Dlaczego “Sensei”?
W swoim nazewnictwie firma SteelSeries nie od dziś inspiruje się Krajem Kwitnącej Wiśni: Xai – to “talent”, Ikari – oznacza “gniew”, Kinzu- metal. Sensei to japoński tytuł zarezerwowany dla Nauczyciela i przyznam, że doskonale oddaje cechy tej myszki. Przy jej tworzeniu współpracowano z liderami najlepszych drużyn e-gamingowych z całego świata. Już sam fakt, że mistrzowie gier takich jak StarCraft, Counter-Strike, League of Legends czy WarCraft mieli wkład w jej rozwój sprawia, że patrzy się na nią z większym szacunkiem.
Producent bardzo optymistycznie odnosi się do tego produktu:
” Nazwa Sensei pasuje, ponieważ wszystko to, czego kiedykolwiek dowiedzieliśmy się o myszkach, co kiedykolwiek zostało odkryte i zbadane, wszystko to,co sprawia, że mysz jest świetna – jest dokładnie tym, na czym oparliśmy jej budowę. DNA Sensei jest zaprogramowane by wygrywać. Jest to jeden z tych rzadkich produktów sprzętowych wykutych w miłości i nauce, próbach i błędach, pasji profesjonalnych graczy i pragnieniu nacisku na detale. Steelseries Sensei narodził się dla turniejowego zwycięstwa. Narodził się, by pomóc Ci wygrać…”
Brzmi dość patetycznie i górnolotnie, jednak w ciągu ponad miesięcznego użytkowania tego uroczego gryzonia przekonałam się, że nie były to słowa rzucane na wiatr. Każdy szczegół został w niej perfekcyjnie wykonany.
Przede wszystkim jej wymiary. Lubię duże myszki. I nie cierpię sprzedawców ze sklepów komputerowych, którzy na moje pytanie o “fajnego gryzonia” odpowiadają ” Jasne! Mamy takie super kolorowe i słodkie myszki dla kobiet” albo ” A jaki kolor pani preferuje?”… Ech kiedyś zrobię sobie koszulkę z napisem ” Uwaga – ja GRAM, nie szukam sprzętu pod kolor mieszkania”. Najbardziej mnie jednak rozbraja, gdy mówię, że muszę jej dotknąć, sprawdzić jak leży w dłoni, że to dla mnie bardzo istotne, a pan przynosi mi plastikowe pudełka i kładzie na ladę. Kończąc dygresję doprawdy nie wiem, jak można używać myszek o wielkości połowy dłoni – dla mnie to istny koszmar, więc naprawdę odczułam ulgę, że testowany Sensei jest taki, jaki powinien być: 125 na 68 mm – to tak dla dokładnych;)
Jako grafik z zamiłowania lubię też piękne przedmioty. Na pierwszy rzut oka Sensei nie wygląda jakoś imponująco. Można powiedzieć, że to taki Kopciuszek wśród growych sióstr i braci – ma metaliczną obudowę na wierzchu i czarne, matowe boki. Brak na niej jakichkolwiek symboli czy ozdób z wyjątkiem logo umieszczonego w jej dolnej strefie. Kierując się wyglądem naprawdę łatwo ją przeoczyć w sklepie. Dopiero gdy podłączy się ją do USB, nasz Kopciuszek zmienia się w piękną księżniczkę! Oto bowiem zapalają się diody pod scrollem, przy wskaźniku CPI i na logo, które sprawiają, że myszka wygląda futurystycznie i z klasą. Bardzo mnie ucieszyła również możliwość konfiguracji każdego z tych elementów w przestrzeni, bagatela – 16,8 mln kolorów. Ma to znaczenie nie tylko w samym designie, ale bardzo pomaga przy tworzeniu profili użytkownika, o których napiszę za moment. Normalni użytkownicy komputerów stwierdzą, że to zbędny gadżet, ale każdy z nas, Graczy, wie jak ważny jest custom. Ja np. boleję, gdy nie mogę ustawić choćby fryzury czy koloru oczu mojego bohatera. Dlaczego w sprzęcie growym nie miałoby być równie fajnie? Na spodzie myszki znajdziemy mały panel LCD, na którym pierwotnie świeci się nazwa “Steelseries”. Producent zachęca jednak do stworzenia własnego obrazu (oczywiście bitmapy w b&w), który może wyświetlać się tam zamiast niego. Niby drobiazg, a jak cieszy oko:D.
