Pojawiło się też wiele nowych funkcji, którymi chwaliło się Google. Odblokowywanie telefonu na bazie rozpoznawania twarzy użytkownika, launcher znany jak dotąd z tabletowego Honeycomba czy wreszcie zupełnie nowe podejście do zarządzania otwartymi aplikacjami.
Pojawiła się też (nareszcie!) pełna synchronizacja zakładek z przeglądarką Google Chrome. Tu akurat bijemy brawo, ale uśmiechając się ironicznie: to jedna z rzeczy, którą konkurencja ma od dawna, a Android jak dotąd, z zupełnie niezrozumiałych przyczyn, jej nie posiadał. Drugi ironiczny uśmiech pojawił się na naszych twarzach, jak Google pokazało funkcję People Hub, czyli książkę kontaktów, która integruje w ładny sposób nasze kontakty z telefonu, kont w chmurze, łącząc je w jedną całość i prezentując na dynamicznych kafelkach. Brzmi znajomo? Trzeci i ostatni ironiczny uśmiech pojawił się po tym, jak smartfony pokazano dziennikarzom. Jak się okazuje, Android wciąż nie działa płynnie i responsywnie, jak konkurencja. Mimo imponującej konfiguracji sprzętowej Samsunga Galaxy Nexus Android potrafił się “przycinać”.
Ironiczne uśmieszki jednak szybko zniknęły z naszych ust po prezentacji kolejnych funkcji. Do tego, o czym pisaliśmy w pierwszych akapitach doszła pełna integracja z Google+, Google Music, Google Books i Google Movies (nie wszystkie funkcje z tych wymienionych będą dostępne we wszystkich krajach). Bardzo ciekawą funkcją jest też Android Beam, znane już z Symbiana. Pozwala ona na błyskawiczne współdzielenie treści między telefonami za pomocą standardu NFC. Bardzo nam też się spodobał wbudowany licznik danych, który może nas uchronić przed kosmicznymi rachunkami od operatora.
Na razie nie wiadomo które tablety i smartfony otrzymają aktualizację do Androida 4.0. Wiemy tylko o Google Nexus S, ale data nie jest znana. Mamy nadzieję, że otrzyma ją jak największa ilość, gdyż nowy Android robi wielkie wrażenie i daje dużo do myślenia twórcom iOS-a i Windows Phone.