To już… ?
Oczywiście w specyficzny sobie sposób najnowsze dziecko Microsoftu wymazuje MBR, “dzięki czemu” zainstalowane na tym samym dysku wszelkie linuksy przestają się uruchamiać i potrzeba taki MBR przywrócić, co nie jest czynnością trudną, aczkolwiek irytującą. Dla użytkowników Ubuntu polecam program Boot-Repair, który staje się nieocenioną pomocą, szczególnie dla posiadaczy RAID-0. Jednocześnie firma wprowadza kolejny wybieracz systemów, który – w odróżnieniu od Visty i “siódemki” – nie pozwala wybrać systemu startowego zaraz na starcie, jako efekt realizacji bootstrapa, ale dokonuje się po częściowym wczytaniu systemu.
Kolejną niespodzianką jest zintegrowanie nazwy użytkownika systemu z kontem
Live
– dzięki czemu uruchomiony system jest wyposażony “od ręki” w ciekawą funkcjonalność, o tyle może to być też dziura bezpieczeństwa. Czas pokaże.
Ekran logowania “przykryty” jest – oczywiście personalizowaną – tapetą, którą należy przesunąć do góry. Po zalogowaniu – kolejne novum – oczom nie ukazuje się wcale znany od wielu lat pulpit z ikonkami, ale…
kafelki
, znane z ZuneHD, Windows Phone 7, czy iPhone, na zielonym, w domyśle przyjaznym tle. W oczy rzuca się wielość tychże kafli, czyli aplikacji/apletów do wyboru. Nie wiadomo, ile z nich zostanie w finalnej wersji systemu, niemniej rozkład już teraz pokazuje, że liczą się mocno wyświetlacze z aspektem zbliżonym bardziej do prostokąta (16:9, 16:10 itp.), niż do kwadratu (4:3).
Okazuje się, ze Microsoft odważnie realizuje swoją wizję w tym dość nieuporządkowanym rynku obecnych systemów operacyjnych dla komputerów, netbooków, smartfonów, tabletów i wszelkich innych urządzeń weń wyposażonych. Nowy system ma być jednolitym tworem dla wszystkich maszyn, w związku z tym ma reprezentować główne cechy wszystkich systemów – stąd pojawienie się nowego GUI zwanego Metro. Oczywiście nowy interfejs koegzystuje obok starego, dobrze sprawdzonego i do zwykłego pulpitu można przejść na kilka sposobów, choćby poprzez wybór kafelka “pulpit”. Poruszać się można oczywiście korzystając nie tylko z myszki, ale i ekranu dotykowego, w który obecenie wyposażony jest każdy smartfon, czy tablet.
Na szczęście kafelki można samemu likwidować (przywracać je z powrotem można za pośrednictwem Search i prawego przycisku myszy), co po chwili odchudza nasz ekran startowy do akceptowalnej szerokości.
Wsród kafelków łatwo znajdziemy dostęp do Twittera, czy Facebooka, co jest reakcją firmy na wysoką i wciąż rosnącą popularność tego typu portali. Nie działa natomiast sklep Windows Store, który jest z kolei odpowiedzią Microsoftu na App Store i tym podobne – z oczywistych względów zadziała on dopiero w przyszłości.
Aplet do pokazywania pogody będzie o wiele bardziej atrakcyjny, o ile firma dołoży opcję do pokazywania stopni w Celsjuszach. No i do tej pory myślę, jak można było Anglikom dać za podkładową animację ciepłe morze – chyba tylko w ramach leczenia depresji spowodowanej słynnymi londyńskimi mgłami
W ciekawy sposób zrealizowano dostęp do mediów – w założeniu ma być to dostęp do chmury, w której będą zawarte wszystkie ustalone lokalizacje, nie tylko lokalne. Tak więc chcąc wybrać sobie obrazek, możemy wybierać go z puli lokalnych katalogów, katalogów sieciowych, czy też wprost z serwisów takich, jak Flickr. Trzeba przynać, że idea prezentowania miniaturek w postaci zbliżonej do dodatku do przeglądarek Cooliris wygląda atrakcyjnie.
O dużą nerwowość przyprawi początkujących użytkowników sposób wyłączania oraz resetowania systemu. W chwili obecnej dokonać tego można przez menu Start i wybierając opcję Settings. Mam nadzieję, że finalna wersja wyłączać się będzie nie tyle łatwiej, co bardziej intuicyjnie. Zresztą, już są dostępne aplety poprawiające tę niewygodną cechę.
