Konstanty Młynarczyk:
Każda klasa urządzeń ma swoje mocne i słabe strony. Sprzęt można uważać za udany, kiedy jego ograniczenia i wady są rekompensowane zaletami i unikalnymi możliwościami, jakie oferuje. Niestety, w przypadku Chromebooków choć ograniczeń i problemów nie brakuje, to zalet i specjalnych możliwości nie ma.
Chromebook nie oferuje nic więcej i nie jest w niczym lepsze od tych, które mamy już na rynku. Ograniczonej funkcjonalności i całkowitego uzależnienia od Sieci nie rekompensuje ani większa szybkość, ani niższa cena, ani żadne specjalne możliwości.
Rozumiem, że Chromebooki są w tej chwili dopiero na początku swojej drogi. Może za rok, dwa lub trzy staną się warte polecania, ale dziś zalecam omijanie ich szerokim łukiem, a wszystkim spragnionym laptopa od Google’a radzę kupić netbooka z Windows 7 albo Linuksem i przeglądarką Chrome – będzie oferował wszystko to, co Chromebook i jeszcze drugie tyle za dużo mniej pieniędzy.
Maciej Gajewski:
500 dolarów? Serio? Za 500 dolarów kupuję “wypasionego” netbooka z Windowsemi zainstaluję sobie Chrome’a i jeszcze kupię do niego kilka gadżetów. Będę miał dużo więcej, niż to, co oferuje mi ów komputer (nawet jeśli nie będę z tego korzystał, to i tak to mam, i taniej). Samsung Series 5 z Chrome OS to cudna zabawka, bardzo udany produkt, jeżeli przebywasz w miejscach z dostępem do sieci Wi-Fi i 3G. Powinien kosztować maksymalnie 700 złotych. Wtedy rekomendowałbym bez wahania. Natomiast w cenie 500 dolarów… oceńcie sami.
Zobacz również: Samsung Series 5 Chromebook – pierwszy test!
Piotr Lisowski:
Do komputera logujesz się podając dane konta Google. Pyk – działa. Masz dostęp do spersonalizowanej przeglądarki Chrome, ze swoimi zakładkami, zapisanymi hasłami itd. Dzięki temu widzisz swoją pocztę Gmail, aplikacje webowe, dostęp do zdjęć (Picasa), więc ogólna koncepcja wydaje się całkiem rozsądna – nic na dysku, wszystko w chmurze. Kolejne pozytywne zaskoczenie – touchpad. Jak w moim ulubionym MacBooku. Tam samo działa, tak samo się scrolluje. Idealna maszyna do przeczesywania netu i sprawdzania poczty? Coś tu jednak jest nie tak.
Po pierwsze – ów touchpad, niby taki sam, ale ten w mym MacBooku, ale działa gorzej. Jest mniej czuły i robi brzydkie numery. Chcę kliknąć w “x” otwartej karty, ale nie mogę za pierwszy razem. Po drugie fakt, że masz tylko okno przeglądarki i nawet nie możesz zobaczyć tapety pod nią jest niezmiernie irytujący, ale nie do końca umiem ten stan wyjaśnić. Chrome OS to po prostu Google Chrome + kilka dodatkowych opcji w preferencjach. Kolejna rzecz z kategorii irytujące – szybkość. Wystarczy odpalenie jednej strony z Adobe Flash i nawet kursor potrafi się przyciąć. Jednak nawet flash nie jest konieczny, aby Chromebook złapał zadyszkę. Wystarczy otworzyć bardziej skomplikowaną stronę internetową i zaczyna sie lekkie skakanie. Reasumując – fajny pomysł, którego pozytywny odbiór odebrało mi wolne działanie i touchpad, z którym definitywnie jest coś nie tak.
Tomasz Domański:
Jako fanboy Google’a piszę to z ciężkim sercem. Chromebook to bardzo fajna idea. W teorii. Błyskawiczny dostęp do chmury i brak lokalnie przechowywanych danych brzmi świetnie, dopóki nie zaczniecie używać tego Samsunga. Co by nie pisać o Chrome OS’ie, w gruncie rzeczy jest to przeglądarka internetowa rozszerzona o bardzo uproszczony menadżer plików i kilka innych drobiazgów.
Windows 7 postawiony na tej samej konfiguracji sprzętowej wydaje się o wiele bardziej sensownym rozwiązaniem (tak samo jak Linux). Dostęp do chmury w siódemce pozostaje niezmienny, a do tego dochodzi… no cóż, funkcjonalność systemu Microsoftu, czyli wszystkie czynności, które wykonujecie po zminimalizowaniu Chrome’a. Pomijam już kwestię tego, że bez dostępu do sieci, Chrome OS jest jeszcze bardziej ograniczonym systemem, nadającym się do… sam nie wiem.
Chromebook Samsunga jest też o wiele za wolny, żeby pracę na nim można było określić jako komfortową.