rozmach
. Nie spodziewałem się, że będzie tyle osób. “Stoję w kolejce po bilet od godziny i zastanawiam się dlaczego tak długo to trwa” – mówił Robert z Łodzi i faktycznie nie sposób było nie przyznać mu racji. Kolejka wykraczała sporo poza teren Targów i przeciętny czas oczekiwania na wstęp wynosił 2 godziny. Pomimo uruchomienia wszystkich kas, wszystko trwało stanowczo za długo. Każdy musiał okazać dowód tożsamości, założyć na rękę specjalną opaskę, dostać materiały promocyjne i wysłuchać paru zdań organizacyjnych. Najbardziej chybionym pomysłem był zapewne brak możliwości zakupu biletów grupowych. Widok pani od akredytacji, która spoglądając w kierunku niekończącej się kolejki przeklina pod nosem, niezbyt dobrze świadczy o organizatorach. Tym bardziej, że prelekcje zaczynały się już od godziny 15.00, czyli godziny startowej konwentu. Wiele osób narzekało, że przez słabą organizację nie zdążyli na wybrane wykłady. Traktujcie to więc jak przestrogę przed następną edycją i przyjdźcie po prostu 2 godziny przed czasem;)
Książeczka z programem konwentu cieszyła oczy. Trzymając w dłoniach te 150 stron czuło się przyjemne podniecenie i równocześnie żal, że nie zdąży się obejrzeć wszystkiego. –”Pyrkon jest dla mnie okazją do spotkania się z przyjaciółmi, których znałam do tej pory tylko z internetu. To miejsce, które łączy nasze zainteresowania i pozwala wspólnie się bawić. Wracamy właśnie ze świetnej prelekcji na temat filozofii w filmie “Obcy”, którego jestem największą fanką, Nie byłam tu nigdy wcześniej i bardzo cieszę się, że mogę sfotografować się z tyloma fantastycznymi cospley’owcami” – powiedziała nam Magda z Poznania. Jej kolega z Warszawy, Piotr dodaje – “Chciałem przede wszystkim spotkać zwariowanych i pozytywnie zakręconych ludzi podobnych do mnie, z takimi samymi zainteresowaniami, wśród których nie będę się wstydził paradować w dziwnym przebraniu. I tu się nie zawiodłem”.
To co jest w Pyrkonie najważniejsze właśnie, to świadomość, że należy się do olbrzymiej społeczności, która pomimo różnorodności, stanowi jedność. Fani literatury, filmu, gier planszowych i komputerowych, komiksów, LARPów, cosplay’ów, klocków Lego, japońskich animacji czy nawet karaoke – każdy znalazł coś dla siebie i bez wątpienia poszerzył swoje zainteresowania. My oczywiście skupiliśmy się na bloku gier komputerowych.
Strefa growa
zajmowała całe piętro i korytarz pękał w szwach. Niesłabnącym zainteresowaniem cieszył się przez całe trzy dni turniej LoL’a, gry multiplayer battle arena, która w Polsce święci ostatnio triumfy popularności. Emocji nie brakowało. Zmierzyło się ze sobą 21 drużyn, którzy walczyli o kwotę 5 tys. zł. W ścisłym finale zmierzyły się ze sobą drużyny: Meet your Makers i Koala from China. Nie śledziliśmy relacji na bieżąco z powodu napiętego grafiku, jednak wszyscy zainteresowani mogą ją przeczytać na oficjalnym forum LoL’a pod tym linkiem. Tak czy inaczej ostatecznie
zwyciężyła grupa MYM
– serdecznie gratulujemy chłopakom!
By nacieszyć oczy zaczęliśmy najpierw od pokazu najciekawszych growych trailerów. Wybór był niestety czysto subiektywny, a sama prezentacja mało profesjonalna. Jak myślicie, jakie trailery może puszczać (mówię, puszczać, bo prezentacja ograniczyła się do samego odpalania filmów, bez żadnego komentarza) pan przebrany za żołnierza? Oczywiście, w większości militarne. Seria Call of Duty, Battlefield, Warhammer – co w nich ciekawego? Ciężko powiedzieć… Na szczęście nie zapomniano o najbardziej emocjonalnym Dead Island, rozszerzonym Wiedźminie 2 czy widowiskowym DC Universe. Szkoda, że nie pokazano trailera Mass Effect 3 z żywymi aktorami, bo osobiście uważam, go za jeden z ciekawszych, tegorocznych zwiastunów.
