18-letni Chuang zarezerwował prywatny pokój w jednej z kafejek internetowych w południowym Tajwanie. Od 13 lipca w południe grał bez przerwy na jedzenie czy picie (ba! nawet nie dbał o inne potrzeby fizjologiczne) przez 40 godzin. W niedzielę zaniepokojony pracownik wszedł do pokoju gracza i odnalazł go leżącego na stole. Gdy go obudził młody chłopak wstał, a następnie zachwiał się i zemdlał. Zmarł niedługo po przybyciu do szpitala.
Choć policja nie podała jeszcze konkretnej przyczyny śmierci, spekuluje się, że długotrwałe przebywanie w pozycji siedzącej mogło wpłynąć na pracę układu sercowo-naczyniowego.
Blizzard
wydał już oficjalną informację, w której składa kondolencje rodzinie i apeluje do graczy, by mieli umiar we wszystkich formach rozrywki w jakich uczestniczą. Dodał też, że stosowne określenie czasu przeznaczonego na granie jest indywidualną sprawą gracza, ich rodziców i opiekunów.
To już nie pierwszy przypadek w Azji, w którym odnotowano śmierć z przemęczenia po długotrwałych growych maratonach.W lutym tego roku w New Taipei po 23- godzinnej sesji zmarł mężczyzna z powodu zatrzymania akcji serca. Każdy rozsądny człowiek wie jednak, że to nie gry doprowadzają do takich sytuacji, a brak samokontroli, chęć ucieczki od rzeczywistości i w końcu brak zainteresowania ze strony rodziców. Przykry jest też fakt, że kolejny raz (pamiętacie sprawę niedoszłego nożownika z Poznania z maja?) media zrobiły nagonkę na Blizzard. Gdy ginie ktoś w wypadku samochodowym jakoś nie zauważyłam, by producent auta musiał się z tego tłumaczyć.