Zupełnie nowa nawigacja, czyli Multi-Touch
Najważniejszą innowacją Mac OS X 10.7 Lion jest zupełna zmiana nawigacji po systemie, co zawdzięczamy wykorzystaniem gestów Multi-Touch. Oznacza to, że gdy twój iMac nie ma myszy Magic Mouse lub gładzika Magic Trackpad, możesz zupełnie nie zrozumieć czym zachwycają się użytkownicy Liona. Ta sama sytuacja dotyczy użytkowników starszych MacBooków, które nie obsługują Multi-Touch. Mój MBP to wersja early 2008 – pierwszy notebook od Apple z Multi-Touch. Uff. W przypadku komputerów MacBook – musi być to wersja z aluminiową obudową, czyli od late 2008 w górę.
Gestami można wykonać niemal wszystko. Przełączać się pomiędzy aplikacjami, przewijać treść strony internetowej/dokumentu, przybliżać i oddalać itp. Po kilku chwilach obcowania z Multi-Touch mysz ze scrollem wydaje się być zupełnym nieporozumieniem, który w żaden sposób nie może kojarzyć się z wygodną pracą na komputerze. Aby łatwiej zrozumieć sens działania Multi-Touch, rzućcie okiem na poniższą grafikę i zajrzyjcie na stronę Apple.
Aplikacje pełnoekranowe
Tak, to z pewnością największy kretynizm, o jakim słyszałem. Takie było moje wrażenie, gdy dowiedziałem się o “aplikacjach pełnoekranowych”. Cóż może być innowacyjnego w powiększaniu okna? W tym przeświadczeniu trwałem do momentu zainstalowania Liona, kiedy w końcu zrozumiałem co mieli na myśli PR-owcy Apple, którzy po prostu przedstawili funkcję w wielce nierozsądny sposób. O ile programy działające w pełnym ekranie to faktycznie nic nowego, funkcja w połączeniu z gestami jest niesamowicie wygodnym pomysłem.
Przykład? Uruchamiam przeglądarkę internetową, która działa w trybie pełnoekranowym. Tą samą funkcję włączam w Mailu, iTunes, iPhoto i innych aplikacjach. A tych z obsługą pełnego ekranu, jest coraz więcej. Dzięki temu każda z aplikacji lokuje się a osobnym pulpicie, a pomiędzy nimi przełączam z użyciem gestów. Jeżeli okien jest za dużo – z pomocą przychodzi Mission Control, o czym za chwilę.
Programiści Apple i nie tylko mieli wiele podejść do pracy na wielu pulpitach i jednym ekranie. Jednak wszystkie były średnio wygodne i nawet z podobnej funkcji w Snow Leopard nie korzystałem zbyt często. Trzeba oficjalnie przyznać, że przełączanie się pomiędzy pulpitami w Lionie w końcu jest wygodne i intuicyjne. Po prostu odruchowo zaczynasz z nich korzystać.
Mission Control
To kolejna funkcja, która jest uzupełnieniem aplikacji pełnoekranowych oraz gestów Multi-Touch. Lion sprzyja temu, aby mieć otwartych wiele programów – każdy na osobnym pulpicie. W pewnym momencie może dojść do sytuacji, że przełączanie się pomiędzy kilku(nastoma) programami może stać się niezbyt wygodne. Wtedy z pomocą przychodzi Mission Control. Dzięki niemu mamy podgląd wszystkich uruchamianych aplikacji i możemy się między nimi przełączać – np. szybko przejść z pierwszego do ostatniego pulpitu. Trzeba przyznać, że Mission Control jest zrobione rozsądnie i dosyć przemyślane. Nie mam uwag – po prostu działa.
Launchpad
Kolejną innowacją jest Lauchpad, czyli szybkie uruchamianie programów. Idea jest prosta i przeniesiona wprost z iPhone/iPad. Klikamy na ikonę aplikacji i naszym oczom ukazuje się poniższy ekran. Pojawiają się tam ikony aplikacji, które można dowolnie poukładać lub pogrupować w foldery. Niestety to koniec pozytywnych cech.
Przeglądanie programów, które nawet nie są posortowane alfabetycznie – nie jest zbyt wygodne. Irytujące jest to, że po uruchomieniu Launchpada nie działa wyszukiwanie z klawiatury. Ileż wygodniej byłoby nacisnąć pierwszą literę programu, aby znaleźć odpowiedni program. A może chciałbyś użyć strzałek i zatwierdzić wybór klawiszem Enter? Zapomnij.
Kolejny problem to instalowanie aplikacji. Jeżeli robimy to z AppStore – nie ma problemu. Program automatycznie pojawia się w Launchpad. A co gdy instalujemy go ręcznie? Ikonę programu trzeba przenieść do katalogu Programy, bowiem przeciąganie jej na Launchpad nie daje oczekiwanych efektów.
