Polska to bardzo specyficzny rynek, miejsce gdzie na listach przebojów królują często zupełnie inne tytuły niż na zachodzie. Na topie utrzymują się niezmienne kolejne części serii Gothic, Risen, NwN, Morrowind czy ostatnio Skyrim. Tymczasem chociażby kapitalna seria Mass Effect przechodzi u nas od zawsze jakoś prawie nie zauważona. Skąd u naszych rodaków taki charakterystyczny gust?
Sprawa specyficznego gustu naszych rodaków jest o tyle ciekawa, że uznałem, że warta ona napisania kilku bliższych słów. Oczywiście sama kwestia tego czy dana gra jest “dobra” czy też “zła” albo tylko “fajna”, to absolutnie rzecz gustu, ale niektóre rzeczy jednak naprawdę dziwią. Wystarczy bowiem poszperać chwilę po naszym polskim necie i widać od razu jakie RPG cieszą się największą popularnością wśród rodzimych Graczy. Od lat prawie niepodzielnie króluje tutaj seria Gothic. To akurat łatwo jeszcze zrozumieć – to naprawdę świetny, rozbudowany i miły dla oka tytuł i produkcja, która potrafi jak żadna inna sprawiać wrażenie, że poruszamy się po prawdziwym, żyjącym świecie. Zresztą, mimo upływu lat, chyba nikomu nie udało się tak dobrze oddać “żyjących” miast pełnych mieszkańców zajętych swoimi codziennymi czynnościami. Idąc jednak dalej – w sieci bez trudu można znaleźć także całą masę fanów Skyrim, Obliviona czy nawet starego Morrowind. Tutaj również nie ma zdziwienia – to kolejne niewyobrażalnie wręcz rozbudowane tytuły, w które można bawić się całymi dniami, a nawet gdy przejdziemy grę po raz pierwszy, to rozpoczęcie wszystkiego od nowa, już inną postacią, powoduje że rozgrywka będzie wyglądać nieco inaczej niż wcześniej. Nie dziwi też popularność rodzimego Wiedźmina (szczególnie “dwójki”), tytułu wybitnego, z mistrzowsko prowadzoną fabułą i zapierającą dech w piersiach grafiką. Nieco mniejszą, ale ciągłe sporą popularnością cieszy się też seria Dragon Age, której poświecono kilka dużych stron fanowskich i szereg for dyskusyjnych – jednym słowem fanów nie brakuje. Podobnie z innymi, często nawet niszowymi, bądź bardzo starymi RPG – każda z nich ma fanów. No właśnie, a gdzie w tym jest Mass Effect?
To naprawdę dziwne, bo każdy ze wcześniejszych tytułów doczekał się setek, jak nie tysięcy rodzimych fanów, masy zabawnych filmików w sieci, czy nawet autorskich komiksów i opowiadań (widziałem nawet swego czasu cross-over z Bezimiennym zakochanym w pewnej damie z FF), a kosmiczna saga stworzona przez Bioware wydaje się być wręcz mocniej nieznana w naszym kraju i to mimo faktu, że swego czasu trafiła na cover-CD największego polskiego magazynu o grach. Sprawa jest tym dziwniejsza, że to – jakby nie patrzeć – jeden z najlepszych RPG ostatnich lat. Ba! Aby nie powiedzieć za dużo – jeden z kandydatów do miana gry wszechczasów. Seria zbiera zresztą rekordowo wysokie oceny (średnia na metacritic oscyluje wokół 94%) i urzeka praktycznie każdego kto tylko spróbuje na własnej skórze “Efektu Masy”. Znajdziemy tutaj bowiem naprawdę dopracowaną, niesztampową fabułę, która swoim rozmachem i epickością bije na głowę chyba wszystko co stworzono do tej chwili w naszej branży. Rozmach bije tutaj z dosłownie każdego ujęcia i podkreślany jest jeszcze przez naprawdę świetną grafikę. Nie brakuje też niesamowitego klimatu i perfekcyjnie zbudowanych lokacji, na widok których wręcz otwierają się nam ze zdumienia usta. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze cała plejada nietuzinkowych postaci, które po prostu zapadają w pamięć oraz świetne nieszablonowe zadania i tony akcji. To bowiem nie tylko RPG, ale również świetny shooter, wcale nie ustępujący (szczególnie w dopracowanej pod tym względem “dwójce”) chociażby serii Gears of War. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że to szczytowe osiągniecie Bioware jeżeli chodzi o gry RPG. Udało się bowiem stworzyć grę niesamowicie dopracowaną, pozbawioną tak częstych w tym gatunku dłużyzn fabularnych, tytuł, który przyciąga do monitora i budzi autentyczne uczucia co do prowadzonej postaci i jej towarzyszy. Proszę, wskażcie mi zresztą drugie RPG z tak filmowo prowadzoną akcją, z tak rozwiniętą warstwą dialogową i skomplikowanymi postaciami, które ma tak mało wad (w “jedynce” w zasadzie tylko jazda po planetach)? No właśnie…
