Do tego celu można było używać aplikacji dołączonej do Windows – Outlook Express, w której niestety wszystko było zrobione źle. Bardziej dopracowany Outlook bez dopisku Express był tylko w zestawie z pakietem Office, a to oznaczało że trzeba było za niego zapłacić. Piracenie w tamtych czasach nie było tak proste jak dzisiaj i wymagało przemieszczenia się do drugiej części miasta, gdzie kobiety i mężczyźni o obfitych wąsach i ukraińskim akcencie dysponowali zupełnie nieprzydatnym, niezbyt tanim, ale za to nielegalnym oprogramowaniem. Finalnie większość świadomych użytkowników miała zainstalowaną aplikację mołdawskiej firmy RITLabs – The Bat!. Choć program był płatny, miał polski interfejs, a jego pełne wersje regularnie pojawiały się w pismach komputerowych. Nie był idealny, ale wywoływał nieporównywalnie mniej frustracji od darmowego Outlooka.
Sytuacja zaczęła się zmieniać rok później, kiedy w Sieci pojawiła się pierwsza wersja klienta pocztowego Mozilla Thunderbird. Zainteresowanie programem było tym większe, gdyż chwilę wcześniej Mozilli udało się stworzyć nadzwyczaj udaną przeglądarkę – Firefox. Choć wtedy nikt nie rozumiał po co robi się oprogramowanie za darmo, nikt się tym nie przejmował, a Firefox i Thunderbird zaczęły być masowo instalowane na wszystkich komputerach. W końcu płacić nie trzeba, a reszta jest bez znaczenia.
Na samym początku Thunderbird robił pozytywne wrażenie. Działał sprawnie, a twórcy dbali o jego rozwój dorzucając co jakiś czas kilka fajnych opcji. Jednak po kilku wersjach rozwój programu stanął w miejscu, a jeżeli pojawiały się zmiany – nie miały najmniejszego sensu. Ponadto od edycji 5.0 aplikacja z nieznanych przyczyn jest wydawana równie często co Firefox i kolejne edycje nie wnoszą absolutnie nic wartego uwagi. Wyjaśnieniem tej sytuacji jest powstanie aplikacji Postbox. Za jego rozwojem stoi Scott McGregor – główny projektant Thunderbirda oraz Sherman Dickman, również pracownik Mozilli. Oznacza to, że robili dalej to co lubią, tylko ludzie zaczęli im za to płacić. To dosyć skutecznie zmotywowało obu panów do działań, bowiem Postbox 3.0 skutecznie walczy o miano najlepszego klienta poczty do kont Gmail, ale nie tylko.
Nowy, wygodny interfejs
Wygląd programu Mozilla Thunderbird nie zmienił się od lat. Wprawdzie były lekkie odświeżenia i wprowadzono mnóstwo zbędnych opcji, nawet edycja 9.0 prezentuje doskonałą szkołę projektowania aplikacji końca lat 90. Tymczasem Postbox przeszedł metamorfozę domyślnie i jest podzielony na trzy kolumny. Choć przypomina Microsoft Outlook, przez niesamowicie wygodny widok konwersacji jestem w stanie o tym zapomnieć.
Całość została dopełniona modnymi ostatnio funkcjami społecznościowymi. Dzięki nim, gdy dostaniemy maila, pojawi się przy nim zdjęcie profilowe użytkownika. Pod warunkiem, że mamy go w znajomych na Facebooku, LinkedIn lub Gravatar.
Postbox potrafi przeszukiwać załączniki i wyświetlić je w czytelny sposób. Jest również opcja przeszukiwania fotografii wraz z miniaturkami, dzięki czemu szybko można odnaleźć konkretny plik.
Kolejny argument to integracja z usługą Dropbox. Dzięki temu “załączyć” można plik o każdym rozmiarze, mimo że większość skrzynek pocztowych ma ograniczenia od kilku do 25 MB (Gmail) na jeden plik.
Integracja z Gmail
Jeżeli szukasz natywnego klienta Gmail – lepiej trafić nie mogłeś. Postbox obsługuje etykiety Gmail, wspiera filtr wiadomości ważnych oraz umie je archiwizować jednym kliknięciem. Ponadto obsługuje Google Calendar i dokładnie te same skróty klawiaturowe, do których przyzwyczaiłeś się w aplikacji webowej.
Oczywiście Postbox obsługuje również inne skrzynki i radzi sobie z nimi równie dobrze. Wszystkie, które wspierają protokół POP lub IMAP .
Przeprojektowane zostało również okno wysyłania wiadomości. Propozycja programistów Postboksa umożliwia szybkie załączanie wcześniej przesyłanych plików. Bez konieczności zapisywania ich na dysk i ponownego załączania.
Poprawiona została także funkcja cytowania, która teraz jest znacznie bardziej czytelna. Autorzy jednocześnie wprowadzili opcję szybkiej odpowiedzi, która umożliwia natychmiastowe odpisanie na maila, bez zbędnego klikania.
Jeżeli przebieracie nogami chcąc czym prędzej porzucić dotychczasową aplikację do poczty, mam na koniec dwie złe wiadomości. Po pierwsze – Postbox występuje tylko w wersji angielskiej. Gdy to nie problem – po upływie 30 dni trzeba będzie za niego zapłacić ponad 100 zł. To dużo jak na program pocztowy, ale warto spróbować.
Postbox występuje w wersjach dla Windows oraz Mac. Więcej na postbox-inc.com.