Moja przygoda z tą funkcją skończyła się dosyć szybko i wróciłem do metody uruchamiania programów znanej z poprzedniej edycji OS X. Wystarczy nacisnąć cmd + spacja i wpisać nazwę programu, lub chociaż jej początek. Spotlight szybko odnajduje program, który uruchamiamy jednym kliknięciem. I w tym momencie sens używania Lauchpada jest mocno dyskusyjny.
Koniec zapisywania dokumentów
Jeżeli zdarzyło ci się stracić swoją pracę, gdyż nie zapisałeś dokumentu – teraz możesz poczuć się bezpiecznie. Oto bowiem nowe funkcje Autosave oraz Versions. Pierwsza z nich odpowiada za automatyczne zapisywanie dokumentu, druga zaś – za możliwość przywrócenia dowolnej wersji dokumentu. Jak mówi Apple “Lion, zamiast tworzyć kolejne kopie, zapisuje zmiany w dokumencie roboczym, optymalnie wykorzystując dostępne miejsce na dysku”. Cokolwiek to znaczy, wierzymy że działa. Z drugiej strony wiele aplikacji działających w chmurze, jak dokumenty Google, czy Evernote oferują przeglądanie historii dokumentu. Dlatego pomysł Apple jest fajnie zrealizowany, ale z pewnością nie przełomowy.
Nowe Safari
Od tego momentu na swojego ulubionego Chrome, Operę czy Firefoksa będziesz spoglądał z wyjątkowym obrzydzeniem. Safari 5.1 to zupełnie inna przygoda z surfowaniem w Sieci.
Jest to wyjątkowo dziwne, bowiem przeglądarka Apple Safari była dotąd uosobieniem wszystkiego, co najgorsze. Aplikacja niemal za każdym zajmowała ostatnie miejsca w naszych testach z powodu niewielkiej funkcjonalności i niskiej wydajności. Brakowało jej też rozszerzeń, które pojawiły się dopiero rok temu. Jedyną funkcją, która mogła trzymać fanów Apple przy tej aplikacji to Safari Reader. Jednak jej zwolennicy po prostu nie wiedzą, że ta funkcja dostępna jest na każdą inną przeglądarkę – w formie rozszerzenia.
Ponadto Safari wykorzystuje silnik WebKit, z którego wywodzi się Chrome. Dlatego sens używania niewygodnej przeglądarki Safari był dyskusyjny. Po co, skoro można zainstalować Chrome – niemal ten sam silnik z lepszym interfejsem. Innymi słowy – Safari było Internet Exlorerem systemu Mac OS X. Zainstalowana tylko po to, aby pobrać inną przeglądarkę.
Więcej na temat Safari 5.1 przeczytacie w artykule Niespodziewana rewolucja – test nowego Safari.
Apple Mail
“Przygotuj się na zmianę sposobu, w jaki na codzień korzystasz z poczty e-mail. Aplikacja Mail w systemie OS X Lion przypomina Mail na iPadzie, ale dysponuje platformą sprzętową komputera Mac. Wynikiem takiego połączenia jest najwyższa wygoda korzystania z poczty elektronicznej na komputerze.” W taki sposób Apple zachęca do korzystania z nowej wersji programu Mail. Jako użytkownik iPhone’a liczyłem na to, że Mail w końcu będzie wygodny. Rozumiem przez to, że kilkoma prostymi kliknięciami program skonfiguruje wszystko automatycznie, a ja nie będę musiał się niczym martwić.
Problem z kontaktami
Pierwszym problemem, który odkryłem to brak synchronizacji książki adresowej. Po co mi program pocztowy do którego muszę ręcznie importować kontakty? Po dłuższym grzebaniu odnalazłem synchronizacje w osobnych ustawieniach Książki adresowej. Ale nie da się tego zrobić automatycznie – dodając Gmaila w Preferencjach systemowych. Tak przecież działa to w telefonie – dodajemy konto i mamy dostęp do wszystkiego.
Dlaczego tej funkcji trzeba szukać oddzielnie? Większość użytkowników z pewnością nigdy jej nie znajdzie. Myślisz, że wystarczy kliknąć Plik > Importuj/Synchronizuj. Oczywiście, tak można – jednak umożliwia to import kontaktów jedynie z pliku. Aby połączyć kontakty z tymi z Gmail, trzeba wejść w ustawienia, potem kliknąć konta, następnie zaznaczyć synchronizuj z Google.
