HTC Windows Phone X8. HTC Windows Phone S8. Muszę przyznać, że w pierwszej chwili zupełnie to przegapiłem, koncentrując się na wyglądzie i parametrach nowych smartfonów tajwańskiego producenta. Jadnak kiedy zwróciłem już na to uwagę, byłem głęboko zdziwiony. Pamiętacie, żeby jakikolwiek smartfon do tej pory nazywał się “Android CośtamCośtam” albo “Symbian Jakiśtam”?!
Użytkowniku, zakup Samsunga!
Galaxy Tab, Optimus 7, Droid, HD7, Padfone, Iconia Tab, Iconia Smart… Kiedy popatrzy się na nazwy urządzeń mobilnych, łatwo zaobserwować dwie rzeczy: po pierwsze, często producenci starają się już samą nazwą dać nam do zrozumienia, z jakim typem urządzenia, działającym pod jakim systemem operacyjnym mamy do czynienia. Tab nawiązuje do “Tablet”, Smart do “smartphone”, 7 do Windows Phone 7, Droid do Android a Padfone – (i)Pad i phone – jasna sprawa. Po drugie, mimo to firmy unikają jak ognia użycia nazw rodzajowych czy faktycznych nazw stosowanych systemów operacyjnych. Dlaczego? Bo starają się budować własną markę i wyróżnić z tłumu. Chcą, żeby to “Motorola”, “LG” lub “Samsung” były tym, co przyciąga przyszłego klienta. Jest setka tabletów – ale tylko jeden Samsung Galaxy Tab. Tysiące smartfonów z Androidem, ale tylko jedna Motorola Droid. Klient ma chcieć kupić Motorolę, Samsunga czy LG, a nie Androida, tablet czy smartfon.
Tak postępują duże firmy z silnymi markami. Tymczasem…
Panie, kup pan ten tablet!
W Pekinie jest wielki sklep z elektroniką. Właściwie, to bardziej centrum handlowe w całości poświęcone elektronice… Zajmuje potężny, wielopiętrowy budynek, a każde piętro to inny świat. Na parterze są salony firmowe Sony, Lenovo, Della, Apple, Samsunga i innych gigantów. Na pierwszym i drugim piętrze – mniejsze sklepy ze sprzętem i peryferiami znanych marek. Na trzecim, czwartym i powyżej zaczyna się królestwo malutkich sklepików, w których można znaleźć kopie wszystkiego, co sprzedają na niższych piętrach plus trzy razy tyle urządzeń niepodobnych do niczego. Co ciekawe, na ich pudełkach i obudowach wielkimi literami napisane jest “Tablet”, “Smartphone”, “MP3 Player” czy “Netbook”, podczas gdy logo producenta ginie gdzieś wśród innych elementów graficznych, zaś nazwa modelu najczęściej nie pojawia się wcale. Nic dziwnego: producenci i sprzedawcy nie liczą na to, że kupujący przyjdzie szukać Huangcy MX1965 lub Yeuhe S-W2 – spodziewają się raczej, że przyjdzie kupić tablet albo smartfona.
Czyżby HTC tak nisko oceniało swoją markę?
Surfujący ninja
Nie sądzę, żeby o to właśnie chodziło. Co uważniejsi i bardziej krytyczni z was pewnie wychwycili pewien haczyk w tym, co napisałem wyżej. Zauważyliście? Wszystkie nazwy, które przytoczyłem pochodzą sprzed pewnego – raczej dłuższego, niż krótszego – czasu. Dziś już praktycznie nikt nie używa tego rodzaju konwencji nazewniczej. Czemu? Bo rynek tabletów, rynek smartfonów z Androidem dojrzał, ludzie już wiedzą, co to za urządzenia, co za systemy. Dziś z jednej strony nie trzeba tłumaczyć użytkownikowi z czym ma do czynienia, a z drugiej – nie ma sensu próbować wyróżniać się czymś, co mają wszyscy. Tak, nadal mamy Galaxy Tab’y – ale to dlatego, że nie porzuca się raz wypromowanej marki. Tak, PadFone jest świeżą nazwą – ale to dlatego, że to niezwykłe urządzenie, które musi wytłumaczyć się użytkownikowi czym jest. I tu dochodzimy do sedna.
Użycie nazwy rodzajowej albo odniesienie się do systemu operacyjnego ma sens, jeśli chce się załapać na rosnącą falę. Jeśli głęboko wierzy się, że jakiś nowy, nieznany powszechnie lub niepopularny typ sprzętu czy OS odniesie sukces i pragnie się zdominować taki dopiero otwierający się rynek.
Dlaczego “Droid”? Motorola (do spółki z siecią Verizon) wierzyła, że Android pomoże jej wrócić do pierwszej ligi, wierzyła, że ten system odniesie sukces i wypisała jego nazwę na swoim sztandarze. Udało się – przez pewien czas Motorola była jedyną sensowną alternatywą dla iPhone’a i najpopularniejszym telefonem z Androidem. Galaxy Tab był efektem wiary Samsunga, że tablety są przyszłością – wiary wyrażonej jeszcze zanim wziął się za to Google. Udało się, dziś Galaxy Tab to drugi po iPadzie brand tabletów…
Oczywiście, trzeba znacznie więcej niż nazwy, żeby odnieść sukces – nie twierdzę nawet, że to element najważniejszy. Chciałem tylko pokazać, jak korelują ze sobą pewne czynniki: stan rynku, pozycja firmy i nazwa produktu. I namówić was do wyciągnięcia wniosków w stosunku do HTC.
HTC czy Windows Phone?
Rynek jest u progu dużej zmiany w percepcji mobilnych Okienek: teraz przestaną być obce, bo microsoftowe kafle będą wszędzie, będą dostępne na topowych telefonach, bo Windows Phone 8 znosi ograniczenia sprzętowe, nie będą też już najbardziej upośledzonym funkcjonalnie systemem mobilnym, bo “Ósemka” wreszcie przyniesie możliwości takie jak obsługa kart pamięci, tryb pamięci masowej czy transfer plików przez Bluetooth. Nie będzie to – przynajmniej na początku – wielki tort do podziału, ale też nie ma na niego wielu chętnych. Huawei? Może i tygrys, ale dopiero się rozpędza. Samsung? Jak się ruszy, to pozamiata, jednak wciąż wydaje się średnio zainteresowany. Nokia? No dobra, mocno okopana, poważny przeciwnik, ale przecież nie jest nie do ruszenia. A HTC potrzebuje “planu B”, bo rynek Androidowy jest już tak ciasny, że wyrwanie dla siebie choćby kawałka więcej (a nawet utrzymanie tego, co się ma!) staje się wyzwaniem ponad siły. HTC robi świetne telefony z zielonym robotem, a jednak z kwartału na kwartał traci udział w rynku… Może więc lepiej być księciem na prowincji, niż lokajem w stolicy?
Nazywając swoje nowe smartfony z WP8 “Windows Phone” HTC gra va banque, licząc na to, że skorzysta z potężnej promocji jaką dostanie ten system i załapie się na rosnącą falę zainteresowania. Tajwańczycy nie poprzestali na nazwie. X8 i S8 wyglądają bardzo atrakcyjnie, są solidne, wyposażone na tyle dobrze, żeby nie odstawać od konkurencji, ale na tyle oszczędnie, żeby utrzymać ceny na bardzo interesującym poziomie.
Wiecie co? To się może udać.