Do niedawna jednak owa różnorodność miała swoje wady. Otwarty Firefox był brzydką, zamulającą krową. Zamknięta Opera pracowała bardzo stabilnie dopóki nie zapragnęliśmy skorzystać z jakiejkolwiek wtyczki. Szybciutki Chrome wykładał się na wielu stronach. A Explorer? Zakładając, że nie pracujesz na nim bo musisz (CMS twojej firmy jest zgodny z tą i tylko tą przeglądarką) to generalnie rzecz, której trzeba unikać. A teraz? Firefox 4 ma lada dzień premierę: jest śliczny i szybki. Opera obsługuje rozszerzenia, wkrótce też skorzysta z wydajności karty graficznej. Explorer? Po nadciągającej premierze “dziewiątki”: zgodny ze standardami, wygodny, szybki. I tak dalej. Każda przeglądarka w tym momencie jest na odpowiednio wysokim poziomie. No może poza Safari…
Nie oznacza to jednak, że niczym się nie różnią. O wręcz przeciwnie: różnią się bardzo. Ascetyzm nowego Explorera na pewno przemówi do jednych. Z kolei rozbudowane funkcje interakcji z treścią i kartami to atut Opery. Aplikacje webowe Chrome’a. Dziesiątki rozszerzeń Firefoksa. Każdy browser ma swój atut. Ale każdy z nich jest dobry. I dobrze. Wreszcie. Nareszcie. Bo, raz jeszcze: z przeglądarek korzystamy wszyscy, na co dzień. Laicy i komputerowcy. Ważne jest więc, by były bezpieczne, zgodne ze standardami i wydajne. Konkurencja przeniosła się na zupełnie inny poziom. Wysoki poziom.
Miłośnicy flame’ów: nie wszystko stracone. Mamy bowiem urządzenia mobilne. A tu mamy epokę kamienia łupanego taką samą, jak jeszcze niedawno na komputerach. Patrz Android: Opera Mini, Opera Mobile, Firefox (wciąż w becie), natywna, Skyfire, i tak dalej. I do każdej można się doczepić i to bez czepiania się. Zresztą, Android to tylko przykład. iOS, Windows Phone, Symbian, wszędzie jest jeszcze dużo do zrobienia. Flame wkroczył w erę Post PC;-) A na notebookach dobiliśmy wreszcie do bardzo wysokiego poziomu. Nawet od Mozilli czy Microsoftu. Nic, tylko się cieszyć…