Podobnie sprawa wygląda z nowym iPadem. Bo cóż takiego on właściwie wnosi? Fakt, jest tu pewna rewolucja: ekran Retina Display, czyli LCD o bardzo dużej gęstości pikseli. Widzieliśmy już go w 3,5-calowym iPhone’ie. Robi duże wrażenie, a teraz trafia do sklepów w 10-calowej wersji. Co to jednak oznacza dla użytkownika? Magia liczb pobudza wyobraźnię, ale oznacza to “tylko” ostrzejsze, wyraźniejsze czcionki i jeszcze lepiej wyglądające zdjęcia. Przestrzeń robocza się nie zwiększa. Po prostu jest ładniej, a tekst nieco mniej będzie męczył oczy (to jeszcze musimy zweryfikować testami).
To właściwie jedyny parametr, który możemy podciągnąć pod termin “innowacja”. Cała reszta, to “usprawnienia”. Mamy dwukrotnie szybszy procesor, ale i pierwszy iPad działa bardzo przyzwoicie, a drugi to rakieta. Mamy modem LTE, co pozwoli na sprzedawanie iPada u większej ilości operatorów komórkowych. No i mamy znakomity aparat, ale umówmy się, w tablecie to gadżet, a nie użyteczne narzędzie.
Nie zrozumcie mnie źle, to są istotne usprawnienia. Myślę, że nawet dużo istotniejsze (Retina!), niż w przypadku iPhone 4 kontra 4S. Ale to nic innego jak iPad 2 na sterydach. I tu dochodzimy do pointy tego, co chcę przekazać.
Apple wyraźnie odchodzi od “rewolucjonizowania” rynku, co nie jest niczym złym. iPhone i iPad osiągnęły bardzo wysoki poziom, który dla konkurencji przestał być osiągalny. Ta, zamiast nadganiać, proponuje inne filozofie. Na rynku smartfonów największym konkurentem iPhone’a jest Samsung i Android. A ten zamiast na bezproblemowość i “user experience” stawia przede wszystkim na funkcjonalność. Żaden iPhone nie potrafi tyle, co Galaxy S czy Galaxy Nexus. Ale też żaden smartfon Samsunga nie jest tak banalny w obsłudze, wygodny i bezproblemowy, co iPhone. Naturalnie, mówię tu przede wszystkim o oprogramowaniu. Wyższość AMOLED-a nad Retiną (lub odwrotnie) czy wbudowane aparaty to sprawa dyskusyjna. Ale tak jak Android jest najpotężniejszym mobilnym systemem na rynku, tak iOS jest zdecydowanie najprzyjemniejszy w obsłudze i najłatwiejszy. O MeeGo, badzie i Windows Phone z premedytacją nie wspominam. Mają tak mały udział na rynku, że są dla Apple’a nieistotne. A jeśli chodzi o tablety, to iPad ponownie jest tu bezdyskusyjnym liderem. Dlatego konkurencja powoli rezygnuje z tworzenia jego androidowych klonów. Urządzenia, które budzą największe zainteresowanie są po prostu bardzo odmienne od iPada. Patrz rysikowy Galaxy Note 10.1. Patrz Transformer Pad czyli hybryda tabletu i smartbooka.
Apple zdaje sobie sprawę, że na swoim poletku wyprzedza konkurencję w każdym aspekcie. Ma olbrzymie braki w innych dziedzinach (co konkurencja wykorzystuje), ale tablet jako narzędzie do konsumpcji treści to iPad. Smartfon dla Kowalskiego o “wypasionych” możliwościach to iPhone. Są lepsze tablety do pracy. Są lepsze smartfony dla power-userów. Ale Apple’a ten rynek, przynajmniej na razie, nie obchodzi. Jedyna obietnica mocnego konkurenta dla Apple’a, czyli Microsoft, póki co to mrzonka. Uwielbiam Metro, bardzo cierpię z powodu straty Windows Phone’a (tak, tak, musiałem wrócić do Androida – boli.), ale Windows Phone od ponad roku, przy niesamowicie intensywnej kampanii promocyjnej, dalej leży i kurzy się na sklepowych półkach, a Windows 8 powoduje tyle samo zachwytów, co obaw.
Nowy iPad nie wprowadza więc obsługi rysika, jak Galaxy Note. Nie daje dostępu do systemu plików. Osiągnął bliską perfekcji formę, która teraz będzie ulepszana. Nie pcha się nigdzie indziej. Koncentruje się na tym, w czym jest najlepszy. iPad służy do gier, więc dajmy mu jeszcze szybszy procesor. Służy do czytania, więc dajmy mu tak dobry ekran, że konkurencja podobny pokaże za rok albo i później. Ma się dobrze sprzedawać, więc dajmy mu możliwość pracy w sieci LTE. A że nie umożliwia dalej poważnej pracy, co starają się zapropnować inne tablety? Hola, hola, nie musi. Do pracy służy Macbook.
I podobnie jak Macbook, iPad przestał zmieniać cyferki przy swojej nazwie. Macbook to Macbook. Z roku na rok jeszcze lepszy, jeszcze szybszy, jeszcze dłużej pracujący na baterii. Tak samo iPad. Po prostu co jakiś czas pojawi się w nowej, odświeżonej wersji. Jeszcze szybszej. Jeszcze dłużej pracującej na baterii. Z jeszcze lepszym ekranem. Żadem iPad 3, żaden iPad HD. Po prostu iPad.
I będzie takim samym sukcesem, jak iPhone 4S. Powiem więcej: jest na niego skazany.