To bardzo ważny precedens prawny, którego historia sięga 2007 roku. Wtedy to DEA (służby antynarkotykowe) zdecydowały się śledzić Jiana Pineda-Morenę, mieszkańca Oregonu, który był podejrzany o hodowlę marihuany. Agenci zakradli się do jego domu w środku nocy i przyczepili do jego Jeepa urządzenie GPS. Podejrzany chce uniknąć kary kwestionując metody zbierania dowodów. Dziś dowiedzieliśmy się, że nie tylko nie ma co liczyć na łaskę, ale również, że tego typu praktyki, jakie zastosowało DEA, są w stu procentach legalne.
Kto więc ma prawo do prywatności? Zdaniem sędziego Aleksa Kozinskiego, osoby bogate. Interpretacja stanowiska władz jest jasna: jeżeli twój ogródek lub parking są dostępne dla obcych, to nie są objęte ochroną prywatności. Logicznie więc odwracając sytuację: jeżeli twój ogródek jest niedostępny dla obcych, to wtedy jest to już twoje prywatne miejsce i służby muszą mieć odpowiedni nakaz.
Kto by pomyślał, że w Stanach Zjednoczonych, kraju, który stał się symbolem wolności, trzeba będzie budować bramy, płoty i ochronę, by bronić się przed służbami rządowymi… Sprawa ma trafić do Sądu Najwyższego. Trzymajmy więc kciuki.