Akcja wydawała się oczywista. Policja, mając adres IP pedofila, uzyskała od dostawcy internetowego dane adresowe podejrzanego. I dokonała aresztowania. Tak brzmi protokół. Sęk w tym, że owo postępowanie nie przewiduje, że ktoś może mieć bezprzewodowy ruter. I że ktoś może się na niego włamać. Dalsze śledztwo wykazało, że aż dwóch pedofili korzystało z rutera niczego nieświadomego mężczyzny, który zwyczajnie nie miał pojęcia o szyfrowanych połączeniach, kluczach zabezpieczających, i tak dalej.
Współczujemy. Wstyd wobec najbliższych i otoczenia policja zgotowała mu niemały. Naświetla to jednak poważny problem, jeśli chodzi o policję i jej metody. Organy ścigania muszą kilka spraw przemyśleć. Oby z pozytywnym skutkiem dla nas wszystkich…