Google to dziwna firma. Z jednej strony tworzy genialne produkty (Chrome, wyszukiwarka, Gmail, Picasa, Android, Tłumacz, Mapy, YouTube), z drugiej zaś w każdym z nich znaleźć można wyjątkowo irytujące elementy, które wołają o pomstę do nieba. Nieraz też sprawiają wrażenie skończonych w połowie.
Przykładem na dziś niech będzie przeglądarka wbudowana w system Android. Jest szybka. Bazuje na WebKicie, więc większość stron się wyświetla bez usterek. Jest ładnie zintegrowana z systemem. Ale brakuje jej jednej funkcji, dzięki której przeglądarka Google Chrome jest jedną z najlepszych. Chodzi tu o synchronizację.
Używając Chrome’a, niezależnie od miejsca, z którego z niego korzystam, mam wszystko to, co moje, pod ręką. Wystarczy zalogować się na konto Google, i już na służbowym komputerze, moim notebooku i netbooku, gdziekolwiek indziej, mam pod ręką moje zakładki, hasła, rozszerzenia czy ustawienia spersonalizowane. Ba!, mogę nawet zamknąć Chrome’a na jednym komputerze, uruchomić na drugim, i wszystkie otwarte przeze mnie karty z tamtego komputera są już otwarte na kolejnym. Rozwiązanie wzorcowe! Tylko czemu nie mam tej funkcji dostępnej na Androidzie?
Dlatego też z wbudowanej przeglądarki nie korzystam. Na tablecie i smartfonie mam Firefoksa i Operę Mobile. Pierwszy korzysta z Firefox Sync, druga z Opera Link. Działa to wybornie, tak jak w przeglądarce Chrome. Szczególnie dobrze sprawuje się tu Firefox, ale właściwie, to i Operze nic nie brakuje (a ten pierwszy, mimo iż ma wygodniejsze GUI, wciąż jest mocno niedopracowany). Google, niekwestionowany mistrz synchronizacji, do dziś nie wprowadził tak oczywistej funkcji do Androida. Dlaczego? Nie wiadomo.
Na szczęście po Sieci krąży coraz więcej plotek, że Google planuje zastąpić androidową przeglądarkę mobilnym Chrome’em. Tyle że mój obecny smartfon ma Froyo (ponoć Gingerbread ma nadejść, ale coraz mniej w to wierzę). Coś czuję, że mój soft będzie za stary na tę przeglądarkę. Obym się mylił…
I wybaczcie przewrotny tytuł, chciałem zwrócić waszą uwagę… 😉