A więc sukces! Gdy już poczułem się jak bohater, okazało się że zaimportowane zostały jedynie kontakty z numerem telefonu, a to oznacza że Mail nie podpowiada adresów osób, do których piszemy najczęściej. Świetnie, odpuszczam dalszą walkę.
Etykiety i gwiazdki
Z racji, że do mojej skrzynki pocztowej Gmail trafia niezliczona ilość maili z trzech różnych kont, posiłkuję się etykietami i gwiazdkami. Dzięki temu w prosty i szybki sposób mogę oznaczyć maile, które są dla mnie istotne od tych, które nie mają większego znaczenia. Mogę, ale tylko przez przeglądarkę i stronę Gmail. Okazuje się, że etykiety w rewolucyjnym programie mail po prostu ie działają. Są jednak gwiazdki – Gmail umożliwia też kolorowanie gwiazdek, które w systemowym Mailu oczywiście nie działa.
Widok konwersacji
Świetną opcją przeniesioną jest widok konwersacji. Dzięki niej nie trzeba przeszukiwać folderów odebrane/wysłane, aby pamiętać o co chodziło w rozmowie sprzed kilku tygodni. Wszystko jest w jednym miejscu. Problem w tym, że widok konwersacji… nie pokazuje konwersacji, a raczej monolog. Zawiera jedynie maile przychodzące, ale zapomniano o wiadomości wysłanych. Co tym razem jest nie tak? Nauczony doświadczeniem nielogiczności z importowania kontaktów zajrzałem do opcji. Szczęśliwe rozwiązanie problemów kryło się pod nazwą “Uwzględnij powiązane wiadomości”.
Podwójne filtrowanie spamu
Domyślnie Apple Mail ma włączoną funkcję filtrowania niechcianej poczty, czyli spamu. Rzecz wspaniała, ale nie kiedy moim kontem jest Gmail. Skrzynka pocztowa od Google sama znakomicie radzi sobie z odrzucaniem niechcianej poczty. Dlatego nie rozumiem po co mi podwójne filtrowanie? Gmail słusznie przepuszcza odpowiednie wiadomości, a Mail je potem blokuje. Gratuluje Apple, świetny pomysł.
Na szczęście rozwiązanie problemów z Apple Mail jest prostsze, niż się spodziewałem. Nie rozumiem, dlaczego Apple ignoruje niemal 200 mln użytkowników poczty Gmail. Dlatego warto zainstalować Sparrow, do pobrania z AppStore (wersja płatna), jak i ze strony producenta – za darmo. Aplikacja Sparrow jest najbliżej tego, co można nazwać natywnym klientem Gmail.
Niekonsekwencja obsługi
Dlaczego w trybie pełnoekranowym nie działa opcja pokaż pulpit? Jeżeli muszę np. załączyć plik do Gmaila, chciałbym aktywnym narożnikiem pokazać pulpit i po prostu załączyć odpowiedni plik. Jest to tym bardziej logiczne, że na każdym z pulpitów zawsze znajdują się te same ikony/pliki. W takim razie na pewno można taki plik w jakiś magicznie prosty sposób przeciągnąć przez Mission Control! Odpowiedź brzmi – nie można. Aby coś przeciągnąć na okno aplikacji pełnoekranowej trzeba najpierw przejść na pulpit, a dopiero potem wrócić do danego programu.
Ideą systemu Mac OS X Lion jest poruszanie się z wykorzystaniem gestów. Kładziemy dwa lub trzy palce na touchpadzie i tym sposobem możemy momentalnie przemieszczać się pomiędzy oknami programów, czy też w samych aplikacjach. Niezależnie czy jest to Finder, Safari, Mail czy cokolwiek innego. Ale… Przechodzimy do Dashboard, czyli ekranu z widżetami. Klikamy dodaj widżet i mamy długą listę, którą trzeba przewijać w lewo lub prawo. Pierwsza myśl – zrobię to tak, jak w całym systemie – gestami. Więc dwa palce na touchpad, próba scrollowania i… nic. Ten sam problem dotyczy App Store. Podczas gdy w Safari możemy zapomnieć o strzałkach wstecz/dalej, bo mamy gesty – tu one nie działają.
Werdykt
Pomimo rozczarowania aplikacją Mail i niezrozumienia ograniczeń Launchpada wygląda na to, że firma Apple zrobiła dobry system operacyjny. Chwalebne w jak prosty i logiczny sposób OS X rozwiązuje problem przemieszczania się pomiędzy otwartymi programami, a to znacznie zmienia spojrzenie na obsługę komputera. Lion w moim przypadku poskutkował tym, że siadając do Windows 7 lub nawet poprzednika systemu Apple, czyli Snow Leoparda zastanawiam się po co są komputery bez wykorzystania gestów i tego sposobu przemieszczania się po systemie.