Pierwsza część artykułu poświęcona wszystkoodpornym komórkom znajduje się tutaj.
Na sportowo
Bez wątpienia liderem pośród aplikacji sportowych jest Endomondo Sports Tracker. To program przeznaczony praktycznie do każdego mobilnego systemu operacyjnego – w styczniu bieżącego roku mógł pochwalić się ponad 7 milionami użytkowników. Aplikacja na podstawie danych z odbiornika GPS rejestruje trasę, czas, szybkość, z jaką np. biegamy czy jeździmy na rowerze. Jeśli używamy czujników kadencji, pracy serca (BT, ANT+), również te dane zostają zarejestrowane. W trakcie treningu Endomondo może informować nas poprzez syntezator mowy o osiągnięciach, np. czasie, jaki potrzebujemy na przebiegnięcie 1 km. Rezultaty i trasy przypisane do bogatej listy różnych aktywności fizycznej (możliwa jest też praca bez zbierania danych GPS, np. na basenie lub w siłowni) przeglądamy w smartfonie lub – znacznie wygodniej – na stronie ednomondo.com, która jest swego rodzaju serwisem społecznościowym skupiającym użytkowników aplikacji. Zresztą w chwili naciśnięcia przycisku »Stop« rezultatami możemy pochwalić się nie tylko na Endomondo.com, ale też opublikować je na Facebooku czy Twitterze.
Niestety, na razie w programie bardzo brakuje obsługi wysokości bazującej na sensorze ciśnieniowym oraz możliwości układania własnych planów treningowych.
Problemów z rejestrowaniem precyzyjnej wysokości nie ma za to darmowa aplikacja SportyPal Pro. Producenci nawet zadbali o to, żeby wysokościomierz barometryczny automatycznie się kalibrował. Nie znajdziemy tu, niestety, obsługi planów treningowych, ale możemy przynajmniej określić strefę tętna, w której chcemy ćwiczyć. Żeby korzystać z pulsometru, musimy wydać 4,99 euro na dodatek aktywujący tę funkcjonalność. Dziwi również brak trybu pracy w pomieszczeniach.
Z kolei Adidas miCoach oraz oraz RunKeeper pozwalają na tworzenie planów treningowych, ale… pomijają przy tym to, co najważniejsze, czyli interwały oparte na strefach tętna. A szkoda, bo RunKeeepr potrafi zapisywać dane HR z nadajnika wyposażonego w interfejs Bluetooth i informować poprzez komunikaty głosowe, w jakiej strefie tętna się znajdujemy (szkoda tylko, że nie wiadomo jakie są te strefy…). Za to program Adidasa na platformę Android w ogóle nie obsługuje pomiaru pulsu, która to funkcja działa tylko z iPhone’em albo iPodem touch. Również na razie ani miCoach, ani RunKeeper nie obsługują wysokości bazującej na wysokościomierzu barometrycznym.
Wnioski nasuwają się same: aplikacje są, ale dotąd nie ma jednej, która oferowałaby kompleksowe zarządzanie treningiem, pozwalającej nie tylko na jego rejestrację i archiwizację, ale też tworzenie i planowanie. Wygląda na to, że najbliżej celu jest Endomondo, które po prostu nie może zawieść tak wielkiej grupy użytkowników.
Alternatywa dla papierowej mapy
Teoretycznie każdy program sportowy może służyć do zapisywania śladów naszych turystycznych wędrówek i wskazywania, gdzie aktualnie się znajdujemy. Podobnie zresztą jak Mapy Google’a. Jednak do wędrowania po leśnych duktach czy bezdrożach przydałoby się coś więcej – o możliwościach zbliżonych do możliwości turystycznego odbiornika GPS.