Tradycji nigdy dość
Klikając na kafelek pulpitu przenosimy się do zwyczajowej obsługi systemu, czyli desktopu, ikonek, dymków – powrót na stare “śmieci” jeszcze nigdy nie był tak ekscytujący, pomimo pewnej “kwadratury” okienek, czy przycisków Dopiero co zainstalowany Windows na początku pracy pobrał przez sieć większość zewnętrznych sterowników potrzebnych do pracy (mysz i klawiatura Microsoft, kamerka Logitech, opcjonalnie wskazał drivery dla karty nVidii) i dzięki temu można było w zasadzie pracować na komputerze od razu, bez potrzeby dotychczasowej instalacji wszystkiego ręcznie. O ile ta idea zostanie dopracowana – gdyż musiałem doinstalować sterowniki karty dźwiękowej M-Audio oraz na wszelki wypadek sterowniki płyty głównej – będzie to dosyć wygodne rozwiązanie dla użytkownika.
Domyślnie instalowany sterownik karty graficznej w standardzie WDDM pozwala na pracę środowiska Aero, niemniej każdy bardziej skomplikowany program wykorzystujący funkcje OpenGL, czy DirectX, może odmówić współpracy. Tak się stało na przykład z 3D Mark 11, czy Cinebench R10.5, chociaż 3D Mark nie chciał się uruchomić nawet po instalacji sterowników nVidii. Być może kwestia kompatybilności zostanie wkrótce poprawiona jakąś łatką w tym popularnym benchmarku. Cinebench pokazał za to pewne niedopracowanie wydajnościowe nowego Windowsa względem swojego starszego brata – jest po prostu nieco wolniejszy w tym teście, co widać po wyniku wielowątkowym (
15.581
punktów dla “8” versus 16.443 punkty dla “7”).
W chwili obecnej widać pewne niedopracowanie w przełączaniu się między standardowym pulpitem, a “zielonym” menu startowym. Z pulpitu można przejść do interfejsu Metro klikając na znaczek Windows na pasku zadań albo przełączając aplikacje ALT + TAB. Natomiast powrót do pulpitu może być nieco kłopotliwy – szczególnie w przypadku uruchomionych programów, które nie posiadają przycisku zamknięcia. Odkryłem dosyć ciekawą metodę na przełączanie się między ostatnio używanymi “ekranami” w obu interfejsach – wystarczy znaleźć jeden z kilku punktów na lewej krawędzi ekranu i kliknąć – czasem w tym miejscu po krótkim czasie pojawi się miniaturka poprzedniego ekranu – wówczas ekrany “zamienią się miejscami. Być może jest to ukłon w stronę posiadaczy wyświetlaczy dotykowych, którzy z interfejsu Metro powinni być zadowoleni.
Z interfejsu tego korzysta nowa wersja Internet Explorera, który jest kolejną niespodzianką dla każdego użytkownika Internetu. Co ciekawe – teraz można uruchomić MSIE dla każdego interfejsu osobno – “zwyczajnego” przez pulpit i “metrowego” przez zielono-kafelkowe menu startowe. Nie da się ukryć, że w tym drugim wydaniu nowa przeglądarka wygląda o wiele bardziej atrakcyjnie, czemu sprzyja tryb pełnoekranowy i duże, “smartfonowe” albo “tabletowe” menu z niewielką, ale za to efektowną ilością opcji. Z początku obsługa może nieco irytować, ale po chwili można się przyzwyczaić do nowej filozofii klikania prawym przyciskiem myszy w określonych miejscach. Ekstrawagancją jest przeniesienie paska adresu na dół, podczas gdy na górze prezentują się otwarte karty w postaci dużych kafelków.
W systemie rozbudowano nieco
Windows Eksplorera
– teraz jest menu wstążkowe z intuicyjnymi, najczęściej wykonywanymi operacjami. Można na przykład obrócić obrazek i jego miniaturkę jednym klikiem, bez potrzeby otwierania dodatkowego programu.
Drobnym, ale przemiłym szczegółem jest automatyczny podgląd działania niewybranej, ale wskazanej opcji – przykładowo po najechaniu myszką na opcję “Small Icons” zmienia się adekwatnie rozkład w oknie, dzięki czemu bez klikania i zatwierdzania w szybki sposób można wybrać najdogodniejszą opcję. Oczywiście występuje to nie wszędzie i nie zawsze – miejmy nadzieję na konsekwencję programistów przy utrzymaniu standardów w wersji finalnej.
