użytkownicy pecetów znajdą więc wersję dla Windows. Zła wiadomość jest taka, że jeśli korzystamy z Linuxa to na czas konfiguracji Time Capsule musimy użyć z jednego z wcześniej wymienionych systemów jako, że o pingwinie zapomniano.
Jedną z pierwszych rzeczy, którą zapewne będziemy chcieli zmienić po podłączeniu sprzętu będzie adres IP w lokalnej sieci. I tu nas spotka niespodzianka. O ile do wyboru mamy prywatne adresy z klas A, B i C to zabrakło możliwości samodzielnego ustawienia maski. Dla wszystkich klas dwa pierwsze oktety adresu ustawione są na stałe. Bez informacji o zastosowanej masce (8, 12, 16 bit) nie dowiemy się czy host np. 10.1.1.5 skomunikuje się z routerem pod adresem 10.0.0.1. O ile w sieci domowej przy niewielkiej ilości klientów takie ograniczenie nie będzie problemem, to do bardziej złożonej Time Capsule się nie nadaje.
Kilka słów o funkcjonalności WiFi – jest i działa, ale nie do końca tak jakbyśmy sobie tego życzyli. Dwa zakresy częstotliwości przy jednoczesnym połączeniu kilku klientów dają dobre efekty. Nawet przy zwiększeniu odległości klienta od routera połączenie było stabilne a szybkość przesyłania utrzymała się na średnim poziomie około 50 Mb/s. Na plus trzeba też zaliczyć możliwość utworzenia odizolowanej sieci dla gości, na minus brak możliwości wyłączenia obsługi standardu 802.11b i g oraz ustawienia oddzielnych opcji zabezpieczeń dla różnych częstotliwości sieci (można tylko ustawić odrębne SSID). Prawdziwe “kwiatki” zaczęły się po włączeniu zabezpieczeń sieci bezprzewodowej. Klienci, którzy wcześniej rozpoznawani byli prawidłowo jako zgodni z 802.11n po ustawieniu współdzielonej frazy w WPA2 zostali “zdegradowani” do b/g a prędkość przesyłania spadła z niecałych 90 Mb/s do zaledwie 20.
Komentarz do działania funkcji NAS jest podobny jak powyżej, niby jest, ale nie do końca. Jest, bo działa udostępnianie poprzez protokół SAMBA, zapomniano jednak o FTP. Z jednej strony przyzwoite transfery – z drugiej brak możliwości określenia quoty czy definiowania praw dostępu na poziomie katalogów oraz nieobsługiwany system plików NTFS. Funkcja udostępniania drukarek działa w oparciu o Bonjour, który co prawda działa pod kontrolą Windows, ale zdarza się, że powoduje problemy z dostępem do sieci.
Za cenę Time Capsule MC343Z/A z powodzeniem możemy mieć bardziej rozbudowany i funkcjonalny oraz oferujący lepszą wydajność router DrayTek Vigor2130Vn, który co prawda nie oferuje wsparcia dla Time Machine, ale jest wyposażony w bramkę VoIP i porty USB, do których możemy podłączyć twardy dysk. Reasumując – zakalec to też ciasto, ale niesmak pozostaje.