W epoce stałego dostępu do Internetu i wysokowydajnych łącz, o wiele szybciej i wygodniej jest kliknąć na plik torrent i pobrać film, niż iść i go kupić lub wypożyczyć. Koszty na razie pomijamy. W domu mam Internet 6 MB/s. Oznacza to film SD w jakieś 25 minut, HD w jakąś godzinę (przy dobrych wiatrach, mówię o popularnych pozycjach). Za paroma kliknięciami myszki, bez wykonania kroku poza dom. A za oknem zimno, wieje, nie mam czasu, bez sensu. I nie wiem, jak wy, ale ja nie potrzebuję mieć tego filmu, nie jestem kolekcjonerem. Mam ochotę go obejrzeć i już. Więcej mi on potrzebny nie będzie. Dlatego Mądrzy Ludzie wymyślili streaming. Tyle że w naszym kraju oferta jest… biedna.
Nie mogę mówić, że jesteśmy 100 lat za Murzynami, bo tak na szczęście nie jest. Nie mogę nie docenić wysiłków ipli, ipleksu, Onet.pl, YouTube’a, i tak dalej. Jest co oglądać, działa to nawet, o dziwo, przyzwoicie. Ale, przy całej sympatii do Świata Według Kiepskich, Kobiety na Krańcu Świata i pierwszej części Szklanej Pułapki, ja chcę więcej. I nie chcę przy okazji się wiązać abonamentem z jakąś stacją telewizyjną jak Canal+ czy ITI, mieć Dziwny Dekoder, i tak dalej. Chcę móc wypożyczyć sobie Avatara w 1080p, strumieniować bezboleśnie na telewizor (niech będzie, że poprzez kompa) i ma się to odbywać szybko. Wygodnie. Z ekosystemem aplikacji na różne platformy. Science fiction? Oj nie. Widziałem Microsoft Zune w akcji. To działa. Rozwiązania Apple’a nie widziałem, ale wierzę, że działa równie sprawnie. Jest Netflix. Jest cała masa providerów, którzy strumieniują najnowsze filmy w Full HD. I jest to tanie! To znaczy, dla mieszkańców krajów cywilizowanych. Dla mnie równowartość 15 zł za dostęp przez tydzień do jednej pozycji premierowej w Full HD jest na granicy opłacalności. Ale tą samą kwotę płaci Anglik. A dla niego to tyle, co dla nas 4 zł.
No powiedzcie sami: pobieralibyście piracką kopię filmu, gdyby jeden legalny seans kosztowałby was 4 zł
? Mnie by się nawet nie chciało czekać na pobranie torrenta. Wszyscy byliby zadowoleni. Ja bym miał wygodny dostęp do filmu, wytwórnia na mnie by zarobiła. Sprzęt w Polsce jest. Infrastruktura sieciowa… w dużych miastach na razie, ale to chyba wystarczy. Klientela? Wygłodniała! Ale nie, po co. Lepiej żeby uczciwa garstka się męczyła a reszta radośnie korzystała z The Pirate Bay.
Z muzyką jest nieco lepiej. Zdziwiony jestem brakiem akcji marketingowych internetowych radiostacji. Prawie każde radio ma swoją porządną witrynę internetową. Eska, Antyradio, Polskie Radio, Radio Zet, itd.,, wszystko to działa przyzwoicie, często pozwala na darmowe strumieniowanie wybranej muzyki zamiast ramówki radia. Mamy polskie Last.fm. I, raz jeszcze, jest tanie, albo wręcz darmowe. I tanie oznacza abonament rzędu 5 zł miesięcznie. Grosze. Chętnie płacę. I gdybym nagle stracił wszystkie swoje pliki MP3, jakoś specjalnie bym nie rozpaczał. Bo to działa. Ale po co to promować? Jeszcze ZAiKS się zainteresuje i nałoży podatek, opłatę i paragraf. Lepiej po cichu, dla wybranych. Reszta niech radośnie korzysta z torrentów.
Doceniam wysiłki nielicznych dostawców VOD-ów i mediów strumieniowych. Muszą walczyć z głupim rynkiem i głupimi przepisami. Ale mimo sympatii, to kropla w morzu potrzeb. I zupełnie nieporównywalny poziom do Zune’a, iTunes i podobnych.