TRINE
to pozycja moim zdaniem idealna na jesienne, mdłe wieczory. Już samo intro powala klimatem. Oto za sprawą ciepłego głosu lektora (przypominającego narratora z “Fable” ) wchodzimy do świata baśni, gdzie królestwo pozbawione prawowitego następcy tronu chyli się ku upadkowi. Każdy z wspomnianych wcześniej bohaterów, stara się znaleźć “Trine”, tajemniczy artefakt, który według legend ma niespotykaną moc. Czarodziej studiujący w ruinach Uniwersyteckich jako pierwszy znajduje owo źródło mocy i cały się szczerzy, że będzie mógł w końcu rzucać Fireballe. Chwilę po nim zjawia się piękna złodziejka, która chce podreperować domowy budżet. Na końcu zjawia się brzuchaty i honorowy rycerz, który chce pomóc królestwu odzyskać władzę. Gdy równocześnie dotykają artefaktu ich dusze łączą się w jedno i od teraz sterujemy herosem który potrafi zmieniać osobowość, a przy tym korzystać z unikalnych właściwości każdego z nich. Cel gry jest prosty. Musimy nie tylko ocalić krainę, lecz także rozszczepić dusze bohaterów.
Fabuła nie jest głęboka, ale wprowadza nas w miły nastrój i mamy wrażenie, że znajdujemy się w środku baśni. Mnie zaskoczyła od razu grafika. Jest urocza! Tła żyją własnym życiem, a pierwszy plan dopełnia całości. Dodatkowo czujemy integracje z otoczeniem, mimo, że to tylko 2D. Mosty uginają się pod nami, kładki rozpadają, gdzieś toczą się koła, a woda rozpryskuje się gdy z niej wyskakujemy. W ciemniejszych miejscach rozświetlamy pochodnie strzelając do nich z ognistych strzał. Lokacje są różnorodne, obfitujące w szczegółowe detale i ferie barw, utrzymane w ciepłej, bajkowej konwencji fantasy. Są więc opuszczone, zamkowe ruiny, leśne trakty, mosty nad tęczą, wioski w stylu Tolkienowskiego Shire’u i mroczne lochy wypełnione pająkami. Każde miejsca obfituje w sporą liczbę wrogów, którzy umiejętnie uprzykrzają nam życie.
Naszej wyprawie jednak nie będą przeszkadzać tylko same hordy nieumarłych szkieletów, ale również mnóstwo elementów zręcznościowo-logicznych, które możemy rozwiązać często na wiele sposobów. Nie są one przesadnie trudne. Gdy tylko oswoimy się z właściwościami naszych bohaterów i opanujemy szybką zmianę postaci będziemy w stanie płynnymi ruchami obejść każdą zasadzkę. Przykładowo, stoimy nad przepaścią. W dole płynie wrząca lawa. Na środku w różnym tempie przesuwają się olbrzymie ostrza. Na środku znajduje się mała kładka, jednak nie będziemy w stanie tam doskoczyć. I teraz możemy przeistaczając się w złodziejkę strzelić hakiem z liną nad ostrzami i modlić się, by jakoś się między nimi prześlizgnąć. Możemy też za pomocą maga, wyczarować w powietrzu kładki, za pomocą których przejdziemy na drugą stronę. Pośrodku jednak nagle pojawiają się znajome szkielety i musimy szybko przeistoczyć się w rycerza, który zrobi swoje rachu-ciachu. Wszystko z pozoru jest proste, ale wystarczy, że zginie nam jeden heros, byśmy zdali sobie sprawę z jego wartości. Checkpointy są na szczęście dobrze rozmieszczone i częsta śmierć nie sprawi nam frustracji.
Jest też i jakaś namiastka RPG, gdyż zdobywając kolejne poziomy doświadczenia możemy rozszerzyć właściwości postaci. I tak złodziejka potrafi strzelać z łuku potrójnymi lub płonącymi strzałami. Rycerz może walczyć mieczem, lub potężniejszym lecz wolniejszym młotem, a nawet z rozpędu staranować wroga. Czarodziej może zaś tworzyć skrzynki, pomosty i trójkątne platformy, o ile właściwie narysujemy w powietrzu ich kształt (brawa za ładną wizualizacje i implementacje takiego pomysłu). Skrzynie ze skarbami, są rzadkością, dlatego ich widok zawsze cieszy. W ogóle cała gra sprawia olbrzymią frajdę. Słuchając jeszcze ścieżki dźwiękowej, czujemy się wręcz epicko J
Gra jest podzielona na 15 rozdziałów i to jak na razie jedyna wada tej gry. Ja ukończyłam ją w kilka godzin, ale rozłożyłam na trzy wieczory, by móc się nią bardziej nasycić. Nie mogę jednak na to dużo narzekać, bo gra jest bardzo tania…Na Steamie co prawda podają cenę ponad 80 zł, ale na Allegro można zakupić legalne klucze do gry za cenę 10-krotnie niższą i to jeszcze z paczką innych gier niezależnych.