Pokój poświęcony
X-boxowi
został w całości zdominowany przez
Guitar Hero
. Reszta stanowisk prawie świeciła pustkami i wcale się nie dziwię – ogłuszający ryk elektronicznych brzmień, które nie raz przeszkadzały podczas prelekcji w pokojach obok skutecznie zniechęcał do grania. Choć jeśli ktoś oswoił się z hałasem (niestety, ja nie mogłam) mógł zagrać w najnowszego Mass Effect’a, Soul Calibur’a czy Resident Evil’a. Jako zagorzała fanka Sony i kontrolerów Move, chciałam bardzo przetestować Kinecta w grach tanecznych, które rzekomo zawsze wygrywają ze swoimi odpowiednikami na konkurencyjnej platformie. Sam interfejs jest bardzo mało intuicyjny w stosunku do Move’ów i dużo mniej precyzyjny. Kłopot też mogą mieć osoby leworęczne. Trudno zauważyć strefę gry i zanim wystartuje się z piosenką traci się kupę czasu. Późniejsza zabawa równie przyjemna co w odpowiednikach Sony. Moje sumienie zostało więc uspokojone- na imprezy w małym mieszkaniu Move zdecydowanie wygrywa z Kinectem;) Przy okazji zobaczyliśmy też jak wygląda rozgrywka w
przedpremierowym Kinect Star Wars
. Stoisko okupował chłopiec, który podchodził do gry bardzo emocjonalnie. Podczas walki w prawej ręce używa się miecza świetlnego – niestety nie można zbyt szybko i efektownie machać ręką, gdyż wtedy gra się gubi. Raczej będzie tu trzeba używać spokojnych i wyważonych ruchów. Lewą dłonią korzysta się z mocy, którą popycha się przedmioty i wrogów zaś interfejs sterowania postacią jest zdecydowanie najsłabszym aspektem gry. System jednak źle odczytuje nasze intencje i już podczas pierwszych kilku minut rozgrywki, avatar wszedł między głazy powodując brak możliwości dalszej zabawy, a raz sama konsola się zawiesiła. Grafika nie ukazuje niczego nowego, czego nie widzielibyśmy w innych produkcjach na Kinect’a. Niestety, ale według nas Kinect Star Wars to kolejna typowa gra dla dzieci i mało wymagających użytkowników.
Jako jedna z niewielu polskich, growych redaktorek nie mogłam ominąć panelu dyskusyjnego na temat kobiecego spojrzenia na gry video, które prowadziła pani Agnieszka Rogowska, były pracownik Techlandu. Dyskusja odbywała się w bardzo miłej i luźnej atmosferze, przy pełnej frekwencji. Niestety w stosunku 1:10 jeśli chodzi o żeńską płeć. Wspólnie próbowaliśmy wyłapać różnice między kobiecymi, a męskimi Graczami. Choć z pozoru (stereotypy wzięły górę) wydawało się, że rozbieżności będzie sporo, konkluzja wykładu była jasna – więcej nas łączy niż dzieli. My też zwracamy wiele uwagi na kwestie wizualne i choć potrafimy ubrać bohatera w piękną, choć słabą pod względem statów zbroję tylko dlatego by nasz avatar lepiej wyglądał, to jednak nie jest to dla nas najważniejsze. Zarówno dla mężczyzn jak i kobiet najważniejszym aspektem gry jest fabuła, zdolność odgrywania przygód i eksploracji światów (choć największe oklaski zebrała dziewczyna uważająca, że najważniejsza jest jednak możliwość mordu ). Złamaliśmy stereotyp mówiący o tym, że kobiety poświęcają akcję na rzecz dialogów- to kwestia indywidualnej osobowości każdego z nas i absolutnie nie ma to żadnego związku z płcią. Kobiety bardzo często grają w gry MMORPG, z których czerpią satysfakcję z w pojedynkach PvP, zawstydzają swoimi umiejętnościami mężczyzn i odczuwają silną więź ze swoją drużyną. W panelu wzięły też udział dziewczyny z polskiego studia World of Loom, które w 95% składa się z samych kobiet – to ewenement chyba nawet na skalę światową;) Dziewczynom w damskim gronie pracuje się świetnie, tworzą głównie gry casualowe typu hidden object. Zapraszały do współpracy dziewczyny chcące spróbować swoich sił w branży, podkreślając bardzo konieczność ciągłego udoskonalania swojego portfolio.