Optycznie zmieniło się również okienko kopiowania plików – teraz podawana jest także historia z zaznaczoną prędkoscią transferu oraz prędkość średnia.
Lekkiej zmianie nie oparło się także “drugie” menu kontekstowe, dostępne po dwukliku na pliku niewykonywalnym, przy czym zmiana ta ściśle wpisuje się w trend Microsoftu do ujednolicenia obu istniejących interfejsów.
Małą wpadką – przynajmniej dla mnie – jest brak możliwości wystartowania ochrony czasu rzeczywistego dla Defendera. Program startuje, aktualizuje się i skanuje pliki, niemniej brak opcji pracy w tle jakoś nie przypadł mi do gustu.
Kompletnym zaskoczeniem jest całkowicie nowy
Task Manager
– początkowo wydaje się skromną listą uruchomionych aplikacji, ale po rozwinięciu szczegółow okienko dostaje nowe menu oraz kilka zakładek.
Już w pierwszej z nich (Processes) widać, że programiści postarali się chyba o grafika w swym składzie, bo całość wygląda nie tyle funkcjonalnie, co nawet estetycznie. Na liście pojawiają się czasem zawieszone procesy – które system po jakimś czasie nieużywania sam usuwa – i to chyba jest odpowiedź na pytanie, jak zamknąć aplikacje z interfejsu Metro, które nie posiadają opcji, ani przycisku zamknięcia.
W drugiej (Performance) przemeblowano całkowicię ideę obrazowania wydajności komputera, przy czym link do Monitora Zasobów już mnie nie zaskoczył – “ósemka” zadowoliła się dokładnie tą samą ilością pamięci, co poprzednik – 460 MB pamięci (bez buforów). No… Panowie i Panie, ale stosując taką politykę nie będziemy nadal widzieć sensu instalowania 16 GB pamięci w swoich maszynach i nawet taniejące kosmicznie ceny RAMu tego nie zmienią
Zakładka App History pokazuje mało może ważną informację odnośnie zużycia zasobów przez daną aplikację z interfejsu Metro. Na dole widoczny jest przycisk do przełączenia się na nią, czego mi brakuje odnośnie “standardowych” aplikacji.
Podróż ledwo rozpoczęta, a już na ukończeniu
Małą różnicę zauważyłem także w wyprowadzeniu systemu ze stanu uśpienia – dotychczas “siódemka” reagowała na zwyczajny ruch myszki, a teraz trzeba było pofatygować się z wciśnięciem któregoś przycisku.. Kosmetyka. Nie zauważyłem natomiast przyspieszonej prędkości ładowania systemu, nad którą rozpływają się w reklamach różni ludzie, mierząc 8 sekund od włożenia baterii laptopowi do momentu pokazania się blatu startowego. Może mi po prostu było żal zużywać SSD, a może mój RAID-0 jest za wolny na takie ekstrema?
Jedno wszak jest pewne – dziś za wcześnie na osądy, a to za sprawą zbyt wczesnej wersji systemu. Możnaby go nazwać wczesną alfą, gdyby nie fakt, że został oznaczony numerkiem wersji
6.2.8102
– a w historii zdarzały się już tak małe skoki w numeracji – przykładowo przy przejściu z Windows 2000 na XP dokonała się zmiana wersji z 5.0.2195 na 5.1.2600, podobnie było przy pośpiesznej migracji z Visty na “7”, gdy numeracja skoczyła z 6.0.6000 na 6.1.7600. Poza tym nie wolno zapominać, że ta wersja skierowana jest do deweloperów, a więc rynek ludzi tworzących oprogramowanie dla systemu, a nie użytkowników końcowych podziwiających GUI, funkcjonalność, czy gadżety. Dlatego w tytule napisałem zaczepnie “za mało” – gdyż dla użytkownika końcowego materiału gotowego do używania i jednocześnie nowszego od tego z “siódemki” jest za mało. Za wcześnie – to wynika z poprzedniego zdania – nie ma jeszcze jednolitej koncepcji połączenia obu GUI, nie ma setek godzin testów, tysięcy opinii, charakterystyk, aż wreszcie konkluzji determinujących spójny kierunek rozwoju całości, a to jeszcze – mam wrażenie – “się robi”. I za nisko – bo numer wersji jest jeszcze zbyt niski, choć przy takim rozmachu połączenia wielu platform, urządzeń, zasobów i idei, jaki planuje Microsoft – zmiana wersji o jedną dziesiątą to zdecydowanie za mało. Konsekwentnie czekamy na więcej.