Huddy zauważa, że współczesne karty graficzne są wielokrotnie wydajniejsze od konsol do gier. Jednak gry na Windows wyglądają niewiele lepiej od konsolowych odpowiedników i od niedawna. Huddy uważa, że programiści chcieliby niskopoziomowego, bezpośredniego dostępu do sprzętu. Dzięki temu mogliby wycisnąć ostatnie soki z kart graficznych i tworzyć olśniewająco piękne gry.
Nie możemy tu się powstrzymać od komentarza. Huddy ma rację: współczesne komputery są o wiele wydajniejsze, niż konsole. Gry jednak wyglądają niewiele lepiej, i to dopiero od niedawna, gdyż komputer, poza grą, uruchamia całą masę oprogramowania i usług i na to jest marnowane cała masa mocy obliczeniowej. To raz. Dwa: gry tworzone są zazwyczaj na wiele platform. Opracowywanie osobnej, dużo lepiej wyglądającej wersji dla Windows jest mało możliwe z finansowego punktu widzenia. Nowe gry wyglądają czasem lepiej za pomocą prostych trików: włączenie wygładzania krawędzi, zwiększenie dystansu od kamery, po którym usuwane są szczegóły, i tak dalej. I trzy: faktycznie, ominięcie DirectX i dobranie się bezpośrednio do karty graficznej daje bardzo wiele dodatkowej mocy obliczeniowej do wykorzystania. Oznacza to jednak, że gry musiałyby być pisane osobno dla każdej karty graficznej, dźwiękowej, i tak dalej. A czy to właśnie nie dlatego, że programiści muszą nawet teraz, mimo DirectX-a, pamiętać o tysiącach możliwych kombinacji sprzętu i oprogramowania, których nie ma na konsolach gry wyglądają gorzej? Że nie wspomnimy o koszcie opracowania takiej gry. W jednym się jednak z Huddy’m zgadzamy: nie podoba nam się dominacja DirectX-a. Konkurencja się przydaje. Zawsze. Może czas na zastrzyk finansowy dla OpenGL-a?