Wstępne testy objęły takie aplikacje jak: Maps (-), RMaps, OruxMap, OsmAnd i TrekBuddy 4.0 PL. Szybko jednak okazało się, że… scyzoryk szwajcarski jest tylko jeden: wśród aplikacji do wszystkoodpornych komórek najbardziej zasługuje na to miano program Locus Pro. Godna uwagi okazuje się też prosta i niekoniecznie piękna aplikacja służąca do wyświetlania map rastrowych, jaką jest TrekBuddy – działa praktycznie na każdym telefonie obsługującym Javę, z Solidem włącznie. Zanim podejmiemy ostateczną decyzję o zakupie, warto oczywiście sprawdzić kilka programów. Naszym zdaniem Locus wydaje się najbliższy ideałowi. Między innymi dlatego, że jego twórca na bieżąco uwzględnia sugestie użytkowników. Dzięki nam np. wprowadzona została korekta wysokości GPSuwzględniająca informacje z danych NMEA.
Podstawowe zadanie, jakie spełnia Locus, to wyświetlanie map umieszczonych online, które w przypadku wielu rejonów Polski są znacznie bardziej dokładne niż Mapy Google’a. Lista dostępnych serwerów jest bardzo długa. Znajdziemy tutaj mapy terenowe i satelitarne Google’a, Microsoftu (Bing), Nokii (Ovi), mapy projektu OpenStreetMap, w tym turystyczną mapę Polski OSMapa.pl czy przydatne w naszych górach świetne mapy czeskiego SHOCartu.
Ale to nie wszystko, bo Locus umożliwia także wyświetlanie map offline. Obsługuje rastrowe mapy w formacie programu TrekBuddy (o czym poniżej) oraz wektorowe mapy OSM. Pozwala też na zapisywanie wyznaczonego fragmentu dowolnej mapy (z widokiem satelitarnym włącznie) z poziomu aplikacji. Uwaga! Nie wszystkie serwisy udostępniające mapy pozwalają na ich zapisywanie.
Gdyby tego było mało, możemy skorzystać z przeglądania działających w Polsce serwerów WMS (Web Map Server). Polecamy znakomite zasoby Geoportalu (geoportal.gov.pl), gdzie znajdują się zdjęcia lotnicze kraju, w przypadku wielu rejonów lepsze niż oferowane przez globalnych potentatów, oraz mapy topograficzne. Szczególnie cenne są te ostatnie, bo ich najmniejsza skala to 1:10 000. Niestety, w wielu miejskich rejonach mogą być już nieaktualne, ale jeśli chodzi o góry– stoją tam, gdzie stały…
Wyświetlanie map to zdecydowanie najmocniejsza strona Locusa. Program bez problemu radzi sobie też z szybkim i łatwym tworzeniem nawigacjitypu punkt-punkt czy prowadzeniem jej na podstawie śladu przygotowanego w komputerze. Potrafi również przygotować profil wysokości dla tworzonego śladu, ale robi to na bazie danych ściąganych z Sieci.
Dochodzimy do głównej różnicy między programami do telefonów a turystycznymi GPS-ami. Te ostatnie, dzięki zapisanym w nich mapom wektorowym (niekoniecznie komercyjnym), są w stanie przygotować na ich podstawie optymalną trasę od punktu A do punktu B. Locus też to potrafi, ale… robi to w chmurze, na bazie danych z jednego z trzech serwisów: MapQuest, YOURS, CloudMade. Oznacza to, że aby przygotować w ten sposób trasę, musimy być w zasięgu sieci GSM, co nie zawsze jest możliwe podczas wędrówek. Poza tym propozycjom nie można bezgranicznie ufać – musimy je zweryfikować, odwołując się do własnego turystycznego doświadczenia. Z drugiej strony w trakcie przygotowywania trasy możliwe jest połączenie nawigacji od punktu do punktu i routingu w chmurze, co pozwala uniknąć ewentualnych problemów z jakością wyznaczonej trasy w Sieci.
Ponadto program wyposażono w wiele przydatnych funkcji, jak np. ostrzeganie o zbliżaniu się do punktu POI, rozszerzona rzeczywistość pokazująca punkt na obrazie widzianym przez kamerę, prognoza pogody, kalibrator fotografii map, opcje geocashingowe.