Sensei jak już wspominałam w nagłówku jest również symetryczny, co oznacza, że nadaje się zarówno dla prawo- jak i leworęcznych graczy. Posiada 8 przycisków: Dwa z lewej, dwa z prawej strony, LPM, PPM, Scroll oraz przełącznik CPI. Dowolna konfiguracja każdego z nich powinna Was w pełni zadowolić. Mnie irytowało tu tylko jedno. Pierwszy z przycisków, które znajdują się w okolicy kciuka, jest bardzo czuły i z uwagi na moją niewielką dłoń często nieświadomie go klikałam w trakcie szybkiego przesuwania myszką. Przypisana pod nią docelowa funkcja “cofnij” podczas surfowania po Internecie doprowadzała mnie początkowo do gorączki, przez co szybko całkowicie go wyłączyłam. Tu muszę pochwalić oprogramowanie SteelSeries Engine, które można bez problemu pobrać ze strony producenta, gdyż jest bardzo intuicyjne i w łatwy sposób uzyskujemy dzięki niemu panel do zarządzania swoim gryzoniem. W pudełku nie znajdziemy żadnych sterowników. Możemy co prawda skorzystać z menu wbudowanego w panel LCD, jednak nie jest to wygodne i nie ustawimy w nim np. funkcji przycisków, a jedynie szczegółowe parametry CPI i przełączymy się między profilami.
Personalizacja w wersji PRO
Sądziłam do tej pory, że nie będzie mi to absolutnie potrzebne. Nie gram w FPSy, do rysowania używam tabletu, częściej gram na padzie, a funkcje typu: ExactSense, ExactRate czy ExactFrame nie mówiły mi kompletnie nic i poczułam się jak typowa blondynka. Poczytałam jednak trochę co tam w sieci piszczy i w ciągu paru sekund ustawiłam Sensei’a, pukając się w czoło, jak mogłam wcześniej grać na myszy bez przełącznika CPI:D Odbywam aktualnie przygodę w galaktycznej przestrzeni Mass Effect 2 i momentalnie stwierdziłam, że gra się faktycznie łatwiej mając tak idealnie skonfigurowaną mysz. Jedno CPI pomaga w celowaniu, natomiast drugie sprawdza się w szybkim rozglądaniu się po lokacji itp. Fanatycy FPSów grający na kilku monitorach będą zadowoleni, gdyż wartość CPI może osiągnąć nawet 11,400 jednostek, przez co nasz wskaźnik myszy osiąga niemal prędkość światła;)
Konfiguracja przycisków jest szeroka, możemy wpisać w nie dowolne makra (juhu,! W końcu nie muszę na klawiaturze wciskać “Auto run” w LOTRo;) ). W oprogramowaniu znajdziemy też taki dodatek jak statystyki, które pokazują,których przycisków używamy najczęściej czy liczbę kliknięć. Steelseries powinno jednak poprawić soft bo zdarzyło się, że nagle mój Sensei przestał być wykrywalny w nim, a po przeinstalowaniu, straciłam dziwnym trafem opcję ładowania dowolnej bitmapy na LCD. Na szczęście support działa prężnie i w ciągu paru minut otrzymałam informację, że rowiążą ten problem w ciągu 3 dni. Podczas przełączania też USB sporadycznie wczytywał się profil podstawowy, a nie ten, który był używany ostatnio.
Podsumowanie
SteelSeries Sensei to prawie idealna mysz. Płynnie porusza się po różnych teksturach ( spokojnie można grać na “kolanie” 😉 , ma dobry kształt i fajny design. Do tego szeroki custom począwszy od samej kolorystyki po ustawienia detali CPI. Jej wysoka cena (360 zł sugerowana przez producenta) przyprawia o zgrzytanie zębami, jednak odzwierciedla jej równie wysoką jakość i precyzję wykonania. Pokochałam ją od pierwszego dotyku i polecam każdemu Graczowi.