Światem OpenSource i wolnego oprogramowania rządzą reguły oparte na emocjach, ideach(często utopijnych). Jest to całkowity antagonizm w stosunku do brutalnego świata komercji, gdzie o “być czy nie być” danego projektu decyduje bilans kwartalny. Canonical cały czas usiłuje połączyć obydwa stanowiska w jeden model biznesowy i krąży gdzieś pomiędzy. Wynikiem tego są właśnie takie decyzje, jak rozwijanie własnej nakładki graficznej(Unity) na system, mimo tego że GNOME 3 jest w przygotowaniu. Dlaczego się tak dzieje?
Po pierwsze: trzeba się zastanowić kto tak naprawdę rządzi tym co się z GNOME dzieje i w jakim kierunku to środowisko zmierza. I właśnie w tym tkwi cały problem – Canonical ma znikomy wpływ na GNOME. Funkcjonalności, dodatki opracowane przez twórców Ubuntu prawie nigdy nie trafiają do głównej gałęzi rozwojowej. Ktoś kiedyś widział notify-osd czy wskaźniki w dystrybucji innej niż Ubuntu? Nie sądzę. Te “ficzery” nie są wzięte z sufitu, są po prostu dobrymi rozwiązaniami, poprzedzonymi testami używalności. Niektórzy krzyczą, że Canonical kopiuje Apple, dlatego ich pomysły nie wchodzą w skład oficjalnego GNOME. Prawda jest taka, że Apple wykonując “usability tests” po prostu doszło do tych samych wniosków, tyle że trochę wcześniej.
Po drugie: Ubuntu ma być systemem również komercyjnym, co wymusza ciągłe upraszczanie go, automatyzację pewnych czynności i ustandaryzowanie się. GNOME 3 raczej nie zamierza spełniać żadnego z tych warunków. Upraszczanie? Nie, bo będzie mniej opcji konfiguracyjnych. Automatyzacja? Nie, bo nie jest KISS. Ustandaryzowanie się(tak głośno wykrzykiwane przez opensource’owych ewangelistów w sprawie standardów internetowych)? Nie, bo to stagnacja. Niby mamy GNOME Shell, na temat którego wiadomo raczej mało(nie ma konkretnego planu rozwoju), a co chwila wylatuje z niego jakiś killer-feature(np. Zeitgeist). Quo vadis GNOME? Bo na pewno nie na burka zwykłego zjadacza chleba, który jest grupą docelową Ubuntu.
Po trzecie: Odkrywanie koła na nowo. GNOME wykazuje się, chyba inaczej tego nazwać nie można, ignorancją. Otóż od paru lat mamy Compiza, który w efektywnym i efektownym zarządzaniu oknami sprawuje się wyśmienicie. Do tego jest tworzony głównie dla GNOME(KDE ma Kwin, używanie Compiza z lżejszymi środowiskami chyba mija się z celem). Twórcy GNOME uważają jednak, ze oni potrafią to zrobić lepiej. I powstał Mutter, ewolucyjna forma Metacity. Canonical dało szansę Mutterowi, używając go do zarządzania oknami w Unity w obecnej wersji Ubuntu. Okazało się, że ów wynalazek do niczego się nie nadaje: jest wolny, ma ogromne problemy z poprawnym renderowaniem okien, nie mówiąc o efektach. Unity zostaje przeniesione na sprawdzonego, ale prężnie rozwijającego się Compiza, który po prostu działa. Canonical, z tego samego powodu, całkowicie nie porzuca całkowicie GNOME – ma sprawdzone, dobre środowisko, ale jednak musi je dość mocno przerobić pod siebie – dlatego Unity.
Mam nadzieję, że wystarczająco naświetliłem sprawę rewolucyjnych zmian w Ubuntu. Jako jedyna stricte darmowa dystrybucja, jeżeli nie jedyna ogólnie, ma konkretny pomysł na to w jakim kierunku iść, a to wymaga rozważnych decyzji. Czasami trzeba zaryzykować i wprowadzić coś nowego, czasami trzeba uprzeć się jak osioł przy starym sprawdzonym. Stopniowa ewolucja nie zawsze się sprawdza, a biznes to biznes. Ubuntu musi na siebie zarobić, by istnieć jako realna konkurencja dla Windowsa i Maca, a bez choćby odrobiny kontroli i rozsądku w projektowaniu tak ważnej części systemu, jaką jest interfejs, nie ma o tym mowy. Nie sama ideologią oprogramowanie żyje…
Zapraszam do dyskusji w komentarzach.