Tematykę pracy w gamedevie poruszono też na prelekcji, w której znaleźli się przedstawiciele Techlandu, CD Projektu, Artifex Mundii i Reality Pump. Każdy z panów opowiadał o swoich początkach w branży i ciężkiej, czasami wręcz niewolniczej pracy, zwłaszcza w końcowej fazie produkcji. Nie mniej jednak, wszyscy zgodnie stwierdzili, że są szczęśliwymi ludźmi, gdyż robią w życiu coś, co sprawia im mnóstwo satysfakcji. Gdy prowadzący zapytał gości, co jest dla nich najważniejsze podczas produkcji gry, wypowiedzi również zaczęły się pokrywać. Z blaskiem w oku opowiadano o początkowej fazie produkcji, w której dopracowuje się wspólnie każdy pomysł, a także o radości, z codziennego obserwowania ewolucji gry. Gamedev jest jedną z niewielu branż, w których efekty pracy są widoczne niemal natychmiast, co jest bardzo motywującym uczuciem. Prelekcja cieszyła się sporym zainteresowaniem, gdyż – co tu kryć – chyba każdy nas marzył kiedyś o stworzeniu własnej gry. Goście podkreślali, że by dostać się do studia deweloperskiego musimy być najlepsi w tym co chcemy robić, bo chętnych do tej branży nigdy nie brakuje. Na szczęście rynek ten ciągle się rozwija i każde duże studio prowadzi nabór na różne stanowiska. Nie trzeba wcale posiadać wykształcenia kierunkowego, gdyż w pierwszej kolejności ważne jest posiadanie bogatego portfolio. Co istotne, goście uspokajali uczestników, że nie musi ono być wcale poparte doświadczeniem w branży gamingowej – wystarczy tworzyć coś dla samego siebie, czego nigdy wcześniej nie publikowaliśmy. Concept arty, wymyślone scenariusze, jednym słowem – im więcej tym lepiej. Trzeba próbować swoich sił wszędzie i wysyłać swoje CV nawet po kilka razy w roku do tych samych firm, by pokazać też stopień samodoskonalenia zawodowego.
Kolejnym ciekawym wykładem okazała się prezentacja
Drago Entertainment
, których najnowsza produkcja
Grimlands
– shooter MMORPG utrzymany w klimatach postapokaliptycznego świata, zadebiutuje w tym roku i będzie korzystał z modelu free to play. Co ciekawe twórcy obiecali, że produkty premium nie mają mieć wpływu na pojedynki PvP, a jedynie będą umożliwiały zmiany kosmetyczne swoich awatarów, broni czy pojazdów. Zostało to przyjęte z gorącym entuzjazmem. Podczas wykładu mogliśmy zobaczyć cały proces kształtowania poziomów w grze, począwszy od concept artów, pracy grafików 3D, level designerów, co uzmysłowiło nam jaki ogrom pracy trzeba włożyć w stworzenie realistycznego świata. Grając w gry nie zdajemy sobie sprawy, na jak wielu płaszczyznach toczy się cała praca. Poniżej możecie zobaczyć najciekawsze elementy prezentacji.
W bloku gier komputerowych nie zabrakło także
humoru
. Chłopak z
Reality Pump
opowiadał o
“kwiatkach”
jakie są obecne przy produkcji gier, na przykładzie
Two Worlds II
. Wyłapywanie bugów w grze przez testerów i odpowiedzi programistów były momentami zabójcze. Klasycznym przykładem był choćby problem z elementem gry, w którym rzuca się kośćmi. W niektórych momentach podczas rzutu nimi, kości wylatywały z talerza na stół. Jak myślicie jaka była odpowiedź programisty? Oczywiście “
It’s not a bug, it’s a feature!
