Co to oznaczało dla Microsoftu? Platforma uniezależniła się od Windows, dzięki Mono można pisać aplikacje.NETowe na prawie każdy dostępny na rynku system operacyjny, za darmo (z wyjątkiem iOSa i Androida – tu płatne). Developerzy mieli łatwą i wygodną drogę, by uniezależnić się od kaprysów firmy z Redmond. Społeczność czerpie garściami z projektu – aplikacje takie jak Banshee czy Docky, których duży odsetek użytkowników używa, są zbudowane na bazie Mono. Mono jest również ważną częścią wielu dystrybucji, np. Ubuntu.
I w tym momencie nasuwa się pytanie: co dalej? Proponuję rozwiązanie podobne jak The Document Foundation, gdzie konsorcjum firm stricte linuksowych zajmie się rozwijaniem platformy. Ciekawym rozwiązaniem byłoby też przejęcie platformy przez np. Canonical, jako kury znoszącej złote jaja.
Nie można zaprzeczyć, że technologia jest świetna – pozwala szybko i wygodnie pisać skomplikowane, bogate w funkcjonalność, stabilne i wieloplatformowe aplikacje. Część linuksiarstwa tępi Mono, jako że, to tylko podkładanie się MS między młot a kowadło. Cóż, Microsoft oczywiście ma patenty na.NET, niemniej firmy linuksowe i opensource też mają. Między światem komerchy a opensource jest niemy i niespisany pakt o nieagresji, ponieważ atak jednego na drugie ściągnął by na agresora bardzo zły wizerunek. A samo odrzucane Mono jest wynikiem zwykłej głupoty.
Kończąc tą notkę powiem tyle: szkoda, że Mono straciło komercyjne wsparcie, ponieważ mocno utrudni to rozwój, ale daje też możliwość zmian, które mogą wyjść na dobre, jak w przypadku LibreOffice.
Więcej można przeczytać w serwisie Phoronix.