Opór mam jednak jeśli chodzi o tablety. Najpierw nie rozumiałem po co mi iPad. Potem, jak załapałem filozofię, zacząłem o takowym marzyć. A potem pierwsze tablety zaczęły trafiać do testów. Do Galaxy Taba byłem wręcz przyklejony. Do czasu.
Jak znudziła mi się zajawka, okazało się, że tablet leży i się kurzy. W domu wieczorem czytam sobie Internet na ekranie telewizora (laptop podłączony po HDMI, bezprzewodowa myszka, klaawiatura w smartfonie) siedząc rozwalony na kanapie. Na wyjeździe zazwyczaj mam laptopa (albo mam w nosie elektronikę). A w podróży? Tablet jest jednak nieporęczny. W podróży zazwyczaj chcę szybko sprawdzić newsy w Sieci i posłuchać muzyki. Szybciej i wygodniej robię to na moim Windows Phone’ie niż na tablecie. Z kolei do pracy tablet jest wysoce niewskazany. Nie to oprogramowanie (aczkolwiek to się pewnie wkrótce poprawi) a przede wszystkim nie ta ergonomia. Ideałem byłby dla mnie Ultrabook taki, jak IdeaPad Yoga. Na biurku notebook, a można go złożyć i mieć tablet. Dotyk jest tu jednak wyłącznie suplementem.
Wygląda jednak na to, że jestem technicznym dinozaurem, konserwatystą, ewentualnie hipsterem. iPad i konkurencja pożerają rynek notebooków. Bo są fajne. Bo ludzie lubią zabawki. Ja oczywiście też, ale też nie lubię zbędnego balastu. A czymś takim jest dla mnie tablet. Notebooki już nie są fajne. Są “nudne”. Nawet MacBooki to już nie to. Czy któryś z wielkich rozrusza rynek?
Zdaniem Rahula Sooda, świetlaną przyszłość ma pewien młodziutki producent. Pan Sood to nie byle kto, stworzył firmę VoodooPC, niegdyś potęgę, obecnie przejętą przez największego producenta komputerów osobistych na świecie, czyli HP. Owym młodziutkim producentem miałby być… Razer.
Razer słynie z genialnych akcesoriów dla graczy. Miałem w łapach ich myszki i klawiatury i potwierdzam: są świetne! Razer jednak poszedł o krok dalej: stworzył swojego własnego notebooka. I, trzeba przyznać, wyróżnia się z tłumu. Po pierwsze, brzydotą. Wybaczcie, ale zupełnie nie trafia do mnie “gamingowa” estetyka, aczkolwiek przyznaję, że Blade tu zachowuje pewien ton i smak. Po drugie: konstrukcją. Blade wyposażony jest w wyświetlacz ciekłokrystaliczny obok klawiatury i dodatkowe przyciski-makra. Sprzedał się wyśmienicie, mimo iż kosztował 2800 dolarów.
Zdaniem Hooda Razer rozumie, że za innowacjami w oprogramowaniu muszą iść innowacje w sprzęcie. Ultrabooki to tylko rozwinięcie tej samej konstrukcji. Blade potrafi wnieść coś nowego jeśli chodzi o funkcjonalność. Co prawda, był projektowany głównie pod gry, ale programowalne przyciski a przede wszystkim dodatkowy wyświetlacz można wykorzystać również do innych form rozrywki i do pracy. Już teraz istnieje sporo oprogramowania dla Windows 7, a dodatkowy wyświetlacz ma szansę rozwinąć skrzydła po premierze Windows 8.
Słowa Hooda są bardzo ciekawe. Co prawda nie podzielam jego entuzjazmu wobec Razera (mimo iż tę firmę bardzo cenię). Wysokie wyniki sprzedaży tego debiutu na rynku notebooków to jeszcze nie jest żadna wyrocznia. Ale ludzie są głodni innowacji również i w laptopach. Dlatego zamiast patrzeć na nowe Galaxy Taby, Xoomy i iPady o wiele chętniej obserwuję takie wynalazki, jak Lenovo Yoga. Mam nadzieję, że fizyczna klawiatura z odczuwalnym skokiem klawiszy i wygodne podparcie dla dłoni nie umrą nigdy. Albo zostaną wyparte przez coś faktycznie lepszego, a nie nieergonomiczny do pisania ekran dotykowy.