” 😉 Znudzeni monotonnym klepaniem kodu programiści często próbowali zignorować zgłoszenia testerów. Kiedy dostali zgłoszenie o koniu, który wchodził po szyję do wody, odpisali testerom ” Nie mogę Ci pomóc. Jest wszystko w porządku. Koń najwyraźniej chciał zjeść trochę wodorostów”. Podczas takich konwersacji, czasami rodziły się wspólnie szalone pomysły. W Two Wordls II myślano o wprowadzeniu opcji kataklizmów na wioskę, które wywoływała by klątwami tancerka, której nie zapłacono godziwie za występ, lub o sporze między wieśniakami, których część stanęłaby w obronie pewnego elementu religijnego;)
Oprócz prelekcji w strefie komputerowej można też było pograć w najnowszą odsłonę gry przygodowej studia Artifex Mundi – Nightmares from the Deep: The Cursed Heart.Zapowiadaliśmy ją już tutaj. Gra wygląda bardzo ładnie. Stylistyka utrzymana jest w konwencji do której fani gier przygodowych spod znaku tej firmy powinni być przyzwyczajeni – pięknie rysowane postacie, animowane tła, klimatyczna muzyka. Choć bardzo nie lubię gier typu hidden object muszę przyznać, że ta produkcja różni się od pozostałych. Posiada bardzo różnorodne zagadki logiczne np. wykorzystujące układy elektryczne, łamanie zamków szyfrowych, czy mini gry pokroju Mahjong’a. Twórcy mówili, że silnik gry obsłuży też platformy smartfonowe. Premiera gry nie jest jeszcze znana, ale na pewno pojawi się w tym roku.
Fanów retrogrania ucieszyła na pewno sala pełna różnorakiego sprzętu. Sentymentalna podróż do czasów Atari, Commodore, Pegasusa czy PSXa przyciągnęła wielu uczestników co potwierdza jedno – dobre gry się nie starzeją;) Swoich sił można też było spróbować w konkursie karaoke oraz na macie, w grze Dance Dance Revolution. Żałuję, że nie udało mi się wyskrobać trochę więcej czasu. Niestety program był bardziej napięty niż sądziłam, przerw między prelekcjami praktycznie nie było, głód i zmęczenie dawały o sobie znać, tym bardziej, że chciałam zobaczyć jak najwięcej się da, co często skutkowało bieganiem między kilkoma budynkami targów. Jeśli nigdy nie byliście na żadnym konwencie, pamiętajcie by dobrze się wyspać, założyć wygodne buty i zaopatrzyć się w sterty kanapek.
Konwent obfitował w różnorakiekonkursy: filmowe, naukowe, mangi i anime – jednak już po pierwszym skapitulowaliśmy… By mieć jakąkolwiek szansę na wygranie trzeba wykazać się obszerną wiedzą tematyczną. Bardzo sympatycznie prowadzony był konkurs z wiedzy o największych PRL-owskich komediach – “Seksmisji” i “Kingsajzie”. Choć każdy z nas oglądał te filmy dobrych kilka razy, nie mieliśmy żadnych szans z innymi uczestnikami. Ich wiedza była naprawdę porażająca. Pytania były w rodzaju: “Jakie były oznaczenia jabłek w komnacie jej Ekscelencji?”, “Jakim tekstem Max powitał jej Ekscelencję wychodząc z szafy?”, “Na którym poziomie znajdowała się cela Maxa i Alberta?”, “Jaki był dokładny skład Kingsajzu?”, “Jakiej marki były baterie stojące na drodze do Szuflandii?”czy “Jakie były pierwsze słowa barmana w Szuflandii?”. Wszyscy uczestnicy bawili się świetnie i rozgrywka była zacięta do samego końca.
