Domena.tv została przyznana Tuvalu w 1999 roku. Praktycznie od razu internetowi giganci ustawili się w kolejce, często stawiając się osobiście w Vaiaku, stolicy kraju, by wynegocjować dla siebie jak najlepsze warunki. Tuvalu nie umiało sobie z tym poradzić, nie rozumiało potęgi, jaką otrzymało. Urząd regulacyjny kraju dobił targu łasząc się na przedpłatę w wysokości 50 milionów dolarów i obiecanymi dalszymi milionami. Trudno mu się dziwić, to ponad połowa generowanego rocznie PKB w tym kraju. Biorąc jednak pod uwagę pieniądze związane z biznesem online, kwota ta wydaje się śmiesznie mała.
Domeny.TV zaczęły być sprzedawane za gigantyczne pieniądze. Hollywood i telewizje z radością kupowały tę domenę od kalifornijskiego providera, który dobił targu z Tuvalu. Nikomu TV nie kojarzy się z krajem Większość z internautów zapewne nie wie o jego istnieniu. TV to telewizja. I wielkie pieniądze. Z racji tego, że operujemy tu różnymi walutami, dla uproszczenia, przeliczyłem w przybliżeniu poniższe dane na złotówki.
Te nigdy nie trafiły do Tuvalu, na własne życzenie tego kraju mającego raptem 11 tysięcy mieszkańców. Archipelag wysp Tuvalu zmaga się z wysokim bezrobociem, biedą a także środowiskiem. Nawet Pacyfik jest nie po myśli władz, uparcie podnosząc poziom wody i podtapiając kolejne regiony. Powierzchnia całego kraju to 26 kilometrów kwadratowych. Z uwagi na brak wód śródlądowych, produkcja żywności jest trudna. Tuvalu kupuje ją od Australii i Nowej Zelandii za niewielkie pieniądze, a co za tym idzie, jest ona najniższej jakości. Tuvalu ma też problem z odpadami, których nie ma gdzie się pozbywać. W 2010 roku w budżecie odnotowano 25 milionów złotych deficytu. Lotoala Metia, minister finansów, zapowiada, że za kilka lat w kraju skończą się pieniądze. Dlatego też walka o większe zarobki z domeny.TV stały się kluczowe.
Tuvalu obiecano bogactwo. Tymczasem posiadaczem.TV obecnie jest Verisign, który płaci krajowi za prawa do niej pięć milionów złotych rocznie, co przekłada się na 10 procent dochodów kraju. Zdaniem Metia, to za mało. Uważa, że biorąc pod uwagę zarobki z domeny, VeriSign powinien płacić 25 milionów złotych rocznie. Sam VeriSign odmawia komentarza.
Problem w tym, że Tuvalu dobrowolnie podpisał wiele lat temu umowę na temat prawa do domeny i postanowienia której będą honorowane, jak oświadczył Metia, dopóki druga strona nie uzna racji Tuvalu. Umowa ta wygasa dopiero za sześć lat. VeriSign proponuje kompromis: dodatkowe 2,5 miliona złotych rocznie w zamian za przedłużenie umowy o pięć lat. 2,5 miliona kosztuje jedna dobra domena, a VeriSign rocznie sprzedaje ich dużo więcej.
Tuvalu ma jeszcze jeden problem, czyli uwolnienie domen najwyższego poziomu. Wkrótce.TV przestanie być tak atrakcyjne, skoro będzie można kupić.film, .dobrekino czy też.najlepszekomedie (zmyślam, ale na pewno wiecie o co chodzi). Po wygaśnięciu umowy.TV może okazać się mało wartościowe.
Sytuacja jest patowa. Z jednej strony umowa jest święta i obie strony tak uważają. Z drugiej jednak to smutny i przykry przykład jak nieznajomość “e-branży” może fatalnie wpłynąć na losy całego kraju. Maciupkie Tuvalu daje nam surową lekcję. Trzymam za nich kciuki. Zajrzyjcie na Wikipedię. To piękny kraj, mimo iż stłamszony biedą.