Dlaczego więc Mass Effect nie zdobył sobie u nas takiej popularności jak inne wydane w tym samym czasie RPG? Dlaczego za granicą to jeden z największych hitów EA, a u nas tylko jedna z wielu innych, “fajnych” gier? Przecież “Efekt Masy” jest od wielu ze wspomnianych na początku tytułów po prostu lepszy. Wystarczy zresztą porównać go z inną grą od Bioware – Dragon Age. Przygody komandora Sheparda biją na głowę sztampową historię o Mrocznych Pomiotach i to zarówno fabułą, rozbudowaniem, dialogami, lokacjami czy w końcu grafiką i systemem walki. Tylko jeżeli chodzi o bohaterów tu i tu mamy remis. Mimo tego to właśnie Dragon Age w naszym kraju okazuje się bardziej popularne i ma więcej fanów, nie mówiąc już o innych tytułach. A tymczasem na zachodzie jest odwrotnie i ME bije w ilości sprzedanych sztuk na głowę historię rozgrywającą się w Fereldenie.
Nikłej popularności naszej tytułowej produkcji trzeba doszukiwać się chyba po prostu w guście naszych rodaków. Tradycyjną fantastykę pełną elfów, ostrych mieczy i zabójczej magii lubi bowiem w zasadzie każdy, a science fiction już nie. Wędrując po średniowiecznym świecie Dragon Age czujemy się bardziej w domu niż eksplorując kolejne obce planety w Mass Effect. Widać to zresztą po ogromnej popularności Gothica (G1 to wręcz prawdziwa “polska złota jesień” 😉 i Wiedźmina, gier które klimatycznie są naprawdę bardzo zbliżone do tego co widzimy za oknem. Secundo – wszystkie wspomniane wcześniej produkcje to pozycje, w które można grać i grać, a nawet za trzecim podejściem odkryje się coś nowego, stworzy inną postać i zabawa będzie wyglądać jednak za każdym razem nieco inaczej. Tymczasem serii ME jest bliżej do… Call of Duty – tutaj wszystko jest mocno wyreżyserowane, zabawa opiera się mocniej na skryptach a całość została obliczona na efekt zaskoczenia Gracza, czy to lokacjami, czy fabułą, czy też po prostu tym co się dzieje na ekranie. Gdy pierwszy raz lądujemy na nowej, nieznanej planecie, widzimy ogromną błyszczą światłami kosmiczną metropolię, to automatycznie rozdziawiamy z wrażenia usta i chłoniemy klimat. Podobnie gdy przechodzimy misje, a twórcy zaskakują nas zakrętami fabuły czy perfekcyjnie wyreżyserowanymi przerywnikami. Jednak już za drugim razem tego efektu brak, wiemy jak będzie wyglądała w zasadzie każda walka (podobnie…), czy lokacja (tunele…), czy też rozmowa (cut scenka…). Losowości tutaj praktycznie brak, więc mimo swojej niewątpliwej wielkości, Mass Effect, to w zasadzie zabawa tylko na raz, tak samo jak oglądnięcie świetnego filmu akcji. Siedzimy w kinie jak zaczarowani, chłoniemy to co widzimy, zachwycają nas efekty specjalne i fabuła, może nawet pod koniec wręcz ronimy łzy z wzruszenia, ale jednak nie mamy ochotę na powtórkę, podczas gdy takie Pulp Fiction Tarantino można oglądać bez końca;-)
Tak czy inaczej, jeżeli ktoś z Was jeszcze nie miał do czynienia z Mass Effect, to gorąco zachęcam do wycieczki do najbliższego sklepu (tudzież Origin) – pierwszą i drugą część gry można kupić obecnie już naprawdę tanio, wręcz za grosze, jeżeli lubicie RPG to zaręczam swoją głową – będziecie zachwyceni, a tytuły te się w ogóle nie zestarzały, wyglądają wręcz ciągle lepiej od wielu nowości. Nawet jeżeli nie przepadacie za S-F, to i tak zakochacie się w klimatach, dialogach i historii jaką tu odpowiedziano. No i za rogiem już premiera Mass Effect 3, grzech nie zagrać!
Więcej tekstów o grach, recenzji czy publicystyki znajdziecie w naszym serwisie Gambler.pl