Mapy cyfrowe
Obok darmowych internetowych serwisów mapowych są również komercyjne rastrowe turystyczne mapy Polski. Producenci, np. Wydawnictwo Kartograficzne Compass i ExpressMap Polska, oferują je w formacie zgodnym z programem TrekBuddy. Jeden rejon górski zajmuje maksymalnie 35 MB danych, a prezentowana mapa w niczym nie ustępuje papierowemu odpowiednikowi, z tym że widzimy jedynie jej niewielki fragment. Stanowi ona doskonałe uzupełnienie tradycyjnego arkusza.
Trudno jednoznacznie wskazać producenta najbardziej godnego polecenia. Problem na szczęście pojawia się dopiero wtedy, gdy mapa danego rejonu dostępna jest w obydwu miejscach. Na mapach Kampinoskiego Parku Narodowego oferowanych przez Compass znaleźliśmy np. zaznaczone trakcje sieci energetycznej, których nie było u konkurencji. Z kolei ExpressMap wprowadził na mapie tego samego obszaru bardzo przydatne dla łazików oznaczenia kwartałów leśnych. Jak widać, każdemu według potrzeb… lub dwie mapy.
Z samochodowego świata
Spośród aplikacji mapowych przydatnych na bezdrożach warto wyróżnić program służący do… nawigacji samochodowej. Rosyjski Navitel Navigator 5 (25 dol.) to aplikacja, dzięki której – po łatwej konwersji – będziemy korzystać ze wszystkich darmowych wektorowych map oferowanych dla odbiorników Garmina. Dostępna jest także zawsze aktualna kompilacja mapy Polski projektu UMP-pcPL dla tego programu ( http://www.sobieski.priv.pl/ linki.html). Co istotne, Navitel obsługuje wyszukiwanie i routing tak jak odbiorniki Garmina. Warto jednak sprawdzić trasę, zanim rozpoczniemy nawigację, ponieważ program czasem błędnie interpretuje kategorie niektórych obiektów: szlak turystyczny może zostać uznany za autostradę. W nawigacji samochodowej kłopot będzie oczywisty – zamiast pruć 140 km/h znajdziemy się na szlaki, a w nawigacji pieszej okaże się, że droga zostanie pominięta, bo w trybie pieszym mamy zaznaczone omijanie dróg głównych…
Bonus
: W każdym telefonie warto zainstalować aplikację Instant Hate Rate, która po przyłożeniu palca do obiektywu precyzyjnie zmierzy nasz puls. Z kolei każdy posiadacz telefonu z sensorem ciśnienia powinien skorzystać z aplikacji Barograph, która wyświetla 24-godzinny wykres ciśnienia i ostrzega o nadchodzącej burzy, co zarejestrowane zostanie jako nagła zmiana ciśnienia atmosferycznego.
Akcesoria
Na koniec przedstawimy kilka dodatków, które poprawią komfort użytkowania smartfonu w terenie. Najważniejszym z nich są wzmocnione obudowy, które pozwalają zamienić praktycznie każdą komórkę w pancerny telefon. Jednak nawet jeżeli zdecydujemy się na zakup wszystkoodpornego telefonu, również do niego warto poszukać kilku dodatków: odpornych na deszcz słuchawek czy uchwytu rowerowego.
Obudowy
: Potentatem na rynku wzmocnionych obudów jest amerykańska firma Otterbox. Długoletnie doświadczenie producenta pozwoliło mu przygotować serię obudów o nazwie Defender. Co prawda, nie czyni ona telefonu wodoszczelnym, ale chroni jego obudowę i ekran przed upadkiem, zadrapaniami, kurzem i kroplami deszczu. Niestety, nawet filigranową komórkę potrafi zamienić w mały sprzęt militarny, któremu brakuje finezji, jaką ma Defy+. W praktyce może się jednak okazać, że Defender pozwoli więcej przetrwać opakowanej w niego komórce niż fabryczna obudowa wszysystkodpornych smartfonów.
Alternatywą są mniej “pancerne” obudowy z serii Commuter, do których nawiązuje też obudowa Acrive firmy Seidio. Jednak nie chronią one ekranu, a jedynie wzmacniają obudowę. Może do jednak być dla niektórych zaletą ponieważ dodatkowa warstwa an ekranie nie każdemu się będzie podobać (pamiętajmy jednak, że chroni ona telefon przed zachlapaniem!).
Uchwyt na rower
. Zapomnijmy o rozwiązaniach podobnych do tych spotykanych w samochodach. Tego typu uchwyt, mimo że da się go wykorzystać na rowerowej kierownicy, nie jest bezpieczny dla smartofonu. Wcześniej czy później trafimy na taki krawężnik, który spowodowuje, że aparat wyląduje na ziemi. Tylko uchwyt z klipsami zabezpieczającymi komórkę przed wysunięciem z każdej strony jest jedynym dobrym rozwiązaniem (koszt ok. 30–40 zł). Niestety, wciąż musimy pamiętać, że mamy do czynienia z delikatnym urządzeniem, a ewentualna wywrotka czy uderzenie kierownicą o kamień może źle się skończyć.
Pewnym wyjściem jest skorzystanie z ochronnej obudowy Otterbox Defender i zainstalowanie jej w uchwycie firmy SlipGrip (slipgripcarmounts.com). Ten ostatni jest trudno dostępny w Polsce. Warto też rozważyć zakup odpornych na deszcz saszetek zintegrowanych z uchwytem rowerowym (ok. 50 zł).
Słuchawki
: Trening w deszczu może być bardziej przyjemny, jeśli umilimy go sobie muzyką. Poza tym praktycznie każda aplikacja wykorzystuje komunikaty głosowe do przekazywania informacji treningowych. Problem w tym, że słuchawki dostarczone wraz z telefonem nie za bardzo nadają się do działania w deszczu. Rozwiązaniem ekstremalnym jest sięgnięcie po zestaw słuchawkowy Surge Contact firmy H2O Audio (ok. 200 zł), którego – z mikrofonem włącznie – można używać pod wodą (do 3,6 metra).
Większości biegaczy czy rowerzystów wystarczy jednak przewodowa Jabra Sport Corded (170 zł). Jednak prawdziwy komfort zapewniają dopiero zauszne słuchawki bezprzewodowe Jabra Sport. Obydwa modele – dzięki konstrukcji podobnej do tej, jaką mają aparaty słuchowe – oferują bardzo duży komfort noszenia i nie przeszkadzają nawet pod kaskiem rowerowym. Są na tyle lekkie, że szybko o nich zapominamy. Najciekawsze jest to, że spełniają standardy US Army i europejską normę IP54 (wodo-, kurzo-, wstrząsoodporność; gorsze zabezpieczenie niż w przypadku IP67!), mogą równocześnie łączyć się z dwoma urządzeniami Bluetooth i mają wbudowane radio FM. Niestety, cena wersji BT nie należy do niskich: ok. 350 zł i trzeba je dość często ładować.
Rękawiczki
. Zimą, gdy temperatura spada do -15°C, operowanie telefonem staje się bardzo nieprzyjemne. W zwykłych rękawiczkach zazwyczaj nie da się odebrać telefonu, jeśli smartfon nie ma sprzętowych przycisków. Można, co prawda, nosić w kieszeni parówkę i ją wykorzystać jako rysik, ale prościej jest poszukać rękawiczek, które na kciuku i palcu wskazującym mają naszyty materiał pozwalający na obsługę ekranów pojemnościowych. Dość dobrze spisują się rękawiczki Agloves (ok. 100 zł) i North Face E-tip (ok. 90 zł).
Telefon na bezdrożach.
Jeżeli smartfon ma stanowić alternatywę dla turystycznego GPS-u w terenie, musimy potraktować go w nieco odmienny sposób. Funkcje telefoniczne powinniśmy włączać tylko wtedy, kiedy będą niezbędne. Najprostsze i najbardziej pewne jest włączenie trybu samolotowego, organicznie czasu podświetlania ekranu do 30 sekund i ustawienie jasności na minimalnym poziomie. Pomocne może być także skorzystanie z ładowarki solarnej. Varta Solar Charger ładuje energią słoneczną 2 ogniwa AA NiMH (2100 mAh) w ciągu 18 godzin. Następnie może zostać wykorzystana do naładowania telefonu.