Skoro już jesteśmy przy filmach, chcemy pochwalić bardzo ciekawą prelekcję Jacka Murawskiego, na temat
polskich filmów science fiction
. Wykład był swoistym przekrojem historii kinematografii i mógł zaskoczyć nie jednego fana fantastyki naukowej. Ja sama byłam zdumiona, jak wiele tytułów powstało w okolicach lat 60. Koniecznie muszę obejrzeć takie tytuły jak “Przekładaniec” z ’68r. “Docent H.” z ’65r. czy “O-bi, O-ba Koniec Cywilizacji”. Naszą ciekawość wzbudził też film “Śledztwo” z ’73r., którego reżyser stanął przed nie lada wyzwaniem, kiedy to nie dostał koncesji na nakręcenie filmu w Londynie, a jego budżet ograniczał się zaledwie do 3 dni zdjęciowych. W tamtych czasach pomysłowość Polaków nie znała jednak granic – Marek Piestrak nie tylko posunął się do kręcenia filmu na dziko, ale też przemycił kamerę do budynku Scotland Yardu, dając się złapać jako szaleniec, po to by nakręcić wnętrze aresztu. W polskiej historii pojawiły się również niezbyt udane realizacje, które ocierają się o granice kiczu i bezsensu jak choćby “Klątwa doliny węży” z Romanem Wilhelmim czy “Yyyreek kosmiczna nominacja”… Zainteresowanym polecam odwiedzenie strony forum, na którym pan Jacek zamieścił pełną kinematografię.
W piątkowy wieczór odbył się także zjawiskowy pokaz grupy
FlowFireshow
, na którym nie brakowało ognistej atmosfery. Połykacze ognia, płonące hula-hop, POI i podpalenia – wszystko przy akompaniamencie odpowiedniej muzyki. Sympatię publiczności zdobył młody chłopak o imieniu Jacek. Zobaczcie zresztą sami fragment występu:
Jedna z moich ulubionych prelekcji odbyła się jednak dopiero w sobotę. Był to wykład Krzysztofa Piskorskiego na temat różnych oblicz retrofuturystyki. Sala pękała w szwach i prowadzący zebrał gromkie brawa. Prezentacja przedstawiała historię steampunka w literaturze i filmie, a także, co mnie zaskoczyło – otarła się również o strefę gier komputerowych. Za pierwszą grę retrofuturystyczną uważa się “Space 1889”. Nie zabrakło także wzmianki o “Bioshocku”, “Arcanum”, “Fable III” i “Myst”. Prowadzący pokazał także na przykładzie wykresów z Google Trends jak szybko rozwija się moda na steampunk w porównaniu do słabnącego zainteresowania samą fantastyką.
Część z nas udała się także na prelekcję poświęconą antologii “Obcego” w perspektywie filozoficznej. Najpierw przedstawiono 4 formy jakie przybiera Alien: Twarzołapa, Pasożyta, Dorosłego Aliena i Królowej. Prowadzący ukazał wiele odwołań do kobiecości i macierzyństwa. W każdej części filmu przybierało ono inną postać: od opieki Ripley nad kotem do genetycznej ewolucji Królowej Matki. Sama postać Ripley utożsamiana jest z hermafrodytą: choć była kobietą, w obliczu walki przybierała cechy męskie, aby mieć równe szanse w starciu z najeźdźcą. Zwrócono też uwagę na biologiczno-mechaniczną naturę Obcego jak również jego samego statku z pierwszej części, który sprawiał wrażenie bycia żywym organizmem.
W sobotę mieliśmy też okazję zobaczyć
Maskaradę
, czyli konkurs na najlepszy strój i scenkę cosplay’ową. Uczestników było początkowo bardzo dużo, jednak z uwagi na ponad godzinne opóźnienie część z nich się wykruszyła. Konferansjer doskonale wczuł się w rolę prowadzącego i zabawnie przedstawiał każdego przebierańca. Największe oklaski zbierali uczestnicy, którzy odgrywali scenki, lub którzy zachwycali precyzją odwzorowania stroju i jego misternym wykonaniem. Wyróżnieni zostali: grupa Warhammera, Pan Szafa, grupa Mechanicznej Pomarańczy, Szalony Kapelusznik i Szamanka z Skrytobójczynią. Zobaczcie filmik z relacji Maskarady i resztę zdjęć z konwentu: