Końcowa specyfikacja samochodu nie należy do najlepszych, ale musimy pamiętać, że to samochód stworzony przez jednego człowieka. Tak więc zasięg na jednym ładowaniu wynosi około 200km, baterie zamontowane przynajmniej na razi, mają pojemność 36 kWh, a prędkość maksymalna tego cudeńka to 210 km/h. Przyznam się szczerze, że osobiście bałbym się tym jeździć więcej niż może 50 km/h. W końcu przed niczym nie ochroni mnie ten kawałek włókna szklanego z odrobina elektryki. Może oni tam w Ameryce jeżdżą takimi “zabawkami”, ale ja muszę mieć porządny samochód, który podczas zderzenia albo co gorsza dachowania nie złoży się jak domek z kart. Jednak sam konstruktor też chyba nie jest przekonany z wytrzymałości swojego dzieła. Na filmiku pokonuję kilka kilometrów, a wszelkie wystawy samochód odwiedza na lawecie. To przepraszam, po co tworzyć taki samochód? Po to żeby postała w garażu, a jak wnuki się znudzą to oddadzą do muzeum. Ja rozumiem, różnie ludzie przeżywają kryzys wieku średniego, ale większego bezsensu dawno nie widziałem.
Przejażdżka tym cudem, niedługa i niemrawa, ale zawsze jakaś.
Co do reszty zastosowanych rozwiązań. Na bateriach zamontowano panele słoneczne, ale prąd z nich wytworzony służy do chłodzenia układu elektrycznego, broń boże do zasilania baterii. Kolejne trochę nie przemyślane rozwiązanie, można by się bardziej postarać.
Ogólnie duży plus za zrobienie samochodu elektrycznego opartego na replice GT-40, pomysł super tylko wykonanie trochę zakulało. Trzeba by większej ilości pieniędzy i tym samochodem można by się poruszać nawet po polskich drogach bez cienia strachu.
Więcej informacji na